Wybory do PE: do wychodka to na prawo

Polska prawica parlamentarna, od PO do SP, zakiwała się na śmierć. Teatr obłudy, totalnej i ostentacyjnej bezideowości i nihilizmu, którego dziś jesteśmy świadkami, to najbardziej żenująca szmira od lat. Mógłby się z tego cieszyć Korwin-Mikke, gdyby nie to, że i on dawno zdradził samego siebie, przywdziewając szatki klerykała, choć wszyscy żyjący dłużej niż lat 40 wiedzą, co myśli on sobie o „czarnym”. Dokładnie to samo sobie myśli, co Tusk, Kaczyński i sam zainteresowany, czyli „czarny”.

Polityczny realizm i pragmatyzm uchodzą za cnoty. Piękne to może i cnoty, lecz trzeba uważać, bo łatwo przechodzą w cynizm i wyrachowanie. A wyrachowanie to krok do pychy i bezczelności. W ostatnich tygodniach polska polityka zrobiła ten krok. Co im tam jakieś wybory! Jakieś tam zasady! Wobec europoselskich fruktów nic się już nie liczy. Żądza tych posad jest tak wielka, że każda z partii zrobi wszystko, by przejąć kontrolę nad jak największą ich liczbą. Na oślep. Bo jaki zysk będzie miała PO, gdy z Lublina wejdzie odwieczny wróg „platfusów” Michał Kamiński? Ile warta będzie jego lojalność? Pewnie tyle, co honor PO, która własnym programem gębę sobie jak tę cholewę wyciera, przyjmując jeden po drugim ludzi od Kaczyńskich. Od Sikorskiego po Kamińskiego, przez Kluzik-Rostkowską. Normalka, zwykła wymiana kadr między konkurentami z branży. Tu się nawet nie próbuje niczego udawać. Hucpa i polityczny marketing w postaci klinicznej. Zero wstydu. Ciemny lud to kupi, bo ciemnego luda nie interesują idee i poglądy, nie mówiąc już o jakiejś konsekwencji w działaniu, powadze i honorze. Lud ma dostać obietnicę kasy i ładne fotki na plakatach. Kupujesz media, lepisz miasto i bierzesz mandaty. Inwestycja i zwrot. Żaden cynizm – po prostu takie są reguły gry. Business as usual. Afery kryminalne i obyczajowe, skok na OFE ani inne dyrdymały się nie liczą. To są newsy na parę dni – potem wszyscy zapominają. Byleby nie drażnić „czarnego” (żadnych tam pierdół w rodzaju Karta Praw Podstawowych UE, regulacja in vitro, związki partnerskie czy konwencje o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet), oddać Rydzykowi, co rydzykowe, Nyczowi, co nyczowe, i hulaj dusza! Byle masa uwierzyła, że nie ma wyjścia i musi albo na PiS, albo na PO.

Osobiście lubię Michała Kamińskiego. Ale jego start z jedynki do PE z list PO to po prostu bezczelność. Policzek dla działaczy i wyborców tej partii, szyderczy śmiech zalanej winem politycznej gangsterki (i hojny prezent dla Europy Plus – Twojego Ruchu). Ale jaja! Ciekawe jaką Jarek zrobi minę, jak się dowie, że wzięliśmy Miśka! Ha, ha! Wszystko nam wolno, bo rządzą sondaże. Skoro Zdrojewski wypada dobrze, to nie ma problemu, żeby zrobił w stronę ludzi kultury gest Hofmana i dał jeszcze 200 tys. na tacę dla Nycza. Co by sobie ludziska nie myśleli, że w kraju PO liczy się jakieś prawo, jakieś procedury konkursowe, jakieś protesty społeczne. Jest deal z „czarnym”, jest marketing polityczny, są spin-doktorzy i masz całą politykę. Możecie nam skoczyć (i obtoczyć).

Jeszcze lepszy Gowin z Ziobrą. Wypuścili balona, że zarejestrują wspólny komitet do PE. Co im tam, że Ziobro socjalistyczny do bólu, a Gowin zadufany w sobie neoliberał. Liczy się tylko, żeby przekroczyć próg i zgarnąć mandaciki. A że akurat Gowin chce być prezydentem Krakowa, a PE go osobiście nie rajcuje, chętnie polegnie na Śląsku w zamian za poparcie Ziobry w wyborach samorządowych. Do PE wejdzie Ziobro, Kurski i Kępa i będzie dolce vita. No, po prostu arcydzieło kalkulacji politycznej. Ciekawe, co na to wątłe struktury, gdy dowiedzą się, że zbierały podpisy na nic, bo teraz będzie nowa firma, nowy komitet wyborczy i opiat` od nowa podpisy. No ale strukturom się zapłaci i będą siedzieć cicho. Przecież to gówniarze i mohery. Pewnie nic z tego nie będzie, bo to za głupie – Gowin i Ziobro wystartują osobno, a jeśli Gowin wejdzie, co mało prawdopodobne, to może odda mandat Bielanowi (bo zrobić wyborców w bambuko to w tych kręgach łatwej, niż splunąć). Nic z tego nie będzie, ale szambo już wybiło. Tymczasem jednak kolega Migalski już nie wytrzymał i zdradził, że prowadził rozmowy z Ziobrą o porozumieniu w złej wierze – tylko po to, aby opóźnić zarejestrowanie przez niego komitetu wyborczego, a tym samym zmniejszyć jego szanse na zarejestrowanie list wyborczych w całym kraju. I wyznał to bez wstydu i zażenowania: „Potwierdzam, że prowadziłem rozmowy z SP, ale miałem je przeciągać i doprowadzić do fiaska, żeby osłabić naszego konkurenta. Taka była polityka naszej partii. Chodziło o opóźnienie rejestracji komitetu naszego wyborczego konkurenta. To nam się udało, bo Solidarna Polska zgłosiła swój komitet pięć dni po nas”. Dziwicie się jeszcze? Ja już nie. To takie towarzycho jest. Po prostu.