Zenek Trzaskowski?
Obiad Rafała Trzaskowskiego z Zenkiem Martyniukiem to jednoznaczny sygnał. Nie tego, że gwiazda disco polo popiera „kandydata elit” (co może i jest prawdą i co może i nie jest bez znaczenia), lecz tego, że kampania kandydata demokratycznego będzie kampanią ludową, czyli adresowaną do mas. I to jest bardzo dobra wiadomość!
Wybory prezydenckie to święto „zwykłych ludzi”. A że demokracja doszła już w swym historycznym rozwoju do takiego momentu, w którym umowa społeczna nakazująca wybierać osoby uważane za lepsze od siebie, przestała obowiązywać, wyborcy bez skrępowania wskazują na takich kandydatów, którzy wydają się im najbardziej swojscy i najbardziej podobni do nich samych. Dlatego ani zalety umysłu, ani kultura, ani cnota nie dają już nikomu wyborczej przewagi. Mogą być nawet obciążeniem. Liczy się swojskość, determinacja i szeroko rozumiana dobra prezencja.
Czy się nam to podoba, czy nie, prezydentem ma zostać ktoś w rodzaju „Polaka statystycznego”. I jeśli Rafał Trzaskowski chce pokonać Karola Nawrockiego, musi zbudować sobie wizerunek kogoś zwyczajnego i w tej zwyczajności atrakcyjnego dla ponad 10 mln współobywateli. I w dodatku musi w tym być wiarygodny, bo ludzie fałszu „nie kupią”.
Przewaga, jaką na starcie kampanii ma Nawrocki, polega na tym, że może być sobą. Każdy wie, że jest „narodowcem”, chłopem na schwał, a jednocześnie karierowiczem na służbie u Kaczyńskiego. Twardy, swojski, przystojny i zdeterminowany, żeby dobrze służyć i za służbę zostać dobrze wynagrodzonym. Czy to się podoba połowie rodaków? Obawiam się, że tak.
Skoro Nawrocki jest taki mocny w tym, co tak bardzo odstręcza od niego wykształconych demokratów, to Trzaskowski musi być równie mocny w tym, co go od Nawrockiego odróżnia, jednocześnie będąc czymś atrakcyjnym dla tzw. zwykłych ludzi.
Sztab Rafała Trzaskowskiego doskonale rozumie, że muszą zjeździć całą Polskę powiatową i dzień za dniem pracować nad wizerunkiem, który uczyniłby z inteligenckości i warszawskości tego polityka autentyczną wartość, a nie obciążenie albo skazę, którą trzeba maskować pozą „brata łaty”. Ale jak to robić?
Moim zdaniem konieczne jest trzymanie się kilku wskazówek natury piarowej:
Po pierwsze, być zawsze zdecydowanym i uśmiechniętym. Facet zrównoważony, ale pewny siebie. Uprzejmy i otwarty, ale nie przymilny i nie przepraszający, że żyje. Po prostu naturalny. Taki powinien być kandydat na prezydenta. Dojrzały, ale wciąż młody. Niestety, Rafał Trzaskowski jest odrobinę skryty i emocjonalnie wycofany. Trzeba to poprawić.
Po drugie, mieć swoje zdanie, ale niekoniecznie w każdej spawie. Komunikować się prostymi, jasnymi zdaniami i gdy trzeba, nie bać się mówić „nie wiem”, „mam nieco inny pogląd niż rząd” albo „tu trzeba kompromisu”, zamiast za wszelką cenę mieć wyrobioną opinię na każdy temat albo kluczyć. „Tak, tak – nie, nie, nie wiem” – w skali masowej tylko tak da się zbudować wiarygodność. Chwiejność szkodzi, podobnie jak nadmiar pewności siebie. Trzeba by popracować nad lekkim dystansem do rządu Donalda Tuska.
Po trzecie, być doskonale „zbriefowanym” w każdej miejscowości, czyli znać jej problemy. Wszędzie być przygotowanym i mieć miejscowych przyjaciół. Bez udawania, że zna się region od podszewki i spędziło się tam pół życia, za to sprawiając wrażenie, że dana miejscowość należy do mocnej sieci współpracujących i znających się samorządowców. Bo swojskość Trzaskowskiego na tym właśnie może i powinna polegać, że nie jest politykiem partyjnym ani rządowym, lecz samorządowym. I jak na razie to Trzaskowskiemu wychodzi nieźle.
Po czwarte, być naprawdę dobrze ubranym i dobrze wyglądać, prezentując sobą pewną wypadkową stylu, jaki zwykli Polacy uważają za nowoczesny i ładny. Niech aspirujący do elit, a wywodzący się z klasy robotniczej Nawrocki wbija się w garnitury – Trzaskowski, który nikomu niczego w tym zakresie nie musi udowadniać, może sobie pozwolić na swetry, kurtki, sportowe buty i inne elementy garderoby pokazujące jednocześnie luz i klasę. Na tym się nie znam, więc oceniać ubiorów naszego kandydata nie będę.
Po piąte, nie komentować Nawrockiego, jeśli nie jest to konieczne. Nie odpowiadać na prowokacje, a ewentualne wycieczki pod swoim adresem kwitować krótko i rzeczowo. Nigdy nie pozwolić sobie na zdenerwowanie ani gniew. Rzeczowość z nutą ironii, a nade wszystko zwięzłość. Dla współczesnych Polaków taka postawa jest najbardziej wiarygodna i takiej oczekują. Wydaje mi się, że Trzaskowski niepotrzebnie zaszczyca Nawrockiego swoimi komentarzami.
Wybory prezydenckie tylko w niewielkim stopniu dotyczą polityki. Przecież co najmniej połowa biorących w nich udział obywateli na co dzień kompletnie nie interesuje się polityką i nie ma o niej większego pojęcia. Głosują na kogoś, kto wydaje im się najpewniejszym pretendentem do zwycięstwa (zawsze wolimy być w obozie zwycięzców), a jednocześnie jest kimś, z kim można się identyfikować lub co najmniej czuć się przy nim bezpiecznie.
Rafał Trzaskowski wygra, a my wraz z nim, jeśli będzie się trzymał tej wiary: wygram na pewno, ale pod warunkiem, że nie zmarnuję ani jednego dnia i nie wpadnę w żadną z pułapek zastawionych przez PiS i wynajętych przez PiS macherów od politycznych prowokacji. Musi tej pewności nabrać i od tej chwili aż do dnia drugiej tury wyborów być jak dobrze naoliwiona maszyna. Albo, inaczej mówiąc, działać jak w transie. Nie wiem, jak on to wytrzyma. Ale musi. Strach pomyśleć, co będzie, jeśli mu się nie uda.