Ruski jest w nas

Rzeźba przedstawiająca sowieckiego żołnierza gwałcącego ciężarną Polkę stała przy al. Zwycięstwa w Gdańsku, w miejscu pamięci o poległych żołnierzach armii czerwonej jeden dzień. Jej autor, Jerzy Szumczyk, zmusił mnie do myślenia. Co nie zdarza mi się zbyt często.

Rzeźba jest brutalnie naturalistyczna i – o ile wolno mi mieć sąd w tej sprawie – bardzo poprawna jako dzieło sztuki, a co najmniej rzemiosła rzeźbiarskiego. Jak sądzę, nie chodzi tu wcale o metaforę Polski zgwałconej przez stalinowskie imperium, lecz po prostu o upamiętnienie tysięcy polskich kobiet zgwałconych przez krasnoarmiejców idących na Berlin. Chciałoby się rzec: taka była prawda i należy o miej mówić i ją przypominać. Czy jednak każdą prawdę należy mówić pełnym głosem? Kiedy i w jakich okolicznościach? Czy wszystkie ofiary należy upamiętniać? Trudne pytania. Bo odpowiedź „tak, wszystkie, wszędzie i zawsze” nie tłumaczy, dlaczego wcale tego nie robimy i nie zawsze podoba się nam, gdy inni to robią.

Dlaczego komuś może się nie podobać (a nie podoba się!) rzeźba Szumczyka? Ludziom delikatnym nie podoba się jej obsceniczność, a co najmniej dosłowność. Zapewne dla ofiar gwałtu również widok tej rzeźby byłby bolesny. Ale załóżmy na potrzeby tej analizy, że autor dzieła zdobył się na nieco więcej subtelności i zajmijmy się polityką. Władze rosyjskie mówią, że obraża się pamięć 600 tysięcy rosyjskich żołnierzy poległych za wyzwolenie Polski. To akurat mnie nie przekonuje. Po pierwsze ci żołnierze są upamiętnieni przez liczne cmentarze rozsiane po całej Polsce, łącznie ze Świętym Krzyżem. Po drugie cześć dla poległych nie wyklucza się z pamięcią o zbrodniach popełnionych przez ich kolegów. Po trzecie armia czerwona szła nie tyle wyzwalać Polskę, co przechodziła przez Polskę w pogoni za Niemcami i do Niemiec, nasz kraj zaś przy tej okazji nie tylko wyzwalając od Niemców, lecz jednak równocześnie podbijając i poddając władzy Stalina. Mogę natomiast zgodzić się z tym, że umieszczenie rzeźby właśnie w miejscu poświęconym poległym było w stosunku do nich jakoś wyzywające i oskarżycielskie. Miejsce wybrano niefortunnie, kierując się zmysłem prowokacji, a może nawet nienawiścią do „Ruskich”. I Rosjanie to wyczuwają. Wielka Wojna Ojczyźniana to w Rosji świętość i trzeba to uszanować.

No dobrze, ale czy w innym miejscu taka rzeźba ma prawo stać? Wydaje mi się, że tak, ale nie na prawach pomnika, lecz wydarzenia. Ktoś wystawia rzeźbę, a ktoś ją po niedługim czasie usuwa, mimowolnie biorąc udział w pewnej sytuacji etycznej, która nie jest jednoznaczna i właśnie dlatego zasługująca na wywołanie jej przez artystę. Bo nie jest etycznie jednoznaczne ani wystawianie rzeźby, ani jej usuwanie. Brakuje po obu stronach dostatecznego uzasadnienia, a rzeczą etyka jest ten fakt skonstatować i powiedzieć: patrzcie, w życiu moralnym mamy do czynienia z kwestiami niejednoznacznymi i otwartymi.

Ale dlaczego właściwe uważam, że rzeźba ma prawo do jedynie chwilowego istnienia w przestrzeni publicznej? Otóż racja mojego poglądu w tej sprawie jest następująca. Wizerunek sołdata gwałcącego „naszą” wytwarza lub przywołuje dramatyczną opozycję „oni” (agresorzy) i „my” (ofiary). A to nie jest uczciwy opis naszych relacji z Rosją. To nie jest po prostu tak, że „oni gwałcili nasze kobiety”. To się działo wewnątrz w dużej mierze wspólnego i bardzo tragicznego świata. Jeszcze niedawno nasz kraj był daleko bardziej niż dzisiaj krajem wschodnioeuropejskim. Większość przodków współczesnych Polaków należała do ludności wiejskiej mówiącej jednym z niezliczonych dialektów, których przeważająca liczba miała cechy pośrednie między językami polskim i rosyjskim. Wprawdzie oddaliliśmy się od Rosjan bardzo w ciągu minionych stu lat, lecz w dłuższej historycznej perspektywie nasza kultura i kultura ludów żyjących na Wschodzie, łącznie z Rosjanami, stanowią wspólny, choć zróżnicowany (głównie religijnie) obszar kulturowy. Kiedyś Rzeczpospolita była potęgą. Potem stała się nią Rosja. Toczyliśmy ze sobą wojny, ale dzieliliśmy kawał wspólnego losu. Amputując z naszych dusz Rosję, amputujemy część siebie i swojego dziedzictwa. Również tragiczne losy II Wojny Światowej spajają nasze narody. Oba przeżyły straszliwą i niewyobrażalną tragedię. Jej częścią było to, że stanęły przeciwko sobie. Lecz częścią naszej wspólnej wojny było i to, że nasi ojcowie poszli razem z ojcami współczesnych Rosjan bić Niemca. To nie są tak po prostu obcy i wrogowie. Rosjanie są do pewnego stopnia swoi i nasi. I oni też tak to odczuwają. Nie powinniśmy robić sobie nawzajem rzeczy, które bolą i które nas od siebie oddalają. Dlatego – choć artysta ma swoje prawa i prawda ma swoje prawa – rzeźba Szumczyka nie może uzyskać prawa trwałego obywatelstwa w przestrzeni polskiej. Zjawiła się i znikła. I dobrze. Dobrze, że była. Dobrze, że jej już nie ma.