Legenda o Jarosławie Wielkim

W ruinie już leżą polskie posady,
Naród nasz dźwiga żelaza,
Bronią się jeszcze twierdze Warszawy,
Ale w Warszawie zaraza.

Broni się jeszcze z wież Cytadeli
Jarosław z garstką żołnierzy,
Niemiec pod miastem zatknął sztandary,
Jutro do szturmu uderzy.

O wschodzie słońca ryknęły spiże,
Rwą się okopy, mur wali,
W tęczowe flagi spowito już krzyże,
Teutoni twierdzy dostali.

Jeden Jarosław, widząc swe roty,
Zbite w upornej obronie,
Przerżnął się między szable i groty,
Uciekł i zmylił pogonie.

Niemiec na świeżej twierdzy ruinie,
Pomiędzy gruzy i trupy,
Zastawia ucztę, kąpie się w winie,
Rozdziela brance i łupy.

Wtem straż oddźwierna wodzom donosi,
Że pan wielki z obcej krainy
O posłuchanie co rychlej prosi,
Ważne przywożąc nowiny.

Był to Jarosław, pan katolików,
Rzucił bezpieczne ukrycie,
Sam się oddaje w ręce unitów
I tylko błaga o życie.

„Germanie – woła – na waszym progu
Przychodzę czołem uderzyć,
Przychodzę służyć waszemu Bogu,
I eurokratom uwierzyć.

„Niechaj rozgłosi sława przed światem,
Że Polak, Pan Prezes zwalczony,
Swoich zwycięzców chce zostać bratem,
Wasalem brukselskiej korony”.

Germanie męstwo cenić umieją,
Gdy Jarosława poznali,
Wódz go uścisnął, inni koleją
Jak towarzysza witali.

Jarosław wszystkich wzajemnie witał,
Wodza najczulej uścisnął,
Objął za szyję, za ręce chwytał,
Na ustach jego zawisnął.

A wtem osłabnął, padł na kolana,
Ale rękami drżącemi,
Chwytając nogawy pludrów Germana,
Ciągnął się za nim po ziemi.

Spojrzał dokoła, wszystkich zadziwił,
Zbladłe, zsiniałe miał lice,
Śmiechem okropnym usta wykrzywił,
Krwią mu nabiegły źrenice.

„Patrzcie, niewierni! jam siny, blady,
Zgadnijcie, czyim ja posłem?
Jam was oszukał, wracam z Warszawy,
Ja wam zarazę przyniosłem.

Pocałowaniem wszczepiłem w duszę
Jad, co was będzie pożerać,
Pójdźcie i patrzcie na me katusze:
Wy tak musicie umierać!”.

Rzuca się, krzyczy, ściąga ramiona,
Chciałby uściskiem wiecznym
Wszystkich Germanów przykuć do łona,
Śmieje się – śmiechem serdecznym.

Śmiał się – już skonał – jeszcze powieki,
Jeszcze się usta nie zwarły,
I śmiech piekielny został na wieki
Do zimnych liców przymarły.

Germanie trwożni z miasta uciekli,
Dżuma za nimi w ślad biegła;
Z rogatek Warszawy nim się wywlekli,
Reszta ich wojska poległa.