„Kler” nadciąga. Obywatelu, idź na ten film!

28 września premiera dawno wyczekiwanego filmu Wojtka Smarzowskiego „Kler”. W internecie ogłoszono akcję „Masowe oglądanie filmu »Kler« w celu jego popularyzacji”. W pełni popieram tę inicjatywę i również zachęcam wszystkich do szturmu na kina pierwszego dnia. Niech władza zobaczy te kolejki, niech zobaczy, że moralność publiczna nie jest sprawą dla ludzi obojętną. A rzecz właśnie moralności publicznej dotyczy – w kraju wszak wciąż panoszy się zdeprawowana i niebezpieczna organizacja, która w dodatku uzurpuje sobie prawo do moralnego pouczania społeczeństwa, a samą siebie ośmiela się nazywać świętą.

Bywa tak, że pójście do kina ma znaczenie deklaracji politycznej i stanowi akt moralnie znaczący. Tak jest właśnie w tym przypadku. Zachęcam zwłaszcza katolików, bo każdy z nich, płacąc na Kościół, bierze współodpowiedzialność za jego tragiczne patologie i nadużycia, których początki giną w pomroce dziejów, a końca nie widać. Komu jak komu, ale katolikom szczególnie powinno zależeć na tym, aby morale ich Kościoła i jego duchowieństwa nie odstawało tak dramatycznie od średniej…

Nie widziałem jeszcze filmu, ale wiem o nim kilka rzeczy. Po pierwsze, jest to film utrzymany w konwencji sensacyjnej z elementami satyry, do której istoty należą przerysowanie, umowność, pewne uproszczenia sytuacyjne. „Drogówka” nie odzwierciedla pracy policji drogowej jeden do jednego. A jednak film jest prawdziwy, bo każdy wie, jakie są prawa satyry czy filmowej publicystyki – ważne, aby godne napiętnowania zjawiska zostały pokazane w swej istocie, a niekoniecznie w całkiem realistycznych proporcjach.

Po drugie, film „Kler” został nakręcony z wielką dbałością o szczegóły, w stałej konsultacji i pod stałą pieczą osób bardzo kompetentnych w kwestiach rytuałów katolickich oraz wewnętrznego życia Kościoła katolickiego. Tam nie będzie „ściemy”.

Po trzecie, film – choć fikcyjny – jest opowieścią z kluczem, a jego fabuła sklejona jest z nieco udramatyzowanych, lecz prawdziwych historii. W centrum uwagi stoi postać pewnego ważnego duchownego, znanego z pazerności i zamiłowania do alkoholu. Tyle mogę powiedzieć na dziś, nie obejrzawszy filmu. Wystarczy, żeby iść samemu do kina i innych do tego zachęcić.

Kościół katolicki znajduje się w szalonym kryzysie. Skandal goni skandal, ekspiacje i przeprosiny, najczęściej bardzo spóźnione i niepowiązane z działaniem, nie robią już wrażenia, a kolejne krajowe oddziały upadają jak kostki domina. W kilku krajach, gdzie jeszcze niedawno Kościół był wszechwładny, dziś budzi tylko gniew, a zamiast dochodu przynosi długi i strapienia. Ale nasza wieś, spokojna, nasza chata z kraja. Przynajmniej tak sobie myślą polscy biskupi. Mylą się. Burza nie ominie naszego kraju. Chmury już się zbierają – za chwilę nadejdzie godzina prawdy i gniewu, rozbłyśnie niebo i posypią się gromy. Tak jak to się stało w Hiszpanii, Irlandii, USA, Australii, Belgii, Chile i dokonuje się w kolejnych krajach. Złodziejstwo i pazerność mogą zostać wybaczone, ale pedofilii nie będzie bronił nawet PiS. Tylko patrzeć, jak ofiary księży dokonają zbiorowego coming outu i zaczną mówić chórem, a nie każda z osobna, opowiadając reportażystom swoje historie. Tylko patrzeć, a partnerki i dzieci księży powiedzą Polakom: „tak, istniejemy, i są nas tysiące – nie byliśmy traktowani fair przez naszych partnerów i ojców”. Tylko patrzeć, a Polacy zadadzą sobie pytanie, czy Polska jest wolnym krajem, czy kościelnym folwarkiem. Tylko patrzeć, aż połowę narodu zacznie mierzić kościelny bałwochwalczy kult jednostki.

Być może tym pierwszym gromem wyzwalającym wielką burzę będzie właśnie film Smarzowskiego. Oczywiście, producenci na to właśnie liczą. Filmowi będzie towarzyszyć książka i inne publikacje – ma się dziać. Rzecz jasna, bardzo pomogłyby protesty fundamentalistów pod kinami, próby zastraszania dystrybutorów i obsobaczanie Smarzowskiego z ambon. Bardzo bym chciał, żeby tak się właśnie sprawy potoczyły, bo nic tak skutecznie nie rozreklamowałoby filmu i nie nadałoby mu rangi ważnego społecznego i politycznego wydarzenia niż nerwowa reakcja Kościoła. Jednak kościelni piarowcy dobrze to wiedzą i bardziej prawdopodobne jest, że biskupi będą próbowali film przemilczeć i zbagatelizować. I o to właśnie chodzi, aby im się to nie udało.

Z premierą „Kleru” wiążę duże nadzieje, bo trailer nieźle „zawiralował” i w ogóle atmosfera oczekiwania narasta. A wszystko to jeszcze ma miejsce u progu sezonu wyborczego, co też nie jest bez znaczenia. PiS zapewne nie pójdzie na wojnę ze Smarzowskim, bo ma inne problemy, a biskupi też muszą pilnować wyborów i na walce z filmem obnażającym obyczaje kleru wiele w tym kontekście nie zyskają. Będzie więc burza, a po burzy spokój. Albo i nie. Oby nie! Czas pokaże. Tymczasem kto Polak, ten do kina!