Jarosław patataj Kaczyński

W pochodzie bezprzykładnego nepotyzmu, notorycznego konfliktu interesów (sięgającego samego urzędu premiera), bezczelnej partyjnej nomenklatury i przejmowania wszystkiego, co się da, z prostacką łapczywością, jakiej nie widziały najbardziej nawet partyjniackie rządy w ciągu minionego ćwierćwiecza, szczególnie znany stał się przypadek wspaniałych hodowli koni w Janowie oraz w Michałowie.

Ich prezesi, Marek Trela (Janów) oraz Jerzy Białobok (Michałów), zostali po dziesiątkach lat pracy wywaleni na zbite pyski przez pisowską Agencję Nieruchomości Rolnych i zastąpieni nomenklaturowymi swojakami. Czym się to skończyło dla reputacji polskiej hodowli koni arabskich, nie muszę przypominać.

O ile obsadzanie tłustych posadek w radach nadzorczych itp. pociotkami i działaczami partyjnymi, pozbawionymi jakichkolwiek merytorycznych kompetencji, a nawet papierów, na nikim w tym kraju nie robi już wrażenia, to szlachtowanie narodowej dumy, jaką jest hodowla arabów, naprawdę ludzi poruszyło. Upadkiem stadnin zapłaciliśmy za małą korektę w dół popularności pisowskiego rządu. Chwała i cześć arabom!

Nie wiem dlaczego, ale w swojej jakiejś nieśmiałości PiS zachował odruch wymyślania jakichś podkładek i tłumaczeń dla co niektórych zwolnień. Zamiast po prostu wywalić i się nie tłumaczyć, rzucają jakieś oskarżenia, jakieś insynuacje, robią jakieś kontrole… Nie warto, o ile nie ma się pewności, że prokurator czy inna siła kontrolna jest swoja i dyspozycyjna. Inaczej można zaliczyć wpadkę, o której ktoś napisze i paru ludzi się dowie. I właśnie taką wpadkę gang Jarosława zaliczył w sprawie prezesa stadniny w Michałowie Jerzego Białoboka.

Zamiast samemu grzebać w papierach i twórczo podejść do sprawy, ANR zleciła audyt i dostała guzik z pętelką. Niczego na Białoboka nie znaleziono, a stadnina, jak się okazało, była zarządzana prawidłowo. No i teraz Pan Prezes domaga się w sądzie odszkodowania i przywrócenia do pracy. Pewnie wygra, chyba że pan Zbyszek będzie pierwszy, wymieni kogo trzeba i postraszy jak należy. Trzeba będzie się temu procesowi ładnie przyjrzeć.

Jak pan Jarek dowiedział się, że są takie ładne a drogie koniki, co robią patataj i z tego dla Polski są miliony, i że nasze dobre chłopaki zabawili się z nimi troszkę za wesoło, to kazał dać tam na prezesa jakiegoś bardziej kumatego. Ej tam! Który tam się zna na kuniu? Ale już nie pomogło. I tak będzie teraz ze wszystkim. Jak się chłopcy rozbisurmanią i coś dużego zawalą, to ktoś będzie musiał latać do pana Jarka i tłumaczyć: że jest takie cóś i to cóś robi patataj i że nasi chłopcy złoci trochę wypili i narozrabiali.

I wtedy pan Jarek każe zrobić porządek. Tylko że znowu będzie za późno. A i pan Jarek coraz starszy i starszy, coraz poczciwszy i safandułowaty jakiś, jak nie przymierzając Naczelnik Piłsudski pod koniec życia. Pan Antek i pan Zbyszek coraz mniej będą się nim przejmować, przygotowując się do ostatniego krwawego boju o schedę biało-czerwoną w niebieskie paski.

Jednak którykolwiek z nich wygra Polskę, mechanizm korekty „na patataj” się skończy. Rozkazy będą ścisłe i zapierające dech w piersiach. Żeby jeden z drugim nie wyobrażał sobie, że Antoni (Zbyszek) czegoś nie może albo że są jakieś „nieprzekraczalne granice”. Oj, zatęsknimy jeszcze za panem Jarkiem. A tymczasem trzymamy kciuki za prezesa Białoboka i za koniki też. Patataj, Panie Prezesie!

A tak przy okazji, to przypomina mi się jedna jedyna rozmowa, jaką odbyłem z Jarosławem Kaczyńskim. W 1995 r. założyłem kwartalnik „Transit. Przegląd Europejski”, mutację pisma wydawanego przez Instytut Nauk o Człowieku w Wiedniu. Wydawca, czyli Instytut Spraw Publicznych, i Jan Maria Rokita zorganizowali w Europejskim w Warszawie fetę z okazji wydania pierwszego numeru tego liberalnego żurnala. Przyszło wszystko, co w Warszawie miało dziobek do picia. Był też pan Jarek. Cóż mi wtedy opowiadał?

Ano jak ci komuniści od Oleksego to wszystkich wywalają i wszystkie stanowiska chamy jedne przejmują. I jaki to wstyd jest i hańba. Świat nie widział takiej bezczelności! Panie Prezesie kochany, władco mój i dobrodzieju, czy śp. Józef załatwiał posadki dla swoich kuzynków, przyjaciółek, ochroniarzy, kierowców i tatusiów swoich makijażystek? Paaanie Prezesie, nie trzeba się było wtedy tak zaperzać. Bo to człowiek nigdy nie wie, co życie przyniesie. Nigdy nie mów nigdy, jak to mówią. Patataj, Panie Prezesie. Konik robi patataj…