Obajtek, czyli syndrom BBC

Nagrania rozmów Obajtka ze swoim podwładnym w nieformalnie i nielegalnie kierowanej przez niego firmie są nie tylko całkowicie miażdżącym dowodem przestępstwa, lecz ponadto popisem bezprzykładnego knajactwa i chamstwa. Bezczelne oświadczenie Orlenu, oszczercze i obraźliwe w stosunku do Agory, a jednocześnie świadczące o całkowitym bezwstydzie prezesa, jest tego chamstwa drugą odsłoną. A trzecią jest groteskowo kłamliwe i obraźliwe dla osób cierpiących na zespół Tourette’a tłumaczenie, że nieprzerwany potok przekleństw Obajtka był objawem tej ciężkiej choroby.

W każdym normalnym kraju coś takiego jak nagrania rozmów Obajtka z podwładnym byłoby powodem ogromnego skandalu, a następnie procesu sądowego. Taki Obajtek musiałby zrezygnować z funkcji, posypać głowę popiołem, a jego kariera skończyłaby się raz na zawsze.

Ale nie w Polsce. Tu można właściwie wszystko – jeśli masz władzę, to wstyd i hańba nie mają do ciebie przystępu. Wystarczy śmiać się w nos tym wszystkim, których oburzenie przeradza się przeto natychmiast w poniżające uczucie bezsilności wobec nagiego zła i jego bezkarności. Biskup może czytać o sobie w prasie świetnie udokumentowane artykuły, ukazujące, w jaki sposób osłania pedofilów, stając się ich wspólnikiem, i lekko przy tym sobie poziewywać. Ani w Kościele, ani na salonach władzy jego splendor i wpływy na ujawnieniu hańbiących faktów nie ucierpią.

Poseł prezes Kaczyński może na oczach całego społeczeństwa mówić swemu kontrahentowi, że mu nie zapłaci, bezczelnie odsyłając go do sądu, a także zażądać łapówki „dla księdza” – i nie dzieje się absolutnie nic. Coś, co ten sam Kaczyński nazywa kompromitacją całożyciową, nie następuje w żadnym, dosłownie w żadnym przypadku. Ba, nie następuje nawet kompromitacja jednodniowa. Ci ludzie są z zasady niekompromitowalni. Zupełnie jak czworonogi.

Dlaczego tak się dzieje? Przecież ci ludzie, dokonujący najbezczelniejszych nadużyć, łącznie z samym premierem, w zasadzie wiedzą, co to znaczy hańba, wstyd, skandal i kompromitacja. Nawet jeśli są psychopatami niezdolnymi do przeżywania wstydu, to pojęcia te nie są im obce i doskonale zdają sobie sprawę, że mają do nich zastosowanie. A jednak nic sobie z tego nie robią i uchodzi im to na sucho. Mogliby chociaż jakoś nieszczerze, półgębkiem czasem przeprosić. Ot, powiedzieć jakieś „wyraziłem się niefortunnie” czy „przepraszam tych, których zawiodłem”. A potem mogliby już po swojemu: no czego jeszcze, k…, ode mnie chcecie – przecież przeprosiłem! Byliby wtedy normalnymi, poczciwymi chamami z epoki analogowej.

Cóż, epokę tę mamy już dawno za sobą. Obecnie żyjemy w epoce dwa, k…, zero, czyli postmoralnej. Ale jak to jest, że oni jednak nie muszą niczego się wstydzić? Tak nic a nic? Trudno to pojąć normalnemu człowiekowi. Tak jak trudno pojąć, że są na świecie bezwzględni bandyci i mordercy.

Otóż działa tu żelazna logika bezwstydu, bezczelności i chamstwa. Bezwstyd-Bezczelność-Chamstwo (syndrom BBC) na coś takiego jak okazywanie słabości i przyznawanie się do winy nie pozwala. Przeprosiny są możliwe tylko wtedy, gdy ich obłuda jest całkowicie oczywista. Bo zasada podstawowa BBC brzmi: nigdy do niczego się nie przyznawaj i nigdy za nic nie przepraszaj. A kolejne zasady są takie: wszystkiego się wypieraj, kłam w żywe oczy, szkaluj i opluwaj tych, którzy złapali cię za rękę, niszcz wszystkich przeciwników wszelkimi dostępnymi środkami, nie dotrzymuj żadnych umów ani zobowiązań, jeśli byłoby to dla ciebie niekorzystne, bądź wierny sobie (swojemu interesowi) do końca i niezłomnie.

W taki oto sposób BBC staje się rodzajem odwróconego etosu, czyli antyetosu. Po prostu przez swój radykalizm, który przypomina formalnie postawę etyczną. Podobnie jak ludzie szlachetni „pewnych rzeczy” nie robią nigdy, również dotknięci przez syndrom BBC Kaczyńscy, Morawieccy czy Obajtkowie „pewnych rzeczy” nie robią nigdy. Tylko że są to inne rzeczy.

Tak po prostu – inne. Czyż inność jest zła? Tamci nie oszukują, nie kłamią i nie kradną, a ci (każdy ma prawo do swoich zasad i bycia sobą!) nigdy nie przyznają się do winy, nigdy nie rezygnują z możliwej do osiągnięcia korzyści i nigdy nie kierują się prawem, jeśli mogą mieć pewność, że nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za swoje bezprawne działania.

W jaki sposób w ogóle mogło dojść do takiej inwersji, czyli wywrócenia moralności na nice? Przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu, gdy gdzieś rządziła banda przestępców, to w razie wpadki poświęcało się kogoś jako kozła ofiarnego, a bywało, że bezsporny winowajca nawet popełniał samobójstwo (tego akurat nie pochwalam, lecz było to przynajmniej świadectwem prawdziwego wstydu). Nawet jeśli ci ludzie nie mieli żadnych skrupułów i niczego się nie wstydzili naprawdę, to zwykle uważali za dobre dla siebie, aby wstyd udawać.

Opinia publiczna tego oczekiwała – nawet jeśli nikt nie miał złudzeń, że złodzieje i cwaniacy u władzy mogą się zmienić. Mimo wszystko panowało przekonanie, że lepiej, aby w życiu publicznym panowały jakieś obłudne pozory moralności, niż taki zupełny, nagi bezwstyd.

Skąd ta zmiana, która prowadziła frontowymi drzwiami hordy obnoszące się z syndromem BBC? Sądzę, że powodem jest pewne osobliwe i dwoiste wypaczenie moralności publicznej. Z jednej strony prostacy uczeni są (a ich życiowe doświadczenie z ich prymitywnych środowisk to potwierdza), że wszyscy ludzie są tak samo podli i interesowni, a wszelka moralność jest tylko fasadą; honor zasadza się więc nie na tym, jakim się jest człowiekiem, lecz na tym, że ma się sztamę z odpowiednimi autorytetami – lokalnymi bogaczami oraz z „czynnikiem rozgrzeszającym”, czyli kapłanami.

Z drugiej strony publiczna moralność epoki nowoczesnej zbudowana jest na pochwale indywidualizmu i „spełniania się”, czyli aktywnego zabiegania o swoje interesy. Skoro liczy się jednostka i jej prawo do szczęścia, a każdy człowiek ma swoje nienaruszalne i nietykalne życie wewnętrzne, to nikomu nie wolno nikogo osądzać. Moja moralność to sprawa między mną a Bogiem. Nikomu nic do niej! Jeśli nie dam się złapać i nie zostanę skazany, to nikt nie ma prawa mnie potępiać. Zresztą jak już zostanę skazany, to nadal nie wolno mnie winić, bo to sprawa między mną a wymiarem sprawiedliwości. Wszak sam płacę za to, co uczyniłem. Znowu więc to samo: nikt nie prawa mnie oceniać!

W świecie BBC nie ma innej reguły poza tym nihilizmem prywatyzującym moralność: wszystko jest moją sprawą i moim ryzykiem. Jeśli zakaz oceny (a więc ekspulsja moralności) staje ponad wszystkimi innymi i je zastępuje, to właściwie dozwolone jest wszystko. W miejsce wyrzutów sumienia pojawia się zaś złość na siebie samego: jak ja mogłem być taki nieostrożny i dać się złapać! A zaraz za tym pragnienie zemsty. Zemsty, która jest świętym prawem BBC, opartym na wielkim aksjomacie liberalizmu: nikt nie jest lepszy ode mnie!

Skoro nie jest lepszy, to znaczy, że wszyscy są takimi samymi bezczelnymi chamami jak ja. A jak wszyscy, to nikt. Słowo „cham” przestaje cokolwiek znaczyć. Jest tylko jednym z wyzwisk. Bo tak naprawdę świat dzieli się zawsze wyłącznie na „swoich” (to znaczy na mnie, w ostatecznym rozrachunku) i „obcych” (czyli wrogów, w ostatecznym rozrachunku).

Świat BBC jest rynsztokiem, w którym taplają się miliony Obajtków, przekonanych, że cała reszta jedynie udaje, że są lepsi. Nie mogę sobie wyobrazić czegoś nędzniejszego niż bycie małym, narcystycznym psychopatą, cynicznym i zepsutym do szpiku kości, nieskończenie chciwym i nienasyconym, nieskończenie samotnym pośród swych ofiar i pośród podobnych do niego samego koleżków. Żadne pieniądze, żadna płatna miłość, żadne knajackie uciechy nie są w stanie zagłuszyć tej ostatecznej nędzy ludzkiego żywota, w którym nie ma już nic a nic prawdziwego, wzniosłego lub choćby nieco delikatnego i odrobinę dobrego.

Brutalne prostactwo niszczy wszystko w człowieku i czyni z niego amoralną bestię – istotę nikczemną i odrażającą. Lecz czy przy tym nieszczęśliwą? Wątpię. Być może największa tajemnica przerażającego syndromu BBC polega na tym, że ta choroba – jeśli rozwinie pełnię swoich objawów – staje się tyleż nieuleczalna, co przyjemna. Sądzę, że panowie Obajtek, Morawiecki, Kaczyński i dziesiątki innych u władzy naszego upokorzonego i umęczonego kraju czują się w zasadzie znakomicie. Koniaki w dłoń i cygaro w gębę, panowie chamowie!