Schetyna i Petru na zielonej trawce?

Przywódcy partyjni zużywają się szybciej niż ich partie. A gdy się zużywają, ciągną swoje formacje w dół. Tak było we Francji, gdzie obmierzłość liderów pogrążyła wszystkie stare partie i wyniosła Macrona.

Najnowszy sondaż OKO.press pokazuje, że wyborcy PO i Nowoczesnej nie chcą Schetyny i Petru w roli przywódców partii. Ba, nawet pośród przeciwników tych partii ich szefowie ustępują miejsca w rankingu swoim rywalom. Generalnie Borys Budka i Rafał Trzaskowski z PO stanowczo wyprzedzają pod względem popularności Grzegorza Schetynę, a Katarzyna Lubnauer i Kamila Gasiuk-Pichowicz Ryszarda Petru. Szczegóły i słupki można znaleźć tutaj: https://oko.press/schetyna-petru-wymiany-elektoraty-wlasnych-partii-wolalyby-kogos-innego-sondaz-oko-press/

W partiach takie sondaże czytane są uważnie. Nie pozostają one bez wpływu na pozycję liderów. Doły partyjne, zwane dziś eufemistycznie strukturami, kipią od dyskusji i plotek, które przekładają się później na głosowania delegatów zjazdowych. Jeśli kłopotliwi i zużyci liderzy chcą przetrwać, muszą trzymać swoje formacje za twarze, mieć swoich ludzi, gdzie tylko się da i wyrzucać za buretę wszystkich przeciwników – obecnych i potencjalnych. Nie ma wątpliwości, że uczynią wszystko, aby utrzymać się w siodle. Schetyna marzy o fotelu premiera, a Petru pewnie wicepremiera z ładną teką ministra finansów lub gospodarki. Schetyna chce zostać Tuskiem, a Petru Morawieckim. Czy mają na to szansę? Chyba już za późno – nie pokazali, że zdolni są zjednoczyć opozycję i mało kto wierzy w ich zapewnienia, że uczynią to w ciągu najbliższego roku. Obaj przegapili chyba „ten moment”.

Kandydata na Macrona nie ma. I nie będzie – brakuje klasy średniej, która byłaby w stanie poprzeć wykształconego człowieka budującego swą partię od początku. Nie ma u nas szacunku dla ludzi z wyższych sfer, które polska poprawność polityczna kazałaby zresztą pisać w cudzysłowie. Są za to młodzi czy „młodawi” politycy PO i Nowoczesnej, gotowi skoczyć do gardła swoim szefom, gdyby ci stworzyli po temu pretekst. Lub gdyby okazali się dostatecznie odważni. Odwaga nie jest wszelako mocną stroną polityków działających na niwie partyjnej. Żeby przejąć partię, trzeba ogłosić ten zamiar z dużym wyprzedzeniem. Trzeba być oficjalnym rywalem przewodniczącego, zbierającym szable przez dobry rok, jeśli nie dłużej, aby stanąć do wyrównanej walki na zjeździe wyborczym. No, chyba że ma się jakiegoś Brutusa, który pomógłby zasztyletować cezara. W PO takim Brutusem jest oczywiście Tusk, który jeśli nie zasztyletuje, to na pewno z wielką radością podstawi nogę Schetynie – o ile tylko ktoś zaproponuje sensowny plan wyeliminowania starego rywala. Tylko kto się odważy tak się spotkać z Tuskiem na spiski? A może się odważy…

W Nowoczesnej wiele do gadania ma Jerzy Meysztowicz – był współtwórcą kariery politycznej Ryszarda Petru, to może i zostać jego grabarzem. Ale przecież sam nie pójdzie do „dziewczyn” gadać o „zdradzie”. Ktoś musiałby przyjść do niego. Może się ktoś odważy..

Partie są instytucjami dość oportunistycznymi. Większość działaczy to pokorni karierowicze, trzymający z każdą partyjną władzą i starający się nie wychylać. Udział w spisku jest zawsze ryzykowny. Niełatwo kogoś namówić. I na tym polega siła partyjnego przywództwa. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Wróbel to jako takie miejsce na jako takiej liście, a gołąb to szpica na supermocnej liście. A oni raczej trzymają i pieszczą swoje wróble, niż ganiają za gołębiami. Do zdrady sposobią się tylko jurni. W tych czasach jurność jest wszelako zjawiskiem raczej wyjątkowym. Dlatego Schetyna z Petru generalnie mogą spać sobie spokojnie. A co będzie, to czas pokaże.