Czcij ojca swego…

Aby ojcom nie było smutno, że matki mają swój dzień, ustanowiono dla nich Dzień Ojca. Marny to dzień, jak marne jest dziś ojcostwo.

Od kiedy płodzenie dzieci nie daje już prawa do urządzania życia wedle zasady przemocy, której groźba zawsze była fundamentem ojcowskiego autorytetu, całe nasze ojcostwo legło w gruzach. Dziś ojciec jest tylko nieudolnym asystentem matki i dziecka, starającym się wypełnić swoje wciąż rosnące obowiązki dobrego ojca i poddanym surowemu nadzorowi i ocenie mistrzyni rodzicielstwa, którą ostatecznie i nieodwołalnie pozostała matka.

Gdy tak popycha wózek, biega za rowerkiem, kopie piłeczkę i zabiera dziecko na ryby albo porzuca do góry i łapie, nadal jest tylko pokraką, która spełniła z samczej żądzy swą prokreacyjną funkcję, oddając się tytułem zapłaty w jarzmo ojcostwa, czyli w jarzmo kobiety. Gdy będzie niegrzeczny, spotka go odtrącenie. Ale jeśli będzie grzeczny i pójdzie na plac zabaw, dostanie piwo i wiele mówiący kobiecy uśmiech. Przez dziecko do serca kobiety! Przez mikrofalówkę do serca mężczyzny!

Mężczyzna jest ojcem, by zasłużyć na wybaczenie. Bo bezdzietnemu kto grzechy odpuści? Jeśli ojciec będzie pokorny, jego męskość może mu zostać odpuszczona, a złe urodzenie, urodzenie bez macicy i piersi, może zostać zapomniane. Ale zanim to nastąpi, każdy błąd będzie zapisany i policzony. Za każdy będzie musiał zapłacić.

Ojcostwo zaczyna się od nieporadnie wykonywanej opiekuńczej władzy nad małym dzieckiem, a kończy się starczą kapitulacją i pokorą. Czy dzieci wybaczą nam wszystkie prawdziwe i urojone winy, zanim będziemy ich potrzebować przy łożu boleści? O to właśnie toczy się gra. O wybaczenie, które ma przyjść w porę, zanim jeszcze umrzemy. Bo potem już nie będzie nam potrzebne.

A jest co wybaczać. Żaden ojciec nie dorówna oczekiwaniom i temu ideałowi, który tworzą sobie w swych główkach małe dzieci. Każdy okazuje się tylko zwykłym śmiesznym facetem, a gdy jego własne dzieci dojdą tego wieku, w którym był ich ojciec, gdy je „wychowywał”, role się odwracają. Przychodzi czas osądu i odpłaty. Gdy zaś dzieci jest kilkoro, biedny ojciec nie ma już żadnych szans w tej konfrontacji. Naprzeciwko niego, starzejącego się i bezbronnego już byłego właściwie mężczyzny, stoją kobiety-córki i mężczyźni-synowie w sile wieku. I nawet jeśli „kochają starego”, to przecież i tak wiadomo, że nie ma za co. Że jest to tylko sentymentalna fanaberia.

Ojciec ponosi winę za życie swoich dzieci. Oto bezwzględna logika ojcostwa. Nic, co złego wydarzyło się w życiu dzieci, nie mogło by wszak się wydarzyć, gdyby ojciec powstrzymał swą chuć i zostawił w spokoju naszą matkę. Dzieci nie mają odwagi oskarżać matek, chyba że były naprawdę podłe. Matka jest bowiem realną twórczynią swego dziecka. Ojciec wyłącznie jakimś samobieżnym zraszaczem, bez którego niestety wciąż nie można się obyć. Za miłość dzieci do matki i lojalność w stosunku do niej ktoś musi zapłacić. Płaci ojciec. Niewydarzony, pokraczny twór, tygrys bez kłów i pazurów, wieczny winowajca, który musi wyrównać rachunek za tyranię swoich męskich przodków.

Cała godność współczesnego ojcostwa mieści się w tym, że już nie bije. No i że nie odchodzi. Czegoż więcej można wymagać od mężczyzny w czasie marnym? Nie bij i nie odchodź, mówi do mężczyzn świat. Na więcej i tak cię nie stać. Jakże małym jest człowiek! Lecz całą tę swoją małość ujrzeć może jedynie w wybaczających oczach swoich dorosłych dzieci. To jest jedyne prawdziwe miłosierdzie, jakie zna ludzkość.

W Dniu Ojca mówię nam wszystkim, których spłodził mężczyzna: odpuśćmy im ich winy i zlitujmy się nad nimi, bo są tylko ludźmi.

A przy okazji namawiam serdecznie do przeczytania wspaniałej książki Eli Sidi „Czcij ojca swego”, która o ojcostwie właśnie traktuje, a ukaże się za kilka tygodni.