Do przyjaciół Żydów

Izraelski parlament zjeżdża do Krakowa i Auschwitz, by w światowym Dniu Pamięci Ofiar Holokaustu (ONZ) i w rocznicę wyzwolenia przez Armię Czerwoną KL Auschwitz odbyć tu symboliczne „posiedzenie Knesetu”, z udziałem polityków z Polski i innych krajów. Jest to wydarzenie osobliwe, tak jak czymś osobliwym była wizyta Benedykta XVI przed ośmioma laty.

Dziwnie było Żydom patrzeć na chrześcijańskiego przywódcę otoczonego chrześcijańskimi ofiarami Auschwitz i wyznawcami tej samej wiary chrześcijańskiej, którą wyznawali również nazistowscy oprawcy, jak na jeden dzień chrystianizują to miejsce i stają w nim w roli moralnie pełnoprawnych gospodarzy. I dziwnie jest patrzeć Polakom na tłumy cudzoziemskich Żydów, którzy co pewien czas zapełniają Auschwitz z taką swobodą, jakby byli tu całkiem u siebie – a tym razem uczynią to w sposób politycznie zorganizowany, z najwyższą asystą władz polskich. Polacy nie wiedzą, czym różnił się żydowski los od polskiego losu i jak do cna żydowskimi miejscami są obozy śmierci, a za to Żydzi nie wiedzą, jak strasznie polskie były steki tysięcy spośród żydowskich ofiar Holokaustu i jak wielkie były cierpienia wojenne „aryjskich” Polaków. Dziwnie patrzą nawzajem na siebie te dwie nacje i tylko trochę pomagają tu laufrzy, biegający z sercami pełnymi dobrej woli między jednym a drugim obozem. Niełatwy jest tych laufrów los.

Są laufrzy i są snobi. Są też karierowicze. Są wśród laufrów Polacy etniczni i etniczni Żydzi oraz tacy „pół na pół”. Nie będziemy nikomu zaglądać do duszy i do metryki. Tak czy inaczej, faktem jest, że zadziwiająco wielu polskich polityków, i to z różnych stron sceny politycznej, ma znakomite relacje z Izraelem i bardzo sobie te relacje ceni. Lech Wałęsa i nieżyjący już Lech Kaczyński z Bronisławem Geremkiem, Józef Oleksy, Leszek Miller, Aleksander Kwaśniewski, Adam Rotfeld, Radosław Sikorski, Marek Siwiec, Michał Kamiński, Ryszard Czarnecki i wielu innych. To dzięki nim możemy powiedzieć, że Izrael i Polska są krajami zaprzyjaźnionymi, choć ma Izrael lepszych przyjaciół, a Polska może też (Jakich mamy przyjaciół? To już osobny temat).

Bardzo zawikłane są wspólne losy, bardzo sprzeczne emocje buzują w polskich i izraelskich czy żydowskich duszach. Jest jeszcze tyle do opowiedzenia i do wykrzyczenia. Ale to się dzieje. Powoli, w nierównym rytmie, ale się dzieje. Jeśli jednym zdaniem podsumować etap zbiorowej terapii, na którym znajdują się pacjenci, to można powiedzieć, że Polacy właśnie podejmują pierwsze, nieudane jeszcze próby przepracowania problemu, a Żydzi jeszcze starają się problem zanegować i wyprzeć. Inaczej mówiąc, Polacy wiedzą, że jest „problem polsko-żydowski” i mają w związku z nim jakieś tam (kalekie, bo kalekie, ale zawsze) dyskursy, a Żydzi w ogóle nie widzą „problemu polskiego”, bo dla nich „Polska jest jednym z wielu krajów, skąd przybyli Żydzi”. Nieobojętni, choć szpetni Polacy i obojętni, sterylni Żydzi. Dlaczego „szpetni” i „sterylni”? Szpetni, bo paskudne są te tysiące antysemickich napisów na polskich murach, te ogony rasistowskich komentarzy pod każdym tekstem napisanym przez Żyda lub o Żydach, to całe obrzydliwe gadanie, że nie ma w Polsce antysemityzmu albo że jest marginalny, te ciągłe pobekiwania antysemitów, że oni to wcale nie są żadnymi antysemitami, tylko to ci Żydzi tacy wredni i prowokują. I tak dalej. A sterylni dlatego, że Izraelczycy są zawsze „ponad to” i nie zniżają się do myślenia o Polakach i Polsce. Wiedzą, co było, ale „to nie ma wpływu” na ich stosunek do współczesnych Polaków. Ot, wzruszenie ramion. No, chyba że jacyś Polacy gotowi są na pełnię empatii, to wtedy można ich zaprosić albo dać się im ugościć. Sam już nie wiem, co tu jest brzydsze.

Drodzy przyjaciele Żydzi! Obawiam się, że Polacy zaszli dalej w pracy nad przeszłością. Tu od ćwierć wieku szeroko i głęboko dyskutuje się problem polsko-żydowski i polski antysemityzm. Tu elity szczerze i aktywnie zwalczają antysemityzm, a tysiące inteligentnych Polaków fascynuje się Izraelem i kulturą żydowską. A Wy? Co zrobiliście w tej gardłowej sprawie? Czym my dziś jesteśmy dla Was? Otoczeniem obozów? Nudną niwą, zamieszkałą przez niegodnych uwagi kmieciów? Mało intersującym krajem we wschodniej Europie? Pewnie tak, skoro tak tłumnie jeździcie bawić się do Berlina, a myśl o wakacjach w Polsce ani Wam w głowach nie postanie. Pewnie tak, skoro polskie imprezy kulturalne przyciągają u Was tak może ćwierć tego, co dajmy na to argentyńskie… Naprawdę, musicie się trochę podciągnąć „z polskiego”. Dacie radę, skoro tak dobrze poszło Wam już z niemieckim.

Martwi mnie, że przyjedziecie za kilka dni do Polski, do Krakowa, oczyszczonego na ten czas z przekreślonych gwiazd Dawida i „Żydów do gazu!”, odprawicie rytuał zaklęć „nie wolno zapomnieć” i „nigdy więcej”, zjecie specjalnie dla Was sprowadzony koszer, wypijecie kieliszeczek albo dwa z paroma „zaprzyjaźnionymi Polakami” i „polskimi Żydami” (dla Was dziwny to ptak, w odróżnieniu od Żyda niemieckiego albo rosyjskiego), i do samolotu. A w Izraelu powiecie rodzinom, że było cholernie zimno, ale hotel dało się wytrzymać. I tak oto stracicie okazję, żeby zrobić w tej Polsce coś ważnego. To ja Wam może po przyjacielsku podpowiem, co ważnego moglibyście tu uczynić, skoro w tak szacownym gronie przybywacie w nasze skromne i zimne progi. Otóż zamiast powtarzać zacne prawdy, od których już wszystkim ofiarom w niebie dawno uszy więdną, i które z każdym rokiem brzmią coraz bardziej jak rytualna modlitwa, a coraz mniej jak żywa myśl i żywe słowo, zdobądźcie się na uczynienie takiego kroku, na który Polacy zdobyli się już ćwierć wieku temu, począwszy od publikacji słynnego artykułu Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto”. Zdobądźcie się na przemyślenie swojego stosunku do Polaków i Polski, własnych uprzedzeń i własnej urazem i urazą podszytej obojętności. Powiedzcie, że trzeba sprzeciwić się zarówno antysemityzmowi, który wciąż jeszcze, w różnych, często podstępnych i przewrotnych formach truje polskie dusze, jak i antylechityzmowi Żydów, wyrażającym się w nader stronniczym oglądzie historii naszych relacji, w przesądach i niemądrych kliszach, a przede wszystkim w tej zakłamanej obojętności, wyrażającej się w mówieniu, bez żadnego zażenowania, że „u nas nie ma problemu z niechęcią do Polaków”. Wiecie, w Polsce, gdy ktoś tak gada, to tak jakby sobie na czole napisał „jestem antysemitą”. A u Was to rzecz najbardziej naturalna pod słońcem, tak jak naturalne jest mówienie w towarzystwie bzdur o Polsce i Polakach. U nas też tak było – jeszcze parę dekad temu. Można było być bardzo szanowanym obywatelem-antysemitą, w towarzystwie na zmianę urągającym Żydom i powtarzającym, że żadnego problemu z Żydami i antysemityzmem w tym kraju nie ma. Czy znajdziecie odwagę, by pójść śladem Polaków? Czy zdobędziecie się wreszcie na poważną dyskusję na temat swojego stosunku do zaprzyjaźnionej bądź co bądź z Wami Polski? Czy też znowu zwycięży arogancja i to wieczne zadowolenie z siebie, które jest tak częstą i charakterystyczną przywarą w obu naszych nacjach? Macie okazję – spróbujcie!