Pięciopunktowy program działania: jak być dobrym sojusznikiem LGBT?

Dedykuję K.U., który słusznie się obawia, że sytuacja w Polsce ewoluuje w bardzo niebezpiecznym kierunku. Nie zostawimy Was samych sobie na pastwę faszystów!

W związku ze sprawą Margot objawił się nowy kanał nienawiści i pogardy – mianowicie dla „sojuszników” pisanych w cudzysłowie – takich to niby pruderyjnych, świętoszkowatych i drobnomieszczańskich, których rażą środkowe palce i chcieliby pouczać działaczy LGBT, jak mają postępować. Na głosy pogardy i wykluczenia, na kneblowanie ust i szyderstwo zamiast rozmowy nie warto nawet odpowiadać. Wystarczy ze smutkiem skonstatować, że w wojowniczych społecznościach plemiennych starsi starają się utrzymać pozycję w stadzie, konkurując z młodszymi na agresywne i butne zachowania.

Nie sądzę, aby komukolwiek dało się wywrzeć wpływ na kilkaset osób przekonanych, że wszystko im wolno, bo ich sprawa jest słuszna, a oni wyjątkowi. Pycha, narcyzm i kompleksy nie pozwalają na wypełnienie nawet elementarnych warunków rozmowy, na czele z szacunkiem, gotowością do słuchania i równym traktowaniem. Nie ma mowy, aby jakiś „społecznie uprzywilejowany heteryk” został potraktowany z szacunkiem i egalitarnie przez zachwyconych sobą rebeliantów, dokazujących i popisujących się sami przed sobą jak dzieciaki. Szkoda próbować rozmowy, bo można sobie tylko guza nabić. Nie będę więcej polemizował z aroganckimi działaczami, którzy zjedli wszelkie rozumy, a dobre wychowanie to wyrażenie, na dźwięk którego mogą się zakrztusić od pogardliwego rechotu – jeśli jeszcze żyją po usłyszeniu słowa „rada” albo „elity”. Jednak to nie kilkuset zadufanych w sobie (choć często bardzo odważnych i pożytecznych) rebeliantów zadecyduje o przyszłości co najmniej 2 mln nieheteronormatywnych Polaków, lecz pewien konsensus wśród postępowej mniejszości społeczeństwa, dotyczący tego, jak wyrażać niezgodę na homofobię i faszyzm w ogólności. Konsensus – i działanie, rzecz jasna!

Jest nas zaledwie kilka milionów – ludzi gotowych zrobić cokolwiek, by sprzeciwić się faszystom. Skoro jest nas mało, musimy działać, nie oglądając się na innych. Musimy ustalić sobie pewne minimum zasad i konsekwentnie ich przestrzegać. Nie ma przy tym znaczenia, którzy z nas są LGBT, a którzy nie. Nie ma też znaczenia, którzy z nas preferują rewolucyjne formy walki, a którzy wolą metody bardziej pokojowe. Ja akurat jestem zwolennikiem podejmowania działań stanowczych i brania spraw w swoje ręce, gdy panuje faszystowski rząd lub przynajmniej taki, który faszystów osłania i wysługuje się nimi dla własnych celów propagandowych i politycznych.

Jednak większość ludzi woli spokojne, bezpieczne i praworządne metody, przez co konsensus odnośnie do form sprzeciwu i aktywności musi być umiarkowany. Nie wyklucza to oczywiście akcji w stylu Margot (akcji godnej podziwu, co nie wyklucza się z krytyczną oceną takich czy innych jej wypowiedzi), lecz nie one będą treścią konsensusu, który realnie może się pojawić i zafunkcjonować w dużej skali.

Kierując się doświadczeniami krajów Zachodu, które w ciągu minionego półwiecza przeszły od stadium, w którym znajduje się dziś Polska, do nowej moralności publicznej, w której faszyzm jest hańbą i wstydem, proponuję pięć zasad/działań, które powinniśmy podejmować i propagować, aby powstrzymać brunatną falę faszystowskich fekaliów, która przelewa się przez Polskę. Jej źródła tkwią w Kościele katolickim i fundamentalistycznych organizacjach chrześcijańskich, w cynizmie rządzących oligarchów, w lękach i kompleksach prostych ludzi, a przede wszystkim w traumatycznej przeszłości niewolniczego społeczeństwa, w którym destrukcyjna agresja przez stulecia była tak samo oczywistą częścią życia jak rozpacz.

Zachodowi zajęło pół wieku, aby wydźwignąć się na wyższy poziom moralny. My możemy zrobić to w jedną czy dwie dekady. Bo łatwiej iść utorowanym szlakiem, niż go wytyczać.

Oto co moim zdaniem powinniśmy uczynić:

1. POWSZECHNIE ZAADOPTOWAĆ TĘCZĘ. Faszyści swoją bezprzykładną agresją podarowali nam wielki symbol: tęczę. Prześladując ją, przywrócili jej zapomnianą już przed wiekami świętość. Dziś tęcza obecna jest wszędzie w przestrzeni publicznej i instytucjonalnej Zachodu. Tęczowe flagi powiewają na gmachach publicznych i uniwersytetach. Wielu ludzi ma je w oknach i na balkonach. I to wcale nie tylko dla wyrażenia solidarności z LGBT! Bo tęcza to tak samo głęboki i archaiczny symbol jak krzyż. Oba zresztą mają wspólne znaczenie jako znak powiązania świata ziemskiego ze światem boskim i wiecznym. Lecz tęcza znaczy ponadto pokój, harmonię i szacunek dla różnorodności. Powinniśmy odnowić tęczę i eksponować ją powszechnie, domagając się tego samego szacunku dla niej, jakim cieszą się symbole ściśle religijne. Tęcza musi stać się naszym krzyżem, krzyżem ludzi dobrej woli. Tęcza, w imię której nikogo nie torturowano, nie mordowano ani nie wysyłano do piekła.

Tęcza to znak czysty, nieskalany przez zbrodnicze nadużycia, znak, który każdy inny – np. krzyż – może tylko opromienić i odnowić, nigdy zaś nie poniżyć i nie sprofanować. Tak więc przyjmijmy powszechnie ten znak i eksponujmy go na co dzień. W ten sposób będziemy się widzieć i rozpoznawać, a stanowcza obrona naszej tęczowej tożsamości sprawi, że nasz symbol uzyska pełne prawo obywatelstwa i pełną ochronę w przestrzeni publicznej. Musimy się tego prawa obywatelstwa i tej ochrony domagać.

2. ZDEFINIOWAĆ FASZYZM. Nie wolno nam się mitygować i lękać nazywania rzeczy po imieniu. Walczymy z faszyzmem, a nie „neofaszyzmem” ani „skrajną prawicą”. Faszyzm to określenie, które wybrali dla siebie sami faszyści, a jego sens jest jasny. Musimy jednakże ten sens wciąż przypominać, gdyż większość z nas trawi zabobonny lęk przed naruszeniem tabu, jakim jest powiedzenie głośno, czym jest faszyzm, a w konsekwencji ogół nie wie właściwie, o czym jest mowa. Więc mówię głośno: faszyzm to ustrój polityczny Włoch czasów Mussoliniego, naśladowany przez Hiszpanię, Portugalię, Argentynę i wiele innych krajów aż do lat 70. i 80. XX w. Ustrój ten opiera się na ideologii szowinizmu oraz religii katolickiej, podniesionej do rangi oficjalnego wyznania państwowego. W każdej z faszystowskich dyktatur (wyjątkiem może być Rumunia, gdzie analogiczną rolę odgrywała cerkiew) Kościół aktywnie i podmiotowo współtworzył totalitarny system państwowy, w którym ideologia nacjonalistyczna i kościelny rząd dusz w jedności i harmonii budowały nieludzki aparat opresji, inwigilacji i terroru. Jest naszym obowiązkiem nieustanne przypominanie, że faszyzm nie kończy się na nacjonalizmie i militaryzmie, na świeckiej fascynacji siłą, hierarchią i posłuszeństwem, lecz ma swój fundament w średniowiecznym totalitaryzmie katolickim, którego jest nowoczesną formą. Nie da się oddzielić walki z faszyzmem od zwalczania jego konstytutywnego składnika, jakim jest ideologia kościelna. Wolni i światli Polacy muszą mówić: precz z faszyzmem – nacjonalistyczną katolicką teokracją rodem z Italii i Hiszpanii!

3. ZDEFINIOWANIE HOMOFOBII PRZEZ ZESTAWIENIE JEJ Z INNYMI FORMAMI NAPIĘTNOWANIA I WYKLUCZENIA. Powinniśmy nieustająco i przy każdej okazji przypominać, że stygmatyzacja, wykluczenie i opresja mają tę samą naturę i strukturę, niezależnie od tego, czy chodzi o czarnoskórych, Żydów, emigrantów, mniejszości religijne, czy LGBT. Pierwszym krokiem jest izolowanie – np. zamykanie w sferze prywatnej gejów i lesbijek, którym odmawia się prawa do publicznego manifestowania swojej tożsamości. Zasadą jest również unikanie piętnowania osób, by zamiast tego piętnować ich rzekome winy, np. wyznawanie amoralnej ideologii. Antysemici potępiają syjonizm, a nie Żydów jako takich; homofoby – rzekomą ideologię LGBT, a nie gejów i lesbijki. Homofobia to nie tylko bicie i wyzwiska, lecz wszelkie zachowanie, które wyraża wyższościowy, protekcjonalny bądź wykluczający stosunek do osób nieheteronormatywnych. Odmawianie im praw do legalizacji swoich związków bądź wychowywania dzieci jest właśnie typowym przejawem homofobii, tak jak domaganie się ograniczeń w przyjmowaniu Żydów na uniwersytety jest przejawem antysemityzmu. Nie możemy się bać na co dzień przyrównywać homofobii do rasizmu i antysemityzmu. Skoro doczekaliśmy się społecznego potępienia rasizmu, dzięki przypominaniu tej analogii możemy dojść do tego, że również homofobia stanie się nieakceptowalna.

4. NATYCHMIASTOWE PIĘTNOWANIE HOMOFOBII W SFERZE PRYWATNEJ I PUBLICZNEJ. Jeśli będziemy przyzwalać na to, że w naszej obecności obraża się bądź w inny sposób poniża i krzywdzi osoby LGBT, nigdy nie przezwyciężymy ani homofobii, ani faszyzmu, z którym jest ona nierozerwalnie powiązana. Powinniśmy wymagać od siebie odwagi prywatnej, polegającej na mierzeniu się z bliskimi i ze znajomymi w razie homofobicznych zachowań z ich strony, a także odwagi cywilnej – gdy będziemy świadkami czyjejś pogardy, nienawiści lub tylko lekceważącego stosunku do osób LGBT. Skoro potrafimy być stanowczy, gdy ktoś pokazuje swój rasizm albo przynajmniej prowokuje nas wypowiedziami tego rodzaju, to dlaczego brakuje nam rezonu, gdy dotyczy to gejów i lesbijek? Musimy się po prostu tego nauczyć, tak jak nauczyliśmy się każdej innej rzeczy, którą umiemy. Potraktujmy to jako nasz moralny obowiązek, wynikający z człowieczeństwa i będący prostym nakazem przyzwoitości, a nie żadnym heroizmem.

5. OKAZYWANIE AKCEPTACJI I SOLIDARNOŚCI CZŁONKOM RODZINY, PRZYJACIOŁOM, ZNAJOMYM ORAZ WSPÓŁPRACOWNIKOM BĘDĄCYM OSOBAMI LGBT. Nie ma chyba rzeczy bardziej oczywistej dla kogoś, kto odczuwa szczerą solidarność i empatię z osobami, które muszą się wstydzić, bać, ukrywać z powodu swojej miłości. Jeśli naprawdę to czujemy, to nie wahajmy się tego okazać. To nie jest, to nie może być tabu. Owszem, trzeba trochę odwagi, żeby poruszyć ten temat, lecz odwaga ta jest naszym obowiązkiem. Nie trzeba zresztą czynić tego ostentacyjnie – wystarczy właściwy gest, pełna empatii, przyjacielska aluzja, zapewnienie o przyjaznych uczuciach, aby nasi nieheteronormatywni bliscy i znajomi poczuli się lepiej i bezpieczniej. Nie mówmy im, że nas „nie obchodzi” (bo to tylko zakamuflowana awersja), lecz właśnie, że nas obchodzi, że dbamy i przejmujemy się. Jeśli nie przekroczymy granicy protekcjonalności (co stanowi poważne ryzyko i czego trzeba się wystrzegać), zachowamy delikatność i wyczujemy granicę, poza którą dana osoba nie chciałaby nas przepuścić – możemy być pewni, że zrobimy dobrze. Po prostu zróbmy wysiłek wyobraźni i postawmy się w sytuacji kogoś, kto kocha osobę tej samej płci albo ma inną płeć niż ta, na jaką wygląda. Jeśli 2 mln nieheteronormatywnych Polaków otrzyma osobiste emocjonalne wsparcie od 5 mln przyjaciół, faszyzm nie przejdzie!

Bo faszyzm nie przejdzie! Nie może!