Jeden dzień z życia PRL

Kolejny dzień przaśnej rzeczywistości PRL (Pisowskiej Rzeczypospolitej Ludowej) jakby z tych bardziej hucpiarskich.

Czytamy, że prokurator nasłał policję na chłopaka, który śmiał puścić Czcigodnego Pana Prezydenta przodem do tyłu. Dalej dowiadujemy się, że trudny koalicjant i wielce szorstki przyjaciel pana Kaczyńskiego otrzymał parę moniaków (20 mln) na działalność w zakresie „kultury medialnej”, którą tak świetnie znamy z Radia Maryja. Poszło z dotacji do teatrów (I dobrze! Mniej pornografii i bluźnierstw!).

Następnie towarzyszom z PiS coś się pomyliło na komisji i przegłosowali poprawkę do ustawy o prokuraturze, żeby jednak prokurator nie mógł robić, co chce. Ale zaraz się skapnęli, powtórzyli głosowanie i już możemy być spokojni, że jak „w interesie społecznym” to jednak może sobie robić, co mu się żywnie podoba. To zresztą tylko jeden z elementów państwa policyjnego, którym za parę tygodni stanie się nasza socjal-katolicka ojczyzna. Nie mogę się już doczekać! Ociec siedzieli, dziadek siedzieli, to co se mam i ja nie posiedzieć? Dadzą mi może potem jaki medal albo rentę kombatancką?

Jednak (jak na razie) przebojem dnia jest debata sejmowa i stanowisko rządu w sprawie obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej proponującej zmiany w systemie oświaty, uwalniające państwo od ciężaru opłacania lekcji religii i oddające inicjatywę organizowania lekcji religii w szkołach ponadgimnazjalnych samym uczniom. Poziom „debaty” w Sejmie mniej więcej maglowy („walka z Panem Bogiem!”, „co wam przeszkadza ewangelia!” itp.), ale popis ministra edukacji, prezentującego „stanowisko rządu”, ustala nowy standard odmóżdżenia, prawnej ignorancji i bezczelności władzy. Warto przytoczyć ten:

„Rząd negatywnie ocenia zmiany zawarte w projekcie obywatelskim. […] W odniesieniu do propozycji wprowadzenia zasady mówiącej o tym, że decyzja o udziale w lekcjach religii należałaby wyłącznie do uczniów, rząd podkreśla, że może to stanowić istotne naruszenie praw rodziców.

Konstytucja RP (art. 48) gwarantuje bowiem rodzicom prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie powinno uwzględniać poziom dojrzałości dziecka, wolności jego sumienia i wyznania. Z tego względu art. 12 ustawy o systemie oświaty, przyznający prawo decydowania o uczestnictwie w lekcjach religii w publicznych szkołach ponadgimnazjalnych osobom pełnoletnim, zdaniem rządu doskonale respektuje zasadę budowania właściwych relacji w rodzinie i współuczestniczenia w podejmowaniu decyzji w miarę pogłębiania dojrzałości dziecka.

Kolejna kwestia dotyczy wprowadzenia zakazu finansowania lekcji religii za środków publicznych.

Według rządu, finansowanie zajęć z religii przez kościoły lub inne związku wyznaniowe, czyli praktycznie przez rodziców, którzy są członkami tych wspólnot religijnych, byłoby naruszeniem dwóch zasad konstytucyjnych: wolności religii i bezpłatności nauki.

Art. 53 ust. 4 Konstytucji mówi o tym, że religia kościoła czy związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole. Z tego względu wprowadzenie odpłatności za uczestnictwo w nauczaniu religii, organizowanej w szkole publicznej, mogłoby być odbierane jako naruszanie zagwarantowanej wolności religii”.

Komentowanie takich bzdur jest samo w sobie poniżające, ale cóż robić – trzeba się przyzwyczaić. Swoją drogą to bardzo miłe, że rząd dowiedział się o istnieniu konstytucji. Może kiedyś ją przeczyta i doczyta się, że w art. 25 jest mowa o bezstronności państwa w sprawach przekonań religijnych. Może jakiś bardziej kumaty zada sobie nawet pytanie, jak się ma finansowanie religii na wszelkie możliwe sposoby do owej bezstronności… Może to jest „finansowanie bezstronne”? Zresztą mniejsza o to – dość już na to atramentu wylałem. Wróćmy do mądrości konstytucyjnych „stanowiska rządu”.

Powołany art. 48 konstytucji mówi: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że starsze dzieci (a już na pewno w wieku ponadgimnazjalnym) mogą korzystać z wolności sumienia.

Trudno wyobrazić sobie, na czym mogłoby to korzystanie polegać, gdyby mogły być zmuszane do uczestniczenia w lekcjach religii. Tymczasem zgodnie z dokumentem ministerstwa niepełnoletni w ogóle nie mają prawa do odmowy uczęszczania na lekcje religii! I nazywa się jeszcze ten stan doskonałym oraz określa jako „współuczestniczenie”. Włos się na głowie jeży na myśl, że rządowi PRL wydaje się, że konstytucja gwarantuje rodzicom i szkole prawo do stosowania przymusu religijnego wobec siedemnastolatków!

Z drugiej części rządowej wypociny dowiadujemy się ni mniej, ni więcej, że „wprowadzenie odpłatności za uczestnictwo w nauczaniu religii mogłoby być odbierane jako naruszenie zagwarantowanej [konstytucyjnie] wolności religii”. A to ci dopiero wrażliwość konstytucyjna! Brawo!

To może niech rząd łaskawie zwróci uwagę, że finansowanie nauczania religii, uczelni katolickich etc. etc., jak również krzyż w Sejmie etc. etc. mogłoby być odbierane jako pozostające w ewentualnej z pewną taką nieśmiałością poniekąd niepełnej harmonii z konstytucyjnie gwarantowaną bezstronnością religijną państwa.

Ale mniejsza i o to. Otóż trzeba naprawdę być idiotą, żeby doczytać się w projekcie społecznym propozycji, aby lekcje religii były odpłatne. Ale minister nie jest idiotą i manipuluje rozmyślnie. Więc może przypomnijmy, że idea jest taka, iżby każdy związek wyznaniowy sam finansował upowszechnianie swoich poglądów i wiary. Natomiast jeśli ten związek religijny jest jednocześnie państwem (a tak jest w przypadku Kościoła katolickiego), to chyba dość logiczne jest, że to raczej to państwo, którego owa religia jest państwową doktryną, płaci za jej propagowanie, nie zaś państwo ogłaszające w konstytucji swoją religijną bezstronność.

Największe kuriozum tkwi jednak w czymś innym. Otóż wydaje się, że rząd PRL wyobraża sobie, że warunkiem wolności religijnej jest opłacanie przez państwo nauczania religii! No, na to jeszcze chyba przed pisarczykiem z MEN nie wpadł nikt. Cóż za wkład do światowego konstytucjonalizmu! Dotąd myśleliśmy, że wolność religijna polega na swobodnym wyznawaniu i praktykowaniu dowolnej religii. A teraz wiemy już, że obejmuje prawo do kasy!

No to, panie Jarku, skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B i Z! Jeśli katolicy mają konstytucyjnie gwarantowane prawo do finansowania lekcji religii przez rząd, gdyż wynika to z ich wolności religijnej, to trzeba czym prędzej udzielić tego prawa wszystkim innym wyznaniom. To są prawa podstawowe, więc nie ma wykrętów. Jak się zgłosi jakiś czciciel Zeusa albo Zaratustry, to trudno – konstytucja rzecz święta! Dobrze, że chociaż ja się nie zgłoszę. 500 zeta na dziecko też nie dostanę, bo dziecko już za stare. Cóż, wzorowy ze mnie obywatel, panie Jarku kochany!

A dzień sejmowy toczy się dalej…

PS. Podobno z tymi 20 mln PiS się opamiętał. Ale za to przywalił w Rzecznika Praw Obywatelskich, zmniejszając jego budżet o 10 mln zł. Nie mieliśmy co do tego żadnych wątpliwości… Na odlew w pysk każdemu, kto waży się bronić jakichś tam lewackich i pedalskich „praw obywatelskich”. Jeszcze tylko ustawka skracająca kadencję RPO i już będzie można Bodnara no, ten tego. Ile mu dajecie? Rok?