Usunąć religię ze szkoły! Raz na zawsze!

Dotychczas dyskutowaliśmy o tym, czy nauczanie religii w szkole da się pogodzić z neutralnością światopoglądową państwa i świeckością szkoły. Dziś, gdy Kościół pragnie uczynić z religii przedmiot na wpół obowiązkowy (obligatoryjnie do wyboru z etyką), a jednocześnie pogłębia się nasza wiedza o dawnej i współczesnej działalności tej zdumiewającej i przerażającej instytucji, a także o moralnej degrengoladzie środowiska kleru i jego biskupów, trzeba sprawę postawić inaczej. Religia katolicka musi zniknąć ze szkół w zupełności i w każdej postaci!

Uzurpowanie sobie prawa do moralnego pouczania kogokolwiek przez biskupów katolickich oraz podlegających im księży, łącznie podnoszących odpowiedzialność za systemowe zło Kościoła katolickiego, przeważające tak ilością, jak jakością wszelkie zło rodzące się w łonie dowolnych znanych w cywilizowanym świecie legalnych organizacji i instytucji – jest jawnym szyderstwem z przyzwoitych ludzi. Obecność tej instytucji i jej przedstawicieli na terenie placówek edukacyjnych urąga godności państwa i stwarza zarówno moralne, jak i przestępcze zagrożenie.

Trzeba bowiem pamiętać, że nawet gdyby prawdziwe były dane papieża Franciszka, mówiące, że 2 proc. księży jest pedofilami (niezależne badania wielu komisji w wielu krajach mówią o odsetku co najmniej dwakroć wyższym), to statystyczna szansa, iż w polskich szkołach grasuje mniej niż 200 pedofilów w sutannach, jest znacznie mniejsza niż 1 proc.

Nauka religii w szkole – i to finansowana przez państwo – stanowi nie tylko pogwałcenie konstytucji, lecz sama w sobie jest w najwyższym stopniu czymś niemoralnym, a dla państwa polskiego upodlającym. Uporządkujmy przesłanki tej tezy:

1. Istnieje niezwykle małe prawdopodobieństwo, że zagrożenie molestowaniem małoletnich przez księży mających z nimi kontakt jest na akceptowalnym poziomie, tj. porównywalnym z zagrożeniem, jakie stwarzają nauczyciele przedmiotów świeckich, trenerzy sportowi itp. W żadnej z badanych populacji księży w różnych częściach świata odsetek pedofilów mających konflikt z prawem nie był mniejszy niż 4 proc. przy średniej dla populacji męskiej USA wynoszącej ok. 0,3 proc.

2. Na lekcjach religii przekazuje się dzieciom niemoralne i niezgodne z aksjologią konstytucyjną RP treści. Tak np. uczy się dzieci, że realizowanie swoich pragnień i potrzeb seksualnych przez osoby homoseksualne jest niemoralne, co stanowi przejaw agresji i dyskryminacji wobec tych osób. Pluralizm poglądów i przekonań wpajanych dzieciom przez nauczycieli zatrudnianych w placówkach publicznych jest ograniczony przez porządek konstytucyjny. Homofobia stanowi jego pogwałcenie, podobnie jak jej tolerowanie pod pretekstem szacunku dla wolności religijnej.

Również same doktryny religijne katolicyzmu w wielu punktach urągają elementarnemu poczuciu moralnemu – na równi z praktyką wpierania bezbronnym dzieciom najbardziej niesłychanych i absurdalnych, niczym niepotwierdzonych rojeń i mitów, jak ten, że po śmierci wstaną z grobów.

Niemoralne i odrażające jest przekonanie katolików, że chrześcijanie dzięki sakramentowi chrztu otrzymują specjalne cnoty i kwalifikacje sprawiające, że górują nad resztą ludzkości. Groźny, bo totalitarny jest dogmat katolicki, w myśl którego w przyszłości wszyscy ludzie, a więc np. muzułmanie, Chińczycy czy Hindusi, porzucą swoje (fałszywe) religie i kultury, wstępując do Kościoła katolickiego. Zapiera dech w piersiach przewrotna pycha katolickich duchownych pyszniących się tym, jakoby ich religia przodowała w miłości bliźniego.

Dochodzi nawet do groteskowej uzurpacji, jakoby miłość bliźniego była jakimś „wynalazkiem” chrześcijaństwa. Trudno pojąć, jak zakłamany i bezwstydny musi być człowiek szczycący się tym, że bardziej niż inni kocha ludzi. A zwłaszcza gdy jednocześnie nie chce wiedzieć o kilkunastu stuleciach bezprzykładnego terroru i totalitaryzmu uprawianego przez Kościół bądź nawet bezwstydnie mu zaprzecza, umniejsza go czy relatywizuje.

3. Państwo polskie opłaca naukę religii niedobrowolnie, lecz pod naciskiem obcego państwa, od zarania pasożytującego na skarbcu Polski, państwa, które zwie się Stolicą Apostolską. Mimo deklarowanej w konstytucji neutralności religijnej naszego niby to świeckiego i niepodległego państwa angażuje się ono w propagowanie religii katolickiej, a obywatele niewierzący są zmuszani do łożenia na cele religijne (za pośrednictwem opodatkowania) wbrew swoim sumieniom i poczuciu moralnemu. Ten stan rzeczy jest podłością i trwałą, ciągłą krzywdą moralną dla każdego, kto nie zgadza się na oszukiwanie i demoralizowanie dzieci.

4. Obecność Kościoła w szkole nie kończy się na rozdętych do niemożliwości lekcjach religii. Ma ona charakter ogólnego rozpanoszenia, uzurpacji i bezprawnej kontroli. Szkoły częstokroć zamieniane są w miejsca kultu bądź wystawy dewocjonaliów, a ich kadra drży z lęku przed księżmi i lokalnym biskupem. To chore i poniżające dla demokratycznej wspólnoty.

Atmosfera bigoterii i nachalna obecność kleru na terenie szkoły wytwarza silną presję na dzieci i rodziców, szczególnie w przedszkolach, gdzie nieuczęszczanie przez dziecko na lekcje religii jest de facto karane usunięciem dziecka z sali. Wytwarza to odrażający przymus religijny, którego tolerowanie kompromituje władze publiczne. Ponadto obecność kleru i panująca w środowisku szkolnym bojaźliwa bigoteria uniemożliwiają w praktyce rzetelne nauczanie historii i kultury. Zbrodnie Kościoła i tragizm epoki imperium katolickiego są w szkole tematami tabu, podobnie jak wiedza o pochodzeniu, strukturze i psychospołecznych funkcjach religii.

Szczególnie urągający moralności publicznej jest fakt, iż ponad 1200 szkół nadal nosi imię Jana Pawła II, którego rola w ukrywaniu i umniejszaniu rangi zbrodni pedofilii oraz aktywna obrona powszechnie znanych zwyrodnialców pośród książąt Kościoła udowodniona jest ponad wszelką wątpliwość i znana powszechnie.

5. Nauczanie religii katolickiej w szkole przyczynia się do pomnażania zastępów członków Kościoła katolickiego i utrwalania jego potęgi ekonomicznej i politycznej. Państwo polskie bierze w ten sposób na siebie częściową odpowiedzialność za to, czego dopuszcza się Kościół, łącznie z tzw. przestępstwem ciągłym, jakim jest trwałe uchylanie się biskupów i księży od informowania władz śledczych o znanych im przypadkach pedofilii oraz innych ciężkich przestępstw wśród kleru.

Wspieranie Kościoła katolickiego przez państwo, które nieustająco doświadcza z jego strony roszczeń i pretensji, wtrącania się w jego sprawy i notorycznego wyłudzania ziemi i pieniędzy w drodze najrozmaitszych, niemal bezkarnych procederów – oznacza zdradę interesu narodowego i wspólnictwo w tych procederach. Opłacanie propagowania ideologii katolickiej w szkołach ze środków publicznych jest jednym z przejawów tej zdrady.

6. Demoralizujący wpływ religii na społeczeństwo i szkołę wyraża się również w tym, że wykorzystując ignorancję etyczną społeczeństwa i państwa, Kościołowi udało się upowszechnić przekonanie, iż doktryna o zakorzenieniu norm moralnych w woli Boga chrześcijańskiego jest najlepszym wyjaśnieniem moralności, a ludzie religijni mają szczególne predylekcje do moralnie dobrego postępowania.

Ta absurdalna i kłamliwa teza oraz uzurpowanie sobie przez kler prawa do moralnego wychowania młodzieży sprawiają, że świeckie wychowanie i nauczanie etyki wydaje się czymś jeśli nie poślednim, to w każdym razie alternatywnym względem nauki religii, rzekomo pełniącej analogiczne funkcje. Jest wręcz odwrotnie – nauka religii katolickiej demoralizuje (choćby dlatego, iż uczy o wyższej moralności wierzących), a nauka etyki i wychowanie etyczne przed tą demoralizacją może zabezpieczać. Budowanie alternatywy nauka religii – nauka etyki, i to w celu utwierdzenia pozycji religii w szkole – jest działaniem podłym i przewrotnym, obliczonym na zupełną ignorancję tych, którzy nie wiedząc, czym jest etyka i wychowanie, nie wiedzą też, jak radykalnie przeciwstawne sobie są pod względem moralnym osoby wychowujące i uczące etyki oraz osoby wpajające dzieciom ideologię katolicką.

Czy można sobie wyobrazić nauczyciela etyki tłumaczącego dzieciom, że jako Polacy, katolicy, Europejczycy czy z jakiegokolwiek innego powodu stoją moralnie wyżej od innych społeczności? A nie zapominajmy i o tym, że głoszona jawnie i wprost przez cały czas istnienia Kościoła katolickiego aż do lat 70. XX w. ohydna doktryna mówiąca, iż tylko chrześcijanie (w wersji mocniejszej i bardziej rozpowszechnionej: tylko katolicy) mogą być zbawieni, podczas gdy inni („niewierni” czy „poganie”) będą smażyć się po wsze czasy w piekle, nadal obowiązuje – mimo że „maluczcy” nie znajdą już jej w katechizmie ani nie usłyszą jej z ambony. Ale to już inna historia.

Mam nadzieję, że z czasem przybywać będzie obywateli mających odwagę mówić wprost, czym jest Kościół katolicki i jego doktryny, a także bronić godności i suwerenności naszej ojczyzny przed trwającym już ponad tysiąc lat patologicznym uzależnieniem państwa od tej organizacji. Choć wydaje się to niewyobrażalne, zwycięstwo nad siłami ciemności jest możliwe.

Czyż mogli na nie liczyć Hiszpanie albo Irlandczycy jeszcze pół wieku temu? A przecież wystarczyło kilkanaście lat przebudzenia narodowego, by te zgnębione społeczeństwa otrząsnęły się i zrzuciły poniżające je jarzmo. My też potrafimy!