Wicek Kaczyński jako teczkowy

To bardzo zabawne, gdy szara eminencja, faktyczny władca i dyktator wkłada mundurek pułkownika i obejmuje jakieś stanowisko publiczne. To jakby sam bawił się we własnego podwładnego. Dlaczego Kaczyński, który nie cierpi nigdzie łazić i siedzieć na zebraniach, poszedł teraz na wicepremiera? Widocznie go do tego zmuszono. A skoro został do czegoś zmuszony, to znaczy, że jest słaby.

Kaczyński miał już bardzo wiele powodów, żeby znienawidzić Ziobrę. Pomijając przedpotopowe zdrady, zauważmy, że nie tak dawno uszło Ziobrze na sucho zaatakowanie Kaczyńskiego ustawą o IPN i awanturą z Komisją Sprawiedliwości UE. Już w 2018 r. stało się jasne, że to, co Ziobro ma na Kaczyńskiego i jego ludzi, jest silniejsze od teczek prezesa i służb podległych Kamińskiemu.

I dziś pewnie jest tak samo. Sprawa Srebrnej i wież pokazała, że PiS działa na zasadach mafijnych i mafijnymi metodami, przeto wszelkie haki mają tu charakter nie tyle polityczno-obyczajowy, ile kryminalny. Wątpię, żeby ktokolwiek w Polsce wiedział, jakie to są kwity, to znaczy orientował się, co jest w której szafie i kto tym dysponuje. Ma Ziobro, ma Kaczyński, ale ma też Macierewicz. No i mają rozmaici oficerowie poszczególnych służb. A najgorsze, że mają też Rosjanie.

Moim zdaniem cała awantura ma tło kryminalne. Wszyscy się boją i wszyscy się wzajemnie nienawidzą, a już szczególnie Morawiecki z Ziobrą. Istnieje niebezpieczeństwo, że wojna klanów doprowadzi do niekontrolowanego odmrożenia kwitów. I chociaż na wyborcach tzw. prawicy złodziejstwo nie robi wrażenia, to dobre nagrania, zwłaszcza wideo, mają wciąż swój potencjał. Wiedzą o tym misie puszyste i boją się tym bardziej, że pewnie nagrań osobiście nie widzieli.

Do tego Kamiński pije już tyle wody, że stał się niezdolny do kontrolowania hakowni Kaczyńskiego. Trzeba go było odstawić do wyschnięcia. No i wyszło na to, że sam prezes musi pilnować kwitów, osobiście doglądając sejfów, gdzie są schowane. A ma czego pilnować, bo chodzi nie tylko o niego, lecz o całą jego trzódkę, z Glapińskim na czele. Będzie też trzymał smycze, żeby się Morawiecki z Ziobrą nie pozagryzali. A w wolnych chwilach będzie sobie, rzecz jasna, szukał dalszych haków na swoich dawniejszych i aktualnych koleżków. Mściwość i paranoja są bowiem jego namiętnością, czym zresztą nie różni się od podobnych sobie „zbawców narodów” na całym świecie.

Jednakże rola strażnika kompromatów oraz rozjemcy nakręconych i rozbisurmanionych podwładnych to dla Kaczyńskiego beznadziejna degradacja. Strażnik to strażnik – cieć i tyle. Siedzieć i pilnować, żeby się nie wydało, to żałosna rola, nie mówiąc już o całej idiotyczności sytuacji, w której nadzór nad służbami będzie sprawowany równolegle przez Morawieckiego i Kaczyńskiego. Dla służb oznacza to w zasadzie kompletną destrukcję. Będą latać jak kot z pęcherzem i chaotycznie wykonywać zlecenia a to Morawieckiego, a to Ziobry, a to Kaczyńskiego. Ten każe ścigać Bońka, inny znów Trzaskowskiego i tak w koło Macieju – żeby tylko wszystkich zadowolić i z roboty nie wyrzucili.

Kaczyński w rządzie to zwiastun upragnionego końca tej odrażającej ekipy. Obawiam się tylko, że jedno może się rządowym siłownikom udać – zdążą wyczyścić teczki, zanim powstanie w Polsce prokuratura do ścigania przestępstw tego reżimu. Na szczęście pamięć ludzka jest trwalsza niż teczki i nie tak łatwo ją wymazać. Doczekacie się, misiaczki!