Duda, Bosak, Talmud i postantysemici

No, ładnie. Prezydent Andrzej Duda uważa, że przypisanie mu czegoś takiego, jak cytowanie Talmudu, prowokuje antysemickie wypowiedzi. No właśnie! I jaki z tego wniosek? Że Żydzi winni? [wypowiedź Dudy na końcu]

Żartobliwym tweetem, mówiącym, że greps o ostrym cieniu mgły to cytat z Talmudu, udało mi się (jak sądzę) sprawić, że sporo, może nawet kilkadziesiąt tysięcy głosów przeznaczonych dla Dudy przepłynie do Bosaka, gdzie wpadną w czarną jak dusze faszystów dziurę. Poszło po mediach, rozdzwoniły się telefony z różnych redakcji, rozgorzały dyskusje na różnych forach, a sam rabin Schudrich, nękany przez żądnych sensacji gojów, podobno musiał wertować Talmud, bo a nuż coś tam jest o ostrym cieniu mgły… No, sorry.

Chciałem po prostu zakpić z kolejnego błazeństwa Dudy i sprowokować oraz ośmieszyć tzw. narodowców, lecz do głowy mi nie przyszło, że kawał może tak się udać. Ku mojemu rozczuleniu sam Bosak połknął haczyk i pofrunął na mojej wędce aż pod niebo, cały dzień wyrzekając na godny pożałowania filosemityzm Dudy. Jako że oczywiście filosemityzm i cytowanie Talmudu jest czymś złym i kompromitującym…

Na otarcie łez nasz uroczy judeosceptyk otrzymuje ode mnie niezły pakiecik głosów, bo wieść o obrzydliwym siewcy fejków, przewrotnym prowokatorze i jątrzycielu lejącym wodę na młyn antysemitów brodatym Żydzie Hartmanie, pomawiającym pana polskiego, katolickiego prezydenta o tak potworne wszeteczeństwo jak cytowanie Talmudu (tfu, tfu przez lewe ramię), nie dotrze do radiomaryjnych mas tak szeroko i głęboko jak sama ta straszliwa żydowska kalumnia.

Ten niespodziewany sukces smakuje mi jednakże nieco gorzko, bo zawdzięczam go antysemickim stereotypom, ukrytym głęboko w podświadomości porządnych ludzi, którzy mają wszelkie moralne podstawy uważać, iż nie tylko antysemitami nie są, lecz w dodatku antysemityzmem się brzydzą. Ci ludzie nabrali się na dowcip i w swojej bezbronnej, rozczulającej naiwności uwierzyli, że bełkot, jaki zaserwował nam ostatnio Andrzej Duda w swoim „rapie”, może naprawdę być cytatem z Talmudu, jako że połączenie dwóch idei: „nonsens” i „Talmud”, nie jest w ich umysłach niemożliwe. Podobnie jak wyobrażenie, że jak ktoś jest Żydem, nawet do szpiku kości świeckim i wręcz ateistą, to jednak ezoteryczne pisma żydowskie w jakimś stopniu znać musi; w końcu Żyd to zawsze Żyd i Talmud nie może mu być obcy, tak jak obcy jest Polakowi-Polakowi.

Nie było moim celem eksperymentowanie na duszach Polaków skażonych antysemickimi stereotypami, z których nie do końca się wyleczyli, choćby bardzo tego pragnęli. Samo wyszło. Bardzo mi przykro, że doznali pewnego upokorzenia, zwłaszcza że są wśród nich zacne osoby, które znam osobiście. Nie chciałem tego. Może jednak ta lekcja pozwoli im dokończyć dzieła zabijania w sobie atawistycznego antysemity. Na razie są bowiem postantysemitami i muszą uczynić jeszcze jeden krok, aby całkowicie się uwolnić.

Najpierw jednak muszą sobie uświadomić, że w ogóle jest jeszcze coś do zrobienia. Z drugiej strony bardzo dziękuję za liczne słowa uznania, które jednakowoż płyną do mnie głównie z kręgów „wtajemniczonych”, to znaczy ze światka żydowskiego (tego świeckiego, rzecz jasna) oraz intelektualnego (mają one zresztą niepokojąco dużą część wspólną).

Co do zasady kawałów się nie tłumaczy. Jednakże bywa tak, że niezrozumienie dowcipu staje się dowodem na to, że niestety było z czego się śmiać. Bo efekt komiczny ma za swój warunek odsłonięcie jakiegoś ukrytego aspektu rzeczywistości. W tym sensie każdy dowcip jest pewną prowokacją. Jeśli prowokuje do ujawniania się zła i to zło naprawdę wypełza na powierzchnię, to dowcip przestaje być śmieszny i zmienia się w prowokację po prostu.

Nie zawsze to jest dobre, ale czasem jest. Na przykład wtedy, gdy ktoś da się podejść i wyłażą z niego antysemickie stereotypy – bo antysemici naszych czasów to tchórze i są pierwsi do zarzekania się, że antysemitami nie są. Jednak nie taką wartość ma mój żart – antysemickie komentarze pod moim adresem pojawiają się codziennie. Nie o antysemitów chodzi w tym qui pro quo, lecz o postantysemitów. O ludzi, którzy mają w głowach różne kalki i niemądre wyobrażenia będące powidokami i dalekimi echami antysemityzmu. Taką kalką jest właśnie skojarzenie religijnych pism żydowskich z generalnym brakiem sensu i bełkotliwością.

Inną jest wyobrażenie, że jak ktoś jest Żydem, to „się zna”. No i ten dziwny filosemityzm Lecha Kaczyńskiego, który mógł odziedziczyć po nim Andrzej Duda… Może faktycznie coś jest na rzeczy?

Jeszcze jedno. Żydożercza wścieklica posługuje się w odniesieniu do mojego kawału słowami „fake news” i „trolling”. W ich pojęciu bowiem cytowanie Talmudu jest niegodziwością, wobec czego przypisywanie komuś czegoś podobnego – pomówieniem. Jednak słowa „fake news” i „troll” znajduję również w listach wyrażających uznanie dla mojej małej prowokacji. Wiem, że to nie ze złej woli, lecz mimo wszystko jest to nadużycie, które trzeba wyjaśnić. Czymś innym jest fałszywka zawierająca oszczercze kłamstwo, a czymś innym dowcip. Cytowanie przez prezydenta Polski Talmudu nie byłoby niczym złym, jakkolwiek w przypadku Andrzeja Dudy jest czymś zgoła niemożliwym. Podobnie jak obecność w Talmudzie takich idiotyzmów, jakie produkuje głęboki umysł rezydenta pałacu na Krakowskim Przedmieściu.

Bardzo mi przykro, ale naprawdę mój tweet, na który nabrało się tylu, tylu ludzi, nie nosi żadnych znamion prawdopodobieństwa. Ten, kto się nabrał lub był tego bliski, sam sobie jest winien. A tak w ogóle to polecam wprowadzenie do Talmudu autorstwa mojego prapradziada Izaaka Kramsztyka.