Murarze i Żołnierze, czyli jak skleić KOD?

Murarze stoją murem za Mateuszem, a Żołnierze walczą o ustąpienie Kijowskiego ze stanowiska i głęboką sanację organizacji. Tymczasem za miesiąc będą wybory i wszystko się wtedy okaże. Ale czy na pewno?

KOD był (i jest) fantastyczny w organizowaniu demonstracji. Gorzej idzie mu „praca organiczna” – tworzenie stabilnych „struktur”, infrastruktury, a przede wszystkim codzienna praca polityczna i programowa. Przeszkód jest wiele. Większość członków KOD reprezentuje typowy wśród Polaków wzgardliwy stosunek do polityki i partii politycznych. Nie jest to mądre, ale takie są fakty. Klasyczny chwyt nowych organizacji politycznych: „nie jesteśmy partią, tylko oddolnym ruchem społecznym” – zadziałał jak obosieczny miecz. Przyciągnął wielu ludzi, a jednocześnie utrudnia prace nad budową organizacji, która przecież, bez względu na swoją nazwę, przypomina partię polityczną. Trudno rozwijać organizację, gdy wielu członków wciąż myśli, że są tu tylko „awaryjnie”, to znaczy, żeby zaprotestować przeciwko niszczeniu demokracji, a jak już będzie w miarę OK, to wrócą do swych spraw i swojego błogo apolitycznego życia. Doktryna „apolityczności” osłabia ruchy społeczne i utrwala dominację starych partii. Dlatego establishment polityczny bardzo ją lubi. KOD dał się wciągnąć w tę pułapkę.

W konsekwencji KOD niejako programowo się nie profesjonalizuje. Nie ma porządnych biur, samochodów, doradców i opłacanych sekretarzy. Nie obrasta fundacjami, think-tankami i ekspertami, chociaż niby wciąż to zapowiada. Działa po partyzancku, w stylu klasycznej opozycji epoki PRL. Jednocześnie jednak bierze udział w normalnej profesjonalnej polityce demokratycznego państwa. Siłą rzeczy współpracuje i konkuruje z zawodowymi, kadrowymi partiami. A one mają pieniądze, infrastrukturę, doradców, w dodatku zaś żadna doktryna „apolityczności” nie krępuje ich działalności.

Nic dziwnego, że grając w polityczną grę z innymi środowiskami politycznymi, zostaliśmy „wykolegowani”. Petru i Schetyna nie mogli pozwolić, żeby Kijowski za bardzo urósł. Woleli mieć go pod kontrolą. Dlatego projekt Koalicji Wolność Równość Demokracja (KWRD) ugrzązł w obstrukcji. Konkurencji nie chcieli dać Kijowskiemu pozycji mentora i patrona zjednoczonej opozycji. A on nie umiał tej pozycji sam zdobyć. Wielka szansa na zjednoczony front obrony państwa prawa została zaprzepaszczona. Jak zwykle wygrały partyjny egoizm i małostkowe ambicje polityków.

KWRD to niejedyna porażka. Największą porażką okazało się zawężenie pola. Rok temu wydawało się, że KOD idzie bardzo szeroko, bo hasła demokratyczne i konstytucyjne łączą ludzi od prawa do lewa, młodszych i starszych. Niestety, zajadła propaganda PiS zadziałała. Kampania zohydzania KOD, prezentująca nas jako bankrutów postkomuny i sieroty po PO, jakkolwiek niesłychana w swej podłości i bałamutności, okazała się skuteczna o tyle, że szerokie rzesze potencjalnych członków ruchu nabrały do nas dystansu. Ponadto bardzo wielu ludzi, widząc nienawiść władzy do KOD, po prostu boi się przyłączyć. Zostało nas więc niewielu – około 9 tysięcy członków i kilkakroć tyle aktywnych sympatyków. Są to w większości ludzie pamiętający PRL, rozumiejący, czym jest rząd autorytarny i do czego zmierza PiS. Tę obywatelską świadomość mają ludzie dojrzali i wykształceni. A więc ci, którzy dawniej tworzyli zaplecze Unii Wolności. I takim to sposobem KOD znalazł się w butach „unickich”.

Widać dziś wyraźnie, że KOD to formacja polityczna zdefiniowana środowiskowo – następczyni inteligenckich partii demokratycznych, na czele z UW. Tego rodzaju ugrupowania mogą mieć najwyżej ok. 10-12-procentowe poparcie, a w czasach szalejącego populizmu znacznie mniej. Jedna trzecia Polaków twardo popiera autorytarny rząd, za nic mając praworządność i demokrację, a organizację walczącą o elementarne standardy państwa prawa popiera kilkukrotnie mniej obywateli. To jest polityczna rzeczywistość i trzeba się z nią zmierzyć.

Nieprofesjonalność, nawet ta programowa, mająca dowodzić spontaniczności i czystości, nie sprzyja skuteczności ani zyskiwaniu poparcia. Wręcz przeciwnie. Uroczy bałagan rewolucji prowadzi do strat energii, do konfliktów, braku transparencji, niefrasobliwych decyzji, a w końcu do łamania procedur i do afer. Tak jest zawsze i naiwnością byłoby sądzić, że w KOD mogłoby być inaczej. Naiwne byłoby też oczekiwanie, że główni działacze mogliby bez końca pracować bez wynagrodzenia. Tymczasem polska mentalność, która czyste intencje widzi tylko tam, gdzie nie ma żadnych dochodów, a wszelkie zarobkowanie zrównuje z interesownością, uniemożliwiło sensowne załatwienie sprawy zabezpieczenia materialnego Mateusza Kijowskiego oraz innych osób, które co miesiąc traciły swoje zarobki, pracując nieodpłatnie dla KOD.

Padliśmy po raz kolejny ofiarą polskich kompleksów i przesądów. Skoro zaś zabrakło odwagi i odpowiedzialności, to górę wziąć musiała bylejakość i amatorka. I oto mamy aferę z rachunkami. W dużej partii, mającej w swojej historii dziesiątki mniejszych czy większych afer i niewyjaśnionych przepływów finansowych, jakaś sprawa na sto tysięcy byłaby bez znaczenia. W młodej organizacji, będącej jeszcze w fazie szczycenia się swym „dziewictwem”, skutki każdej podejrzanej transakcji finansowej są dewastujące. I dziś oto KOD przechodzi przez czyściec.

Nie sądzę, abyśmy robili, co należy, by ratować sytuację. Od wielu tygodni zarząd KOD jest właściwie nieczynny, gdyż zwaśnione strony nie rozmawiają ze sobą. Naturalne w sytuacji poważnych oskarżeń oddanie się szefa organizacji do dyspozycji zarządu nie może dojść do skutku z powodu kompletnej dewastacji zaufania. Mateusz obawia się, że jego zawieszenie się doprowadzi do przejęcia władzy w KOD przez jego przeciwników, a wszystko, co aktualnie się dzieje, interpretuje w kategoriach walki przedwyborczej. Popiera go w tym kilkuset „Murarzy”, a „Żołnierze”, dla których status quo jest moralnie niedopuszczalny, kipią z oburzenia. Atmosfera jest tak zła, że w wielu regionach działacze popadają w zniechęcenie, a nawet odchodzą. Być może zjazd krajowy przyniesie przełom i odrodzenie ducha organizacji, ale równie prawdopodobne jest to, że przyniesie kolejne awantury i zaostrzenie kryzysu. KOD znalazł się na krawędzi. A drugiego KOD przecież nie będzie!

Obawiam się, że lutowy zjazd nie przyniesie pozytywnego przełomu, jeśli teraz nie oczyści się pola. W przeciwnym razie pojedziemy na zjazd w harmidrze awantury i takoż z niego wrócimy. Oczyszczenie pola polega zaś na uczynieniu odpowiedzialnego i honorowego gestu, w wyniku którego zarówno członkowie KOD, jak i opinia publiczna na powrót uwierzą, że pomimo błędów KOD jest organizacją poważną i sterowną, a jego liderzy są ludźmi wprawdzie nie wolnymi od słabości, lecz przynajmniej dojrzałymi i odpowiedzialnymi. Bez takiego przekazu KOD się załamie. To jest konieczność chwili. A czasu zostało już bardzo mało.

Dlatego apeluję do zarządu oraz do Mateusza Kijowskiego (wcześniej zrobiłem to osobiście), aby na zaplanowane na poniedziałek 16 stycznia zebranie zarządu stawili się wszyscy, na czele z przewodniczącym, i żeby na zebraniu tym został wypracowany komunikat deklarujący ograniczenie czynności całego zarządu aż do czasu zjazdu (tj. na okres miesiąca) oraz honorowe powierzenie kurateli nad organizacją mentorowi. To jest czytelna i przyjęta w świecie formuła na czas kryzysu. Skłócony zarząd ulega hibernacji, a władzę rozjemczą oddaje się uznawanemu przez wszystkich autorytetowi, najlepiej należącemu do „ojców założycieli” danej formacji. W naszym przypadku mógłby to być Krzysztof Łoziński.

Bardzo Was proszę, posłuchajcie się choć raz. Taki honorowy gest obniży napięcie, poprawi nastroje i otworzy drogę do konstruktywnej dyskusji zjazdowej. Tak będzie również najlepiej z punktu widzenia osobistej pozycji Mateusza Kijowskiego i pozostałych członków zarządu, w tym również jego przeciwników. Przede wszystkim jednak tak będzie najlepiej dla KOD i dla Polski. Trochę zawiedliśmy. Zróbmy więc, co się da, aby się teraz w oczach społeczności KOD i opinii publicznej zrehabilitować. Wciąż jest na to szansa. Nie zmarnujmy jej.

PS Wraz z poprzednim wpisem łączna liczba odsłon mojego bloga w jego ponadczteroletniej historii przekroczyła pięć milionów. Dziękuję!