Misiewicz stanie przed sądem!!!

Już tam czytacie, w tym MON? Już szykujecie się do skoku na potwarcę i dezinformatora? Nie, nie stanie. Pewnie nie będzie miał odwagi pozwać red. Stanisława Skarżyńskiego z oko.press, którego oskarża o oszczerstwo i posługiwanie się sfałszowanym print screenem, rzekomo autorstwa Misiewicza, szkalującym i zastraszającym gen. Skrzypczaka. Skarżyński upiera się, że tweet był i print screen jest prawdziwy, Misiewicz – że to prowokacja. Słowo przeciwko słowu. Zobaczymy.

Z pewnością jednak w powodzi skandalicznych, a niepozostawiających żadnych wątpliwości zdarzeń z udziałem Bartłomieja Misiewicza, jakiś tam tweet o gen. Skrzypczaku nie ma żadnego znaczenia. Nie ten kaliber. Trochę większe znaczenie ma powtarzane przez Misiewicza (np. na jego stronie dezinformacja.net) kłamstwo, jakoby słynny parasol rozpięty nad jego szacowną posturą przez oficera to pojedynczy przykład nadgorliwości. Z wyjątkiem p. Misiewicza (ha, ha, to taki żart, wiecie) wszyscy widzieli w sieci zdjęcia ukazujące salutujących mu oficerów oraz filmy, na których w obecności żołnierzy nazywa się go ministrem.

Celem szerzenia prymitywnej dezinformacji, kłamstw, pomówień i ordynarnej propagandy B. Misiewicz stworzył wspomnianą stronę o przewrotnej nazwie dezinfomacja.net, będącą jakimś żałosnym, rachitycznym szczątkiem albo zarodkiem czegoś, co może kiedyś będzie nawet interesującym składowiskiem kuriozów naśladujących dziennikarstwo. Na razie to tylko dwa linki do absurdalnych propagandowych gniotów („Nocna zmiana” i „Pucz”), które nie służą tam jednak bynajmniej za przykłady dezinformacji, lecz całkiem serio są polecane.

Poza tym mamy linki do trzech „serwisów” – radiomaryja.pl, niezalezna.pl oraz wPolityce.pl – o których można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że próbują kogoś wprowadzić w błąd, stwarzając pozory obiektywizmu czy solidności dziennikarskiej. Są daleko, daleko od świata pozorów – walą chamską propagandą prosto między oczy suwerena vel ciemnego luda (oba określenia znane z żargonu PiS). Na złowrogie miano „dezinformacji” nie zasługują.

Na okrasę mamy też dwa teksty. Skala zawartych w nich „dezinformacji”, manipulacji i kłamstw tak zdumiewa, że pytam samego siebie, czy to cynizm zupełny, szaleństwo czy może parodia taniej propagandy, a więc jednak żart. Oba teksty – jeden poświęcony rzekomym kłamstwom „Gazety Wyborczej” na temat wypadku limuzyny Beaty Szydło w Oświęcimiu, a drugi owemu nieszczęsnemu tweetowi na temat gen. Skrzypczaka – w istocie są jedną wielką insynuacją, iż „Gazeta Wyborcza” i oko.press uczestniczą w zakrojonej na szeroką skalę akcji rosyjskich służb przeciwko rządowi PiS, akcji, której częścią jest dywersja informacyjna, zwana dezinformacją. Częścią tego spisku był „operetkowy pucz” w Sejmie. Wszystko jest tu ze wszystkim powiązane, a dowodem spisku jest „prorosyjskość” „Gazety Wyborczej”. Sądzę, że p. Misiewicz nie czytuje tej gazety, bo gdyby miał z nią styczność, znałby niebywale krytyczne wobec Rosji, a przy tym bardzo wnikliwe artykuły Wacława Radziwinowicza i innych dziennikarzy, a zwłaszcza głębokie a gorzkie analizy i diagnozy, jakie stawia putinowskiej Rosji Adam Michnik.

Manipulacja Misiewicza jest tak obrzydliwa, a jego „portal” tak absurdalnie amatorski i dziecinny, że właściwie nie zasługuje na komentarz. Jeśli komentuję, to w nadziei, że ci tam, którym każą przeczesywać wraży internet, coś może z tego, co tu jest napisane, zrozumieją. Przede wszystkim jednak niech po prostu spróbują poczytać prawdziwą prasę, na przykład owo tak znienawidzone oko.press. Jest to właśnie portal, jakiego pragnąłby Misiewicz, a więc zajmujący się tropieniem kłamstw w wypowiedziach polityków i w mediach. Zamieszczone tam materiały dziennikarskie są najwyższej jakości i mają najwyższą osiągalną w prasie wiarygodność. Gdy zaś dojdzie do jakiegoś przeinaczenia czy błędu, poprawia się go i przeprasza.

Po czym poznać, że gazeta jest rzetelna? Przede wszystkim po tym, że dziennikarz odsłania swój warsztat i podaje źródła informacji. Wiemy, skąd się wzięło to, co czytamy, i mamy pewność, że zebrano pełny dostępny materiał, który następnie został wykorzystany wszechstronnie i uczciwie, nie zaś wybiórczo. Ponadto w dobrej prasie fakty wyraźnie oddziela się od ocen, a przypuszczenia wyraźnie formułuje jako przypuszczenia, wskazując na ich podstawę i stopień prawdopodobieństwa. Dla rzetelnej prasy charakterystyczne jest również to, że nawet jeśli sprzyja jednej ze stron jakiegoś konfliktu czy sporu, uczciwie informuje o racjach i argumentach drugiej strony.

Inteligentny człowiek od razu rozpoznaje rzetelną prasę i odróżnia ją od propagandowych gadzinówek, takich jak Misiewiczowa dezinformacja.net. Gadzinowy dziennikarz ani myśli o prawdzie i obiektywizmie. Ma wskazanego wroga i zapłacone za to, żeby go zmieszać z błotem. Czepi się czegokolwiek, aby zbudować zohydzającą narrację, pełną oszczerstw i kłamstw. Niczego nie sprawdza u źródeł, nie kontaktuje się ze swą ofiarą i nie daje jej głosu, nie przedstawia bezstronnie żadnych nieswoich racji. Materiał wykorzystuje skrajnie tendencyjnie, a wszystko, co obciąża „swoich”, przemilcza lub zakłamuje. Jest żołnierzem na brudnej wojnie i myśli, że wszyscy są tacy jak on. Misiewicz z Sakiewiczem (współautorem owej nieszczęsnej stronki) naprawdę wyobrażają sobie, że ci z „Wyborczej” albo z POLITYKI są ulepieni z tej samej co oni gliny, tylko się maskują. W ich pojęciu uczciwość polega na tym, żeby iść na pasku swoich mocodawców jawnie i z podniesioną głową, a wroga walić na odlew. Jak być świnią, to uczciwą świnią! Tymczasem te inteligenckie mięczaki udają świętoszków. W rezultacie takie chwaty jak Sakiewicz z Misiewiczem czują się od nich lepsi – bo chrumkają głośniej i mają bardziej zadzierżyste ryjki.

Wiemy już, jak powstają paszkwile wypełniające rekomendowane przed Misiewicza media. Ponad kulturą paszkwilu sytuuje się jednak działalność wyższego stopnia diaboliczności, którą można nazywać dezinformacją, choć bardziej trafnie byłoby powiedzieć o zorganizowanym i zinstytucjonalizowanym łgarstwie. Pan Misiewicz dobrze wie, o czym mówię, bo brał w tym udział. Jego pryncypał, Antoni Macierewicz, zapewniający o posiadaniu mocnych dowodów, iż katastrofę smoleńską przeżyły trzy osoby, a na pokładzie doszło do trzech wybuchów, nie dezinformuje. To nie jest rzetelne określenie.

On nawet nie kłamie. Nie histeryzuje. On świadomie i z premedytacją niszczy państwo i rujnuje jego pozycję międzynarodową, sprawiając tym szczególną radość rezydentom Kremla. Pan Misiewicz tak samo dokładnie wie, że nie było żadnego zamachu, jak wiem to ja i pan Macierewicz. Na poniewieranie pamięcią ofiar wypadku, aby móc pomawiać własny rząd o zbrodnię oraz zdobyć poparcie wyborcze tych, którzy w te oszczerstwa uwierzą, nie wynaleziono jeszcze słowa. Macierewicz i spółka (z Misiewiczem) zapisali całkiem nową kartę w dziejach ludzkiej podłości. Nie wiemy jeszcze, jak mamy ją zatytułować. Słowo „dezinformacja” byłoby w tym przypadku godnym pożałowania, tchórzliwym eufemizmem.

A wracając jeszcze do żałosnych dezinformacji Misiewicza na jego sławetnym portalu. Powstrzymam się od szerszych analiz, których nikt by już chyba nie czytał, i ograniczę się do jednego przykładu. Otóż jeden z dwóch zamieszczonych „demaskujących dezinformację” artykułów zatytułowany jest „Atak informacyjny na rząd”, a jego pierwsze zdanie brzmi:

„W Oświęcimiu boją się kiedy jedzie rządowa kolumna” – informuje „Gazeta Wyborcza” zaraz po wypadku premier Beata Szydło.

Dalej następują szyderstwa:

W jaki sposób ustalono pogląd większości? Czy po wypadku prowadzono badania opinii publicznej? Z całą pewnością nie. A może zrobiono je przed wypadkiem? Gdyby były wcześniej z takim wynikiem jak teraz opublikowano, to Wyborcza by je schowała?.

A oto co naprawdę napisała „Wyborcza”. Autor notatki (WB) informuje (za TVN24), że red. Paweł Wodniak z „Faktów Oświęcim” powiedział, co następuje:

Zadzwoniły do mnie dwie osoby mieszkające w okolicy, na trasie przejazdu. Jeden z mieszkańców Brzeszcz powiedział, że to co wyprawiają kierowcy kolumny rządowej, to jest coś strasznego. Tym bardziej, że Oświęcim i okolice to jest miasto starych ludzi. Oni jeżdżą w różny sposób, natomiast ci w średnim i młodym wieku mówią, że po prostu boją się jeździć, kiedy widzą kolumnę.

Nie ma tu żadnego uogólnienia, żadnej sugestii, iż „Gazeta Wyborcza” może być w posiadaniu wiarygodnych i sprawdzonych informacji o tym, że większość oświęcimian boi się rządowych kolumn. Po prostu przytoczono informację mówiącą o odczuciach i opinii pewnego mieszkańca Brzeszcz. Czy jest prawdopodobne, że podobne odczucia ma wielu innych mieszkańców? Cóż, chyba każdy kierowca odczuwa stres, widząc nadciągającą kolumnę BOR, i stara się zmykać, gdzie pieprz rośnie. A że w Oświęcimiu akurat zdarza się to często, więc trudno wyobrazić sobie, aby generalnie oświęcimscy kierowy się „nie bali”.

Trudno też wyobrazić sobie, aby Bartłomiej Misiewicz miał jakiekolwiek wewnętrzne wątpliwości co do tego, że kierowcy widząc za sobą i słysząc szybko poruszającą się kolumnę rządową, odczuwają dyskomfort. Nie ma też pan Misiewicz żadnych wątpliwości, że samochody te czasami jeżdżą za szybko, na przykład wtedy, gdy trzeba zdążyć z hołdami dla Rydzyka i Kaczyńskiego w ciągu jednego dnia.

Gdy widzę tę mieszaninę podłości i żałosnej amatorszczyzny w działaniach kogoś bądź co bądź wpływowego w kręgach rządowych, to myślę sobie, że oni naprawdę są ciency. Jeśli cały ten reżim opiera się na takim hucpiarstwie i dziecinadzie, jaką prezentuje Misiewicz swoim „portalem”, to możemy być pewni, że niedługo sam podstawi sobie nogę i upadnie na tę część ciała, którą i tak już utracił.