Walentynki – Dzień Tęczy

Św. Walenty nazywał się naprawdę Valentinus, czyli „mocny i dobry człowiek”, taki, który wart jest wiele i na którym można polegać (valens). Germańska wersja tego imienia to Hartman, z czego wzięło się popularne nazwisko, przyswojone również przez przodków niżej podpisanego.

Z pewnością nie zasłużyłem sobie na swoje walentynkowe nazwisko, ale przynajmniej je szanuję, mając je sobie za memento i drogowskaz. Memento Walentego-Hartmana, wpisane w etymologię tych imion, brzmi: bądź oparciem dla innych!

Nie zdradzę tajemnicy, mówiąc, że nie jestem chrześcijaninem. Mimo to niektóre legendy chrześcijaństwa szczerze do mnie przemawiają i pociągają. Jedną z nich jest właśnie legenda o św. Walentym, biskupie z prowincji Umbria w środkowej Italii, z III wieku, skazanym na śmierć przez cesarza Klaudiusza za nielegalne udzielanie ślubu rzymskim legionistom, co mogło prowadzić do wykpienia się przez nich ze służby. Podobno gdy Walenty siedział w więzieniu, zakochał się w niewidomej córce strażnika, tak gorliwie modląc się o jej uzdrowienie, że dobry Bóg zlitował się i przywrócił dziewczynie wzrok. Inna legenda mówi, że siedział w areszcie domowym w willi sędziego, który miał niewidomą córkę. Wyjednawszy u Boga cudowne jej uzdrowienie, zażądał nawrócenia domu sędziego, co też się stało.

Jak można sądzić z tych przypowieści, był Walenty wesołym i odważanym człowiekiem. Pacyfistą, przyjacielem młodzieży, pocieszycielem nieszczęśliwych dziewcząt. Można było na nim polegać w tych sprawach! Nie bez kozery został patronem zakochanych.

Dziś, w dniu kościelnej (jakkolwiek raczej umbryjskiej niż małopolskiej) uroczystości wspomnienia św. Walentego, łączę się z tradycją i wołam ponad przepaściami klas, wyznań, narodów i epok: kochajmy się! A jak już nie możemy się kochać, to przynajmniej bądźmy sobie życzliwi. A jak i na to nas nie stać, to choć bądźmy dla siebie mili. Gdy i na to zabraknie siły, odwołajmy się do uprzejmości. Nie mogąc okazywać sobie nawet uprzejmości, zdobądźmy się przynajmniej na wzajemne poszanowanie naszych praw. Jeśli i tu nie stanie nam dobrej woli, powstrzymajmy się choć od okazywania wrogości. Wszak gdy wrogość w nas zwycięży i da się poznać na zewnątrz, pohamujmy zew krwi!

Tak to walentynkowe „kochajmy się!” ciągnie za sobą fundamentalne „nie zabijajmy się!”. Tęcza pokoju rozpięta nad światem na znak, że dni zagłady już nie powrócą, objawia przykazanie Lo tircach!, Nie zabijaj! Miłość napina namioty, a nienawiść nimi targa. Życie i śmierć. Nadzieja i rozpacz. Radość i cierpienie. Niebo i piekło. Pokój i wojna.

Dzień św. Walentego, święto miłości i zakochanych jest  w swej istocie świętem pokoju i życia. Walenty złożył swoją śmiertelną ofiarę na ołtarzu nienawiści, abyśmy mogli dziś zdrowo dokazywać. Przeto wykpiwajmy się dzisiaj z naszych legionów, wykręcajmy się sianem od służby nienawiści i lećmy do naszych przyjaciół, kochanków i kochanek, na łono Kupidyna, Kupały, św. Walentego, by grzeszyć, ach, słodko grzeszyć! Vivat sanctus Valentinus!