PiS, czyli anarchopopuliści

PiS warcholi na oślep i nieprzytomnie. Hucpiarstwo idzie na wyprzódki z ignorancją i brakiem elementarnej kultury prawnej i konstytucyjnej. Zaiste, słowo „prawo” w nazwie partii władzy brzmi jak rechot szydercy.

Sąd Najwyższy wydał jednomyślny i całkiem oczywisty wyrok w sprawie „ułaskawienia” pisowskiego szeryfa Mariusza Kamińskiego przez prezydenta Dudę. Ani wina Kamińskiego nie budzi kontrowersji (prowokacji wobec Leppera chyba nawet Kamiński się nie wypiera), ani nikt rozsądny nie wątpi, że wyrok nieprawomocny nie jest jeszcze w pełni wyrokiem i nie można skazanego nieprawomocnie ułaskawić. Skutkiem prawnym nieprawomocnego wyroku jest samoistne jego uprawomocnienie w razie braku apelacji. Zanim to nie nastąpi, skazanie jest warunkowe i nie może być przedmiotem ułaskawienia.

Tyle wiadomo z chłopskiego rozumu – sąd przedstawił inne, bardziej szczegółowe racje, z których wynika, że ułaskawienie Kamińskiego było bądź to nadużyciem władzy, bądź było po prostu działaniem bezprzedmiotowym, a przez to nieskutecznym. Od dziś Kamiński ma znowu proces, który może wygrać jedynie wtedy, gdy PiS zdoła odpowiednio zastraszyć sędziów lub sprawić, że sądzić będą zaufani funkcjonariusze partii w togach.

I co na to rząd i prezydent? Ano oświadczają, że Sąd Najwyższy nie miał prawa rozpatrywać tej sprawy. Pomijając absurdalność tej tezy, samo jej publiczne wypowiadanie jest czymś skandalicznym. Naruszono podstawową zasadę obyczaju życia publicznego w państwie prawa, stanowiącą, że organy publiczne (w odróżnieniu od obywateli) nie komentują wyroków sądu. Mogą je zaskarżać, lecz przede wszystkim muszą je wykonywać. Ani rząd, ani prezydent nie mają umocowania prawnego do wydawania opinii o zakresie jurysdykcji Sądu Najwyższego (ani żadnego innego). Jest to wyłączna prerogatywa władzy sądowniczej.

Wypowiedzi przedstawicieli rządu i prezydenta zakrawają na niesubordynację i anarchię – o ile tylko ma się je rozumieć jako lekceważenie Sądu Najwyższego i zapowiedź ignorowania jego wyroku. Tymczasem opinie prezydenta i premiera o tym, czy Sąd Najwyższy miał czy nie miał prawa rozpatrywać spawy ułaskawienia Kamińskiego, nie rodzą żadnych skutków prawnych i w tym sensie mają charakter prywatny. Dokładnie tak jak moja opinia, że takie zachowanie jest bezczelne i demoralizujące dla społeczeństwa, które widząc brak szacunku rządu dla władzy sądowniczej, przyzwyczaja się do tego, że ten, kto ma władzę, może sobie na wyroki sądu bimbać. To się nazywa warcholstwo i anarchia.

Drugim przykładem dewastacji kultury prawnej i anarchizacji władzy jest kuriozalna decyzja prokuratury we Wrocławiu, która postanowiła wystąpić do Sądu Najwyższego z wnioskiem o kasację wyroku, jaki zapadł w procesie cywilnym, wytoczonym przez panią Grażynę Juszczyk, nauczycielkę matematyki z Krapkowic, w związku z prześladowaniami, jakich doznała na skutek zdjęcia (w 2013 roku) krzyża wiszącego w pokoju nauczycielskim.

Grażyna Juszczyk wygrała sprawę w sądzie pracy (sądzie okręgowym w Opolu), który nakazał szkole przeprosić ją za akty dyskryminacji oraz wypłacić odszkodowanie. Szkoła, kurator, a przede wszystkim prokuratura okręgowa w Opolu wniosły w tej materii apelację do sądu apelacyjnego we Wrocławiu. Sąd ów, poprzez sędzię Monikę Kiworską-Pająk, apelację oddalił i potwierdził wyrok sądu pierwszej instancji. Trzyletnia mitręga Grażyny ma ogromne znaczenie społeczne. Wyrok w sposób jednoznaczny wskazuje, że żaden pracownik zatrudniony w publicznym zakładzie pracy nie może być karany i dyskryminowany za to, że w swoim miejscu pracy usunął symbol religijny. Od teraz mogą to zrobić wszyscy – każdy nauczyciel, każdy policjant, każdy poseł. Wprawdzie zabrakło odwagi, aby powiedzieć, że epatowanie krzyżami w instytucjach publicznych jest łamaniem konstytucji, naruszaniem zasady neutralności światopoglądowej państwa, a tym samym czymś nieetycznym, lecz i tak uczyniono ważny krok w kierunku państwa prawnego, respektującego równość obywateli wszystkich wyznań i świeckość instytucji publicznych jako warunek tej równości.

I oto słyszymy, że prokuratura po raz kolejny miesza się w sprawę cywilną. Kasację wniosła Prokuratura Regionalna we Wrocławiu, twierdząc, że zdjęcie krzyża w pokoju nauczycielskim było „prowokacją”, tak jakby wyjaśnienie Grażyny, iż zamiarem jej było zaprotestowanie przeciwko postępującemu ureligijnieniu państwa polskiego, budziło choćby cień wątpliwości co do swej wiarygodności.

Prokurator tłumaczy ponadto, że składając wniosek, broni praworządności oraz interesu społecznego. Czy dyskryminacja, którą stwierdziły sądy dwóch instancji, to właśnie jest praworządność? A czy w interesie społecznym jest łamanie zasady neutralności światopoglądowej i religijnej państwa? A może wszechobecne krzyże nie oznaczają uprzywilejowanej pozycji chrześcijaństwa w przestrzeni państwa? No, raczy pan prokurator żartować.

Co ma wspólnego zachowanie gorliwego obrońcy Polski zawsze katolickiej z wrocławskiej prokuratury z aroganckimi komentarzami pisowskiej władzy po wyroku Sądy Najwyższego? Oba przypadki ilustrują to samo – nierozumienie panującego ustroju, pogardę dla konstytucji i jej wartości, łamanie praw obywatelskich, bezczelną stronniczość, posuwającą się do ignorowania wyroków sądów, jeśli dotykają swoich, czyli partii i Kościoła. Jest czymś zdumiewającym, że obywatel wygrywający swoją sprawę cywilną może zderzyć się z państwem, które próbuje mu odebrać korzyść, jaką samo mu zapewniło za pośrednictwem sądu. Państwo rozstrzygnęło spór na jego korzyść, a teraz zachowuje się jak strona w sporze cywilnym, usiłując odwrócić skutki wyroku. I czyni to nie na zasadzie obrony interesu zaangażowanej w spór instytucji publicznej, lecz w imieniu Rzeczypospolitej! Rękami prokuratora!

Otóż nie po to pozwala się prokuratorom na włączanie się w sprawy cywilne, aby stawali się w nich stroną – reprezentacją państwa w konfrontacji w obywatelem (tę rolę odgrywa bowiem sam sąd) – lecz po to, aby zapewnić dodatkową ochronę osobie pokrzywdzonej oraz zabezpieczyć interes publiczny ewentualnie naruszony przez krzywdziciela. Zasadą państwa prawnego jest bowiem przeciwdziałanie ogromnej asymetrii sił i środków, jaka zachodzi pomiędzy obywatelem a instytucjami państwa, w szczególności zaś organami władzy publicznej. Właśnie dlatego prokurator – dla wspomożenia strony procesu cywilnego, w którym występują wątki mogące mieć charakter przestępczy – ma prawo i obowiązek wchodzić w przewód sądowy. Stawianie się przez prokuratora w roli przeciwnika obywatela wygrywającego proces cywilny jest stawianiem etosu prokuratorskiego na głowie i jawnym pogwałceniem zasady zaufania w życiu publicznym.

Państwo PiS pokazuje, że jest wrogiem nie tylko konstytucyjnej zasady neutralności światopoglądowej państwa, ale Grażyny Juszczyk osobiście. Brawo, Grażyna! Wstyd dla prokuratury!