Radomska groteska i KOR

Obchody 40-lecia radomskiego czerwca były jak przypowieść o dzisiejszej poszarpanej Polsce. W tym samym miejscu i czasie odbyły się trzy konkurencyjne uroczystości: KOD i środowisk demokratycznej opozycji, Kościoła i Partii oraz miłośników fasces, utrzymujących, że nie są faszystami.

Ci ostatni jak zwykle ryczeli swoje nienawistne „a na drzewach zamiast liści…” i resztę swego nieskomplikowanego repertuaru. Na uroczystościach rządowych biskup wygłosił płomienną orację na temat resortowych dzieci przejmujących prasę, multikulti prześladującego chrześcijaństwo oraz pogubionego moralnie Zachodu, który boi się Polski powstającej z kolan.

Za to na radosnej demonstracji KOD, w której uczestniczyli działacze opozycji demokratycznej lat 70., Bronisław Komorowski przypomniał, że to właśnie wtedy, w czerwcu ’76, doszło do zjednoczenia opozycji robotniczej i inteligenckiej, co otworzyło drogę do Solidarności roku 1980, a potem do rewolucji roku 1989.

Choć byłem wtedy dzieckiem, miałem przywilej oglądać KOR w akcji. Pamiętam też owo niesamowite przemówienie premiera Piotra Jaroszewicza, zapowiadające dramatyczne podwyżki cen – przemówienie, od którego wszystko się zaczęło. Było jasne, że coś musi się wydarzyć. I wydarzyło się – w największej skali właśnie w Radomiu, gdzie tłum robotników, nie doczekawszy się poważnych rozmów z władzą, wyszedł na ulice i splądrował komitet partii. Aresztowano ponad 600 osób. Większość z nich pobito i uwięziono. Zwrot „ścieżka zdrowia” poznałem właśnie w tym kontekście i bardzo się potem zdziwiłem, że może on znaczyć jeszcze coś innego niż szpaler milicjantów walących pałami aresztanta.

Konieczność niesienia pomocy prawnej i pomocy materialnej rodzinom aresztowanych robotników stała się zaczynem dla powstania organizacji opozycyjnej Komitet Obrony Robotników (KOR), później przemianowanej na Komitet Samoobrony Społecznej KOR. Formalnie złożony z ok. 30 członków-założycieli, skupionych wokół Jacka Kuronia, faktycznie miał kilkuset, a potem nawet kilka tysięcy działaczy, w tym mojego ojca, Stanisława Hartmana, siostrę i szwagra, dzięki czemu miałem ów wspomniany wyżej przywilej.

Korowcy na początku zbierali pieniądze, organizowali obrońców w procesach robotników, prowadzili akcję informacyjną w Polsce i za granicą. Działalność ta, zwłaszcza zaś jej część wydawnicza, bardzo się rozwinęła. Wokół KOR powstała w krótkim czasie cała sieć czasopism i wydawnictw podziemnych, na czele z wydawnictwem NOWA Mirosława Chojeckiego, a także powiązane organizacje, jak Studencki Komitet Solidarności, zrodzony w reakcji na zabicie Stanisława Pyjasa w 1977 roku.

Po raz pierwszy od 1948 roku narodziły się w Polsce rzeczywiste struktury opozycyjne, z którymi władza musiała się liczyć. KOR działał na wpół otwarcie – działacze najczęściej podpisywali się własnymi nazwiskami pod artykułami, listami, odezwami. Ideą naczelną KOR był (mimo wszystko) dialog z władzą i wywieranie nacisku na rząd, aby przestrzegał prawa i respektował swobody obywatelskie.

Dzisiejsza demonstracja KOD przypomniała naczelne hasło polityczne Jacka Kuronia: „Nie palcie komitetów – zakładajcie swoje!”. KOR był pokojowy i lewicowy – lewicowy w tym sensie, że solidaryzował się z klasą robotniczą, a walkę o demokrację łączył z ideą solidarności społecznej wszystkich warstw. Korowców wsadzano do więzienia, wyrzucano z pracy, czasami bito. Skala tych represji nie była jednakże tak wielka jak w innych dyktaturach. Bycie opozycjonistą w Polsce nie było aż tak niebezpieczne dla życia i zdrowia jak w Rosji czy NRD. Niemniej jednak wymagało prawdziwej odwagi. Tym bardziej że większość społeczeństwa nie rozumiała celów KOR i słuchała propagandy, przedstawiającej KOR jako spisek zdrajców ojczyzny, sterowany z Zachodu. Narracja telewizyjna na temat „elementów antysocjalistycznych” była mniej więcej taka jak dziś na temat KOD…

Inteligenci z KOR nawiązali ścisłą współpracę ze środowiskami robotniczymi i związkowcami z podziemnych wolnych związków zawodowych. Z tej współpracy wyrósł potężny ruch Solidarności 1980. Strajkujący robotnicy nie byli sami w konfrontacji w władzą, jak w roku 1970, ani też inteligencja nie była sama, jak w roku 1968 – połączenie sił społecznych w sierpniu 1980 zmieniło Polskę, a wiosną 1989 uruchomiło rewolucyjny proces w całej Europie Wschodniej. Naszą wolność zawdzięczamy działaczom i współpracownikom KOR na równi z działaczami robotniczymi. Swoją pozytywną rolę odegrały w tamtym czasie również Kościół i organizacje katolickie. Trzonem opozycji w latach 1976-1980 był jednakże bez wątpienia KOR.

Zazdrość o KOR, o dokonania Kuronia, Michnika i wielu innych, od początku była cierniem w duszy Jarosława Kaczyńskiego, a lewicowe poglądy Kuronia i większości działaczy KOR sprawiały, że zazdrosna prawica podjęła się karkołomnego zrazu zadania zdeprecjonowania opozycji demokratycznej lat 70. i podstawienia w to miejsce własnej legendy. Środowiska skupione wokół braci Kaczyńskich oraz Kościoła zadbały o to, by po kilku dekadach Polak miał niewielkie pojęcie, kim był Kuroń i KOR, a za to wyobrażał sobie, że demokracja nastała w Polsce dzięki wielkiej determinacji „środowisk patriotycznych”, czyli prawicy oraz Kościoła, na czele z Janem Pawłem II. Ulic i szkół nazwanych imieniem tego ostatniego jest w Polsce tysiące – Kuroń ma ledwie kilka „swoich” szkół, jakiś skwerek, uliczkę czy popiersie. A to jednak on, podobnie jak Adam Michnik, siedział latami w więzieniu za działalność opozycyjną…

Lekceważenie wielkiego dzieła KOR polegało dotychczas na tym, że się o nim prawie nie mówiło. Gdy rządzili ludzie wywodzący się z tych środowisk, przechwalać się nie wypadało. Gdy zaś rządzili inni – nie mieli interesu, aby lać wodę na młyn konkurencji. Właściwie tylko Lech Kaczyński, przed dziesięcioma laty, zrobił wyłom w tej „kulturze pomijania”, odznaczając wysokimi odznaczeniami działaczy KOR z okazji trzydziestolecia. Było to jednak tylko jednostkowe wydarzenie, niemające znaczenia wobec systematycznego przemilczania, ignorowania bądź zakłamywania najnowszej historii przez środowiska prawicowe w ciągu całego minionego ćwierćwiecza. A że system edukacji od ćwierć wieku znajduje się prawie wyłącznie w ich rękach, bez względu na to, kto wygrywa wybory, nic dziwnego, że osiągnięto sukces.

Dziś, po latach utrwalania podłej propagandowej zbitki, rodem z nacjonalistycznego piekła, wzorowanej na cynizmie propagandy endeckiej i stalinowskiej: PZPR plus KOR równa się „jedno lewactwo” (a dalej: równa się pachołki Zachodu, Żydzi, masoni, kosmopolici, bezbożnicy, zdrajcy i sprzedawczycy), której antybohaterami zostali przede wszystkim Adam Michnik, Bronisław Geremek i Władysław Bartoszewski, przyszedł czas na zawłaszczanie symboli.

Jak dotąd było dla wszystkich oczywiste, że Radom ’76 to KOR, a KOR to źródło Solidarności. Jak dotąd… Teraz przyszedł czas na zawłaszczenie nawet i Radomia. Przez PiS, przez biskupów, do spółki z nieszczęsnymi „narodowcami”. Gdybyż oni wiedzieli, jak to wtedy wyglądało i jakimi przymiotami ducha musieli się odznaczać ci ludzie, którzy samotnie, bez większego poparcia społecznego, ryzykując co najmniej utratę pracy, nieśli pomoc robotnikom i ich rodzinom!

Pamiętam, że gdy przychodziło do nas SB i legitymowało zebranych albo robiło rewizję, zachowywali się z pewnego rodzaju szacunkiem dla tych ludzi. Nie byli mili, o nie, ale byli na swój sposób grzeczni i powściągliwi. Bo oni też rozumieli, o co w tym wszystkim chodzi. Dziś jeden z drugim gówniarz albo idiota pozwala sobie bezmyślnie pluć na tych, którzy doprowadzili do upadku dyktatury. A Partia i Kościół dobrotliwie kiwają głowami, jak ten prezydent Duda, dzisiaj w Radomiu, gdy słuchał biskupa bredzącego o resortowych dzieciach. Kiwa też głową Antoni Macierewicz – członek KOR, wówczas tworzący jego lewe ekstremum, kilka lat później przerzucający się na pozycje skrajnej prawicy.

Jakiż to czarci podstęp, że na etapie niszczenia pamięci KOR za pomocą zawłaszczania jego dziedzictwa propaganda może się powołać na fakt obecności Macierewicza w kierownictwie KOR. Oczywiście słowem nie wspominając, że był to zupełnie inny Macierewicz. Ależ to wszystko żałosne… Smutne było dzisiejsze radomskie święto.