Solidarni z Adamem Bodnarem

Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar wypowiedział następujące słowa: „Nie ma żadnych wątpliwości, że za Holokaust byli odpowiedzialni Niemcy. (…) Musimy pamiętać, że wiele narodów współuczestniczyło w jego realizacji. W tym – o czym mówię z ubolewaniem – także naród polski”. Słowa rzecznika stały się okazją do wściekłej nagonki środowisk rządowych na znienawidzonego przez nich urzędnika, pełniącego swoją funkcję odważnie i z godnością mimo nader niesprzyjających ochronie praw obywatelskich i działalności jego urzędu okoliczności politycznych.

Mnożą się wezwania do dymisji. Wicepremier Jarosław Gowin posunął się do określenia wypowiedzi Bodnara jako skandalicznej, haniebnej, zdradzieckiej. PiS poczuł krew – u progu lata, gdy siły polityczne ulegają wakacyjnej demobilizacji, znalazł świetny pretekst, by przystąpić do natarcia na jeden z ostatnich bastionów polskiej demokracji – urząd ombudsmana, obsadzony przez ludzi niezależnych od PiS i jego wszechwładnego prezesa.

Teraz można się spodziewać wszystkiego, łącznie ze specustawą zmieniającą ustawę o RPO, przerywającą jego kadencję – podobną do tej, jaką reżim szykuje obecnie, by pozbyć się niepisowskiej Krajowej Rady Sądownictwa. I tak jak w przypadku KRS czy Puszczy Białowieskiej – musimy uczynić, co w naszej mocy, aby uchronić dobro publiczne przed zniszczeniem. Nawet jeśli jesteśmy słabi i nasze szanse w starciu z reżimem są marne.

Wierząc, że tak trzeba czynić, nawet gdy jest to głos na puszczy, pragnę niniejszym zadeklarować solidarność z Adamem Bodnarem i poprosić o to samo wszystkich tych, którym zależy na niezależności urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich i którzy nie truchleją ze strachu przed połączeniem słów „Polak” i „Holokaust”.

Adam Bodnar popełnił niemałą gafę. Nie wolno mówić o winie narodowej wtedy, gdy winni liczą się niewielkim procentem populacji. To nie większość i nie miliony Polaków mordowały bądź wydawały Niemcom ukrywających się Żydów, lecz dziesiątki tysięcy. Nie można mówić o narodzie, gdy chodzi o jego niewielką cząstkę. Jednak Adam Bodnar przeprosił za niefortunne użycie słowa „naród”, wyjaśniając w sposób dobitny i w pełni wiarygodny, że miał na myśli konkretnych sprawców, a nie całość polskiego społeczeństwa. Jednocześnie, mimo że wyraził się w sposób wielce niefortunny, wykazał się odwagą, podważając kłamliwy oficjalny dyskurs na temat stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny, ograniczający się do podkreślania bohaterstwa osób pomagających Żydom, a całkowicie pomijający drugą stronę tego medalu – liczne morderstwa i prześladowania, jakich doznawali żydowscy współobywatele ze strony ludności etnicznie polskiej.

Bo tak samo jak nie wolno mówić o współudziale narodu polskiego w eksterminacji Żydów, dokonując w ten sposób nieuprawnionego uogólnienia, nie wolno też mówić o „nielicznych zwyrodnialcach”, którzy zdarzają się w każdym społeczeństwie. Jest to bowiem nieuprawnione „uszczegółowienie” – Polacy zabijający Żydów nie byli nieliczni, a ich zbrodnicza działalność miała mocną podbudowę w potężnym ruchu antysemickim okresu II RP.

Niechaj krzykacze oburzający się za każdym razem, gdy mowa o popełnionych przez Polaków zbrodniach, zadadzą sobie minimalny choć trud i zdobędą się na minimum uczciwości, zasięgając elementarnej wiedzy. Wiedza o stosunkach polsko-żydowskich podczas wojny jest obfita i dobrze udokumentowana. Badacze izraelscy i polscy dokonali wielkiego wysiłku, aby upamiętnić Polaków ratujących Żydów. Jednocześnie jednak, w imię prawdy, przebadano również treść czarnych kart historii polsko-żydowskiej. Naukowe publikacje, zwłaszcza zaś wydawnictwa Centrum Badań nad Zagładą Żydów Polskiej Akademii Nauk, są dostępne dla wszystkich.

Czas skończyć z ćwierćprawdą, która polega na świadomym tuszowaniu i przemilczaniu niewygodnych faktów. Prawda świadomie okrojona jest warta tyle samo co kłamstwo. Jest bowiem manipulacją i występkiem przeciwko prawdomówności. Miejmy wreszcie, jak kady dojrzały naród, odwagę, by spojrzeć w oczy prawdzie, całej prawdzie. I niechaj znajdą w sobie tę odwagę również rządzący. Zła wola, stronniczość i ignorancja w sprawie tak bolesnej kompromitują nas po stokroć bardziej niż nieopatrznie użyte przez Bodnara słowo „naród”.

Pozwólcie, że w najkrótszych słowach streszczę to, co każda Polka i każdy Polak powinni wiedzieć o Polakach i Żydach w straszliwej dobie Zagłady.

Polska była jedynym krajem, w którym za pomaganie Żydom groziła śmierć.

Polacy uratowali najwięcej Żydów (około 50 tys.) i stanowią największą grupę pośród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Ponadto jednak: generalny stosunek ludności do Żydów oraz osób ich ukrywających był negatywny; największe niebezpieczeństwo związane z ukrywaniem Żydów polegało na ryzyku wydania ich Niemcom bądź tzw. granatowej policji przez sąsiadów. Zarówno ukrywani, jak i ukrywający bali się sąsiadów – i bali się nie bez racji. W większości przypadków śmierci ukrywanych Żydów oraz ukrywających ich nie-Żydów powodem była denuncjacja (zadenuncjowany był na przykład mój ojciec, który jednakże cudem przeżył Pawiak i wojnę, dzięki bohaterskiej pomocy przyjaciela – etnicznego Polaka).

Blisko tysiąc Polaków zostało zamordowanych z powodu ukrywania Żydów – większość z nich zginęła dlatego, że wydali ich inni Polacy, a ok. dwustu ukrywających zostało zamordowanych bezpośrednio przez polskich sąsiadów (głównie w nadziei znalezienia „żydowskiego złota”).

Kilkadziesiąt tysięcy Polaków było zaangażowanych w bezinteresowne, bohaterskie ukrywanie Żydów (dzięki takim ludziom wojnę przeżyła między innymi moja mama).

Osób pomagających Żydom było jednakże znacznie więcej – większość Żydów ukrywana była bowiem za pieniądze i (przynajmniej częściowo) dla pieniędzy (tak jak moi dziadkowie). Nie ma nic złego w ukrywaniu za pieniądze. Zdarzało się jednakże dość często, że gdy pieniądze się kończyły, ukrywający się byli wypędzani lub zabijani przez ukrywających. Należy też pamiętać o licznych przypadkach, gdy do zamożnych ukrywających się Żydów dołączali Żydzi biedni, ukrywani już bezinteresownie (tak było na przykład w skoligaconej z moimi dziadkami warszawskiej rodzinie, która żyjąc częściowo z ukrywania Żydów, uratowała dodatkowo biednego żydowskiego chłopca, w przyszłości mającego zostać profesorem filozofii; chodzi o Stefana Morawskiego).

Liczba Żydów oddanych w ręce polskiej granatowej policji i Niemców bądź wprost zamordowana przez nieżydowskich współobywateli szacowana jest najostrożniej (zresztą na podstawie bardzo wyrafinowanej metodologii) na sto tysięcy. Potwornie smutną prawdą jest to, że z rąk ludności etnicznie polskiej zginęło więcej Żydów, niż zostało przez Polaków uratowanych.

Tę ostatnią prawdę przyjąć najtrudniej. Być może przejęzyczenie Adama Bodnara będzie miało ten dobry skutek, że jakaś liczba ludzi, także w środowiskach prawicowych, dowie się o niej i przestanie szerzyć kłamliwą opowieść o nieskazitelnych Polakach. Uparte jej powielanie i kneblowanie ust wszystkim, którzy chcą przypomnieć, jak to było, szkodzi dobremu imieniu Polski. Czy chcemy uchodzić za kraj i społeczeństwo niezdolne do odważnego skonfrontowania się ze swoją historią, z całą, a nie tylko cząstkową prawdą o swojej przeszłości?