Myszeida Agaty B.-R.
Jeśli nie wiecie, że najwybitniejsza polska intelektualistka przez lata utrzymywała się z tłuczenia szczurów kijem, a krewki polarnik Marek Kamiński w szale zazdrości wystawił ją za barierkę balkonu, to znaczy, że nic nie wiecie o życiu i filozofii, a tym bardziej o warszawce. Żyj i pozwól żyć – właśnie wyszły wywiad-rzeka Michała Sutowskiego z Agatą Bielik-Robson to lektura wstrząsająca i porywająca. Niekupienie sobie tej książki (foty included) jest jak nieskorzystanie, niewypicie i inne zaniechania, za które tak nie cierpimy siebie na łożach śmierci.
Babsko przeczytało wszystkie książki świata, zna języki, matematykę, fizykę, gra na gitarze i pianinie, jeździ po świecie, jest sławna jak jakaś komediantka, profesoruje sobie w Polsce i w Anglii, popija winko, a każda kolejna jej książka jest lepsza od poprzedniej. Ma na każdy temat sąd oryginalny i głęboki, jej życie jest kolorowe jak koszule Cejrowskiego, a sznur efebów ciągnie się za nią jak dymek z papierosa od trzydziestu lat. Zaczynała w piątej klasie od traktatów o minerałach, mchach i porostach, a dziś dorobiła się własnej „filozofii życia” na motywach judaizmu. I na dodatek ma piękny dom pod Warszawą. Niech ją diabli!
Ale na tym nie koniec. Audyt polskiej humanistyki i filozofii prowadzi do wniosku, że faceci są na dobrym, drugim miejscu, zaraz za kobietami. Ale nie tak się, kurczę, umawialiśmy. Ja już nie będę wymieniał nazwisk kolegów – dośpiewajcie sobie sami. Ale to tak, kurka wodna, nie może być, że one mają Agatę Bielik-Robson, Joannę Tokarską-Bakir, Małgorzatę Kowalską, Monikę Bakke, Kazimierę Szczukę, Magdalenę Środę (a to tylko krótka lista koleżeńska), my zaś z trudem możemy (pardon) przykryć każdą z nich jednym ledwie gosteczkiem, i to raczej wyleniałym. Nie może być tak, że one lepiej znają języki, piszą ciekawsze książki i więcej je widać w gazetach, a my wódkę pijemy. Nie może być tak, że one są ładne, a my brzydcy, że one sprzedają po kilka tysięcy książek, a my nie dociągamy do tysiąca. Nie może być tak, że nasi synowie włóczą się po Harendach za profesorskimi spódnicami, a nas mają w poważaniu! Basta!
Panowie! Musimy odzyskać polską scenę intelektualną z kobiecych rączek, co ją podstępem niewieścim zawłaszczyły. Bo, mówiąc serio, tak jeszcze nie było w historii Polski, żeby w życiu umysłowym narodu kobiety dorównywały mężczyznom, a tym bardziej, by ich przewyższały. Świat stanął na głowie! A zresztą może i sami jesteśmy sobie winni. Bo przecież to wszystko przez tych nieopanowanych starców, którzy dawali hojnie etaty tym wszystkim panienkom, wysyłali je na stypendia, emablowali, licząc (nie)wiadomo na co, a teraz poszli sobie na emeryturę, pozostawiając nas z „koleżankami”. A te zamiast do trzydziestki być dobrymi koleżankami, a po doktoracie spadać do dzieciorów, zrobiły nas regularnie w trąbę. Wyszliśmy na tym interesie, jak kobyłka u płota. Musimy się przy nich wstydzić, bo źle wyglądamy, zacinamy się, mamy dysleksję, spóźniamy się na zajęcia i zawalamy terminy w wydawnictwach. A one zawsze w formie, cięte, inteligentne, oczytane i w ogóle do przodu. I na nas nawet nie spojrzą, bo wolą towar zagraniczny. To jest normalna żenua i masakra.
Ale ja mam pomysł! Numerus clausus i getto ławkowe! Nie będzie babsztyl pluł nam w twarz i synów nam tumanił!