Jak to Trump Ruskim wrak odbije

Zwycięstwo Trumpa wyniosło zwolenników PiS, Kukiza i innych Korwinów na szczyty egzaltacji. Określone koła pękają z satysfakcji, parzą się zacierane rączki, a płatni i bezpłatni hejterzy ruszyli w internety polować na rozpaczające lewactwo. Bo Trump swój chłop jest – do kościoła chodzi (wprawdzie nie tego, co oni, ale to szczegół), ciapatych nienawidzi, baby klepie, gdzie trzeba, i na żadne skrobanki im nie pozwoli. Miodzio. Nasza krew, Orbánowa, Rydzykowa, Macierewiczowa krew. Teraz świat już będzie nasz, a Ameryka stanie się nam oparciem i tarczą!

Szczytowanie tego miłosnego stosunku przypada na dziś, gdy to lud prawdziwie polski, jedyny taki, normalny i katolicki, a nie lewacki i zboczony, usłyszał, że w kampanii wyborczej, przemawiając do Polaków w Chicago, przyszły zbawca świata nachwalić się Polski nie mógł, wieczystą obronę przyobiecał, a w dodatku zapewnił, że uczyni, co w jego mocy, aby Polska odzyskała wrak tupolewa.

Oczami wyobraźni widzimy już Donalda Trumpa przepasanego biało-czerwoną szarfą, z szablą w dłoni, jak wjeżdża na Dworzec Centralny w Warszawie na lawecie wiozącej wrak TU 154. I woła w uniesieniu: Za wolnoszcz łoszo i naszo! Oto wiara i nadzieja suwerena, skupionego wokół Naczelnika Kaczyńskiego. Tak przynajmniej można sądzić z entuzjazmu i podniecenia, jakie zapanowało wśród tego plemienia.

Wydaje się całkiem możliwe, że Trump wie, gdzie na mapie leży Polska. Może ma nawet jakieś pozytywne skojarzenia. Pewnie z Wałęsą, jak większość Amerykanów. Pewnie „briefujący” go doradcy powiadomili go, że Polska graniczy z Rosją, należy do UE i NATO oraz że rządzi nią taki zabawny facet, co jest tylko posłem, boi się jeździć za granicę i jest bratem bliźniakiem tego prezydenta, który zginął w słynnym wypadku lotniczym. Na pewno powiedzieli mu również, że ten jego brat i jego koledzy mają jakąś obsesję wmawiania sobie samym i światu, że w Smoleńsku to nie był wypadek, tylko że Putin razem ze znienawidzonym byłym premierem, również Donaldem, aktualnie prezydentem Unii, dokonali zdradzieckiego, zbrodniczego zamachu. No i że Rosjanie nie chcą oddać wraku i trzeba Polakom mówić, że to bardzo brzydko.

Trump pewnie bardzo się tym wszystkim zdziwił, zacmokał, przewrócił dwa razy oczami i przyjął do wiadomości. Na spotkaniu z Polakami powiedział, co miał powiedzieć: że wrak, że wizy, że NATO. A niby co miał powiedzieć? Że wycofa wojska USA z Polski, z zamachem to paranoja, a wizy to nie jego sprawa?

A jak jest naprawdę? Cóż, w przypadku takich nieobliczalnych freaków jak Trump nikt nie wie, jak jest i będzie naprawdę, bo on sam nie ma pojęcia. Pewne rzeczy jednak wiemy, a inne możemy przypuszczać. Przede wszystkim wiemy na pewno, że słowa i obietnice Trumpa nie mają żadnego znaczenia. Mówi zawsze to, co mu się w danej chwili opłaca albo co mu ślina na język przyniesie. Zwykle kłamie, urąga, manipuluje i zwodzi, ale czasem powie coś do rzeczy albo i prawdziwie, bo to się najgorszym nawet łgarzom zdarza. Teraz mu na przykład kazali grać umiarkowanego i odpowiedzialnego – to i gra. Jak go już na pewno ci elektorzy wybiorą, to może zdejmie tę maskę i założy inną. A może nie. Nie wiadomo. Kaczyński ma tak samo.

A co do NATO, wiz i wraku, to nie robiłbym sobie wielkich nadziei. Przywódcy Europy są przekonani, że Trump będzie ograniczał obecność wojsk amerykańskich na naszym kontynencie. Trudno sobie wyobrazić, aby połączył ten proces z wysyłaniem do Polski kolejnych żołnierzy i sprzętu. No, chyba że dobrze mu za to zapłacimy, ale nie mamy czym.

Jest jeszcze ten słynny radar, co ma stanąć na wschodzie Europy. Pewnie w końcu stanie i będzie go trochę i u nas, ale to wydarzyłoby się i tak – Trump i Macierewicz do tego niepotrzebni. Również na rychłe zniesienie wiz bym nie liczył. Za dużo chłopaków z Podhala do Stanów na budowy jeździ – nie za bardzo nas tam władza kocha. Owszem, jakby się Trump bardzo uparł, toby to zniesienie wiz (albo raczej zmianę ustawy o kryteriach wizowych) wymusił, ale opłacić mu się to może najwcześniej za trzy lata, przed kolejną kampanią. Na pewno nie jest to dla niego sprawa z pierwszej setki priorytetów. Pojedzie Duda hołdy składać, to się go po plecach poklepie „cierpliwości, cierpliwości, załatwi się” i tyle na razie będzie. Jak zawsze.

No i wreszcie ten nieszczęsny wrak. Sama idea, że Trump włączy tupolewa do jakichś swoich przetargów z Putinem jest dość dziecinna. Niby po co mu to? No chyba że na zasadzie: ja zabieram z Polski swoje zabawki, a ty to ograsz w mediach oddaniem wraku – będą mieli Polacy na pocieszenie.

Wykluczyć tego nie można, ale i to jest mało prawdopodobne. A dzieje się tak dlatego, że po pierwsze, wrak jest sprawą dla Trumpa i Putina nawet nie tyle nieważną, co kompletnie bez znaczenia, a po drugie – Putin przy całej nieważności tej sprawy woli go mieć u siebie. Nie jest to bowiem tak, że sprawa jest nieważna w tym sensie, iż mógłby sobie Putin machnąć ręką i powiedzieć: „co mi tam, niech sobie biorą, jak im tak zależy”. Wrak jest nieważny w tym sensie, że nie należy do pierwszego tysiąca priorytetów, niemniej Kreml każdą drobnostkę wykorzystuje do cna na swoją korzyść i nikomu, kto z nim zadziera, nie przepuści.

Trzeba rozumieć, dlaczego Rosjanie ten wrak trzymają. Pierwszy powód jest taki, że Polacy mogliby posypać go trotylem i ogłosić, że był ruski zamach. Drugi jest taki, że sam Putin, jako stary kagiebista, któremu zamachy nieobce, nie jest całkiem pewien, czy jakiegoś tam szwindla nie było i woli mieć to pod kontrolą. Poza tym dlaczego miałby robić prezenty polskiemu rządowi, którego nienawidzi, którym gardzi i którego w najmniejszym nawet stopniu się nie obawia? Owszem, bardzo mu jest ten rząd na rękę, bo osłabia Polskę w Europie i w NATO oraz dostarcza pretekstu do narzekań na antyrosyjskość Zachodu, ale co innego cieszyć się z rządów Kaczyńskiego i Macierewicza, a co innego ten rząd cenić.

A jednak gdyby nie PiS, wrak mógłby już dawno być w Polsce. Gdyby nie haniebna paranoja tych ludzi z wełgiwaniem nam zamachu, w ogóle pewnie nie byłoby sprawy. Przyczyny katastrofy są dobrze znane, wrak to po prostu kupa żelastwa. Niestety, PiS nadał mu znaczenie dowodu zbrodni in spe (chyba nigdy w dziejach nie zrodziła się taka jak w tym przypadku „nadzieja na zbrodnię”) oraz narodowej relikwii. Gdyby Tusk odzyskał był wrak, pewnie PiS urządziłby tam jakieś centrum pielgrzymkowe, a kto wie, czy by i tym trotylem faktycznie nie posypał. Obawiając się tego, Tusk odpuścił wrak.

Niestety lęk przed Kaczyńskim sprawił, że odpuścił jednocześnie coś znacznie ważniejszego – zaprzepaścił szansę na poprawę relacji z Rosją, jaka pojawiła się po katastrofie smoleńskiej. Gdybyśmy mieli w miarę dobre stosunki z Rosją, to oprócz korzyści gospodarczych i kulturalnych, jakie by z tego wynikały, również nasza pozycja w Europie byłaby silniejsza, a w konsekwencji bylibyśmy bardziej „na Zachodzie”, czyli bezpieczniejsi. Mam żal do Donalda Tuska o to, że nie poszedł tą drogą, podobnie jak o to, że nie weszliśmy do strefy euro. W dzisiejszych czasach, gdy zachodnią Europę jednoczy głównie waluta, będąc w strefie euro i mając w dodatku kontakt z Rosją, bylibyśmy nieporównanie bezpieczniejsi.

A tak nie mamy nic. Dosłownie nic. Nikogo już na tym świecie nie obchodzimy, nikt nas nie lubi, nikt się z nami nie liczy. Nawet mała Słowacja i jeszcze mniejsza Litwa. Tak sobie pościeliliśmy. I teraz będziemy sobie spać, śniąc idiotyczny sen o Trumpie na lawecie, wiozącym nam tupolewa. Dobranoc.