Pazura-relocelebryta

Cezary Pazura bardzo się ostatnio zaktywizował religijnie. Już nie tylko opowiada, jaki jest pobożny i rozmodlony, i jakim to jest żarliwym katolikiem, to jeszcze wdał się w promowanie akcji „Różaniec do Granic”, polegającej na „opleceniu” Polski różańcem 7 października, w święto Matki Boskiej Różańcowej.

Nie wiem, dlaczego Cezary Pazura w odróżnieniu od innych celebrytów wybrał sobie tak pospolitą w Polsce „opcję religijną”, zamiast wejść, wzorem wielu aktorów z kraju i zagranicy, w buddyzm, hinduizm albo scjentologię. Może uznał, że katolicyzm w ludowej formie jest fajny, swojski i w jakiś sposób autentyczny. Nie wiem, co myśli, ale wiem, co mówi. Wprawdzie opowiadanie o tym, że różaniec jest tarczą, na której onże, Pazura, spotyka się Matką Boską, wydaje mi się cokolwiek egzaltowane i niepoważne, niemniej ogólny przekaz, że trzeba się kochać i być życzliwym dla ludzi, jest w sumie w porządku. No bo trzeba.

No ale jak tu przejść do porządku dziennego nad strasznym obciachem, jakim jest uczestnictwo w miarę wykształconego człowieka w aktach religijnych o charakterze co najmniej bigoteryjnym, jeśli nie zabobonnym i (obawiam się) klerykalno-nacjonalistycznym? Ależ nie muszę wcale przechodzić do tego codziennego porządku nad tą sromotą. Mogę ją jak najbardziej krytykować i wyśmiewać, co uczyniłbym i tutaj, gdyby nie brak konceptu na dowcip (jest późno, a rano jadę do stolicy). On ma wolność obnosić się ze swoim katolicyzmem, a ja mam prawo się z tego śmiać.

Jeśli jednak daję sobie i jemu to prawo, w imię tolerancji i szacunku dla odmienności, to wypadałoby w jakiś sposób więcej niż tylko formalny („to jest wolny kraj…” itp.) tę tolerancję zaznaczyć. Trzeba by uznać nie tylko „prawo Pazury”, lecz również jakąś wartość tego, co robi, gdy tak się modli i do modłów katolickich, różańcowych innych nakłania. I, o dziwo, wcale to nie jest takie trudne. Bezstronny przegląd materiałów prasowo-filmowych na ten temat wypada dla naszego pobożnisia wcale korzystnie. Mówi o miłości, pięknie, zrozumieniu między ludźmi i w ogóle o rzeczach dobrych i ważnych. Pewnie źle wybrał sobie „kontekst instytucjonalny”, bo doprawdy tylko niewielka cząstka dwumilenijnej niemalże działalności Kościoła katolickiego ma coś wspólnego z dobrem, niemniej nie mówi niczego głupiego ani fałszem podszytego. Wydaje się szczery i naprawdę wierzy w to, że ludzie mogą być dobrzy.

Co więcej, nazywa modlitwą każdy przejaw wrażliwości i dobroci, bez względu na wyznanie bądź jego brak. Niezbyt to ortodoksyjne (to akurat zapisuję Pazurze na plus), niemiej całkiem zrozumiałe. Ma rację Pazura, że gdy podziwiamy piękno albo życzymy komuś dobrze, lub wreszcie gdy wzrusza nas i buduje napotykane dobro, to niejako wychodzimy ze skóry codzienności. No, o skórze może nie mówił (ja mówię), ale chyba to ma na myśli. Faktycznie, jest coś takiego jako „transcendowanie”, metafizyczny stosunek do świata – przejawiający się w miłości, dobroci, wrażliwości na piękno, w tworzeniu, a czasami nawet w myśleniu. Wprawdzie z pewnością myli się nasz komediant (a zdaje się wyznawać takową tezę), że kler katolicki ma w tym transcendowaniu jakieś szczególne umiejętności i zasługi, ale wybaczam mu tę naiwność. W końcu wybaczanie jest rzeczą piękną.

Słowem, bronię bigoterii Pazury, bo wydaje mi się szczery i autentyczny, to zaś, o czym mówi, jest tyleż banalne, co domagające się mówienia wciąż i wciąż. Niełatwo wziąć na siebie wstyd mówienia o dobru. Być może Pazura, człowiek bardzo już dojrzały, czuje, że ma taką właśnie misję – bierze na siebie katolicki obciach, aby powiedzieć coś, co normalnie wstydzimy się wyrazić.

Wypada mi to uszanować. Niechaj jednak i on uszanuje nasze prawo do wątpliwości, czy dokonał dobrego wyboru, wspierając instytucję, która wiele wprawdzie o miłości mówi, lecz tym samym językiem sieje nienawiść, a czyni jeszcze gorzej, niż mówi. Może by tak Cezary Pazura jednak zastanowił się, jaką rolę odgrywa Kościół katolicki w życiu społecznym i politycznym Polski? Może modlitwa o zdrowy rozsądek, do której nas namawia, sprowadzi na niego oświecenie w tej materii?

Życzę tego panu Pazurze i innym, którzy przykleili się do tego zdradliwego lepu. Wierzcie i módlcie się, ale nie liczcie na to, że Bóg, kimkolwiek jest, trzyma z Rydzykiem, Michalikiem, Hoserem, Jędraszewskim i innymi, jakże licznymi panami tego autoramentu. Jest to (pan Pazura zechce przyznać mi tu chyba rację) niebywale mało prawdopodobne. Amen.