Go-win czy go-loose?
Dymisja Gowina przynosi ulgę, lecz również niesmak. Dlaczego w ogóle Gowin – człowiek całkowicie w tym resorcie nieznany i niekompetentny, a więc i bezradny – został ministrem sprawiedliwości? Wiemy – bo ma frakcję w PO (albo umie sprawiać takie wrażenie). Dlaczego pozwolono mu na działalność, do której minister sprawiedliwości jest akurat ze wszystkich ministrów najmniej predestynowany, a więc do zmiany ustawodawstwa dotyczącego pracy i działalności gospodarczej, a nawet ustawodawstwa medycznego? Pewnie dlatego, że kultura prawna Donalda Tuska i jego rządu jest na tyle niska, iż nie widzą oni nic niewłaściwego w tym, aby strażnik praworządności, jakim ma być minister sprawiedliwości, zajmował się jednocześnie tworzeniem prawa w dziedzinach odległych od jego własnego resortu. Jakieś tam „filozofie ustrojowe” to nie z Platformą. A dlaczego ta dymisja dopiero teraz, a nie wcześniej, po skandalicznych i absurdalnych wypowiedziach o niezgodności instytucji związków partnerskich z konstytucją albo o posiadaniu przez ministra sprawiedliwości litery prawa w narządzie węchu? Cóż, widocznie strach przez rozłamem w partii wziął górę. Tylko jak ktoś taki jak Tusk może w ogóle bać się kogoś takiego jak Gowin?
Czy Gowin wyprowadzi z PO swoich ludzi i pozwoli powrócić zradykalizowanej prawicowo partii rządzącej z powrotem na pozycje centroprawicowe? Wątpię. Z ubytkiem kilkunastu nawet posłów Tusk sobie poradzi, a odszczepieńcy zostaliby na lodzie w następnych wyborach. Za wierność zaś mogą zgarnąć premię, co zapowiada wybór Biernackiego na ministra. No to może jakaś frakcja przyczajona i nadąsana a mrugająca do PiS, że jak ich zwariowany szef już całkiem odleci, to Gowin mógłby go zastąpić? Mało prawdopodobne. Żadnych frakcji Tusk tolerować nie będzie, a dworacy Kaczyńskiego po stokroć wolą obwozić zmumifikowaną kukłę swojego niewybieralnego szefa po kraju i zbierać 25% niż narażać się na wymiecenie przez nowego księcia i jego akolitów. Nie, w roli zbawcy prawicy nikt Gowina nie obsadzi. Zresztą Gowin kompletnie się do tej roli nie nadaje. Z charyzmą prymusa z piątej B może sobie powiecować co najwyżej u cioci na imieninach. Dlatego czeka go dość jałowe czekanie aż Schetyna zaszlachtuje Tuska i będzie jakieś nowe rozdanie.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Gowin, po raz kolejny prowokując Tuska i społeczeństwo, sam prosił się o dymisję. Bo też czemu zamiast siedzieć cicho, znowu rozrabiał? Sądzę, że po prostu dlatego, żeby uciec z resortu, zanim wyjdzie na jaw klęska jego urzędowania. Na odchodne zabiera ze sobą sprawność harcerską „Obrońca Życia (przed Niemcem)” i nadzieję, że w razie odejścia Tuska i utrzymania się rządów prawicy zostanie pupilem biskupów z biletem na wicepremiera albo przynajmniej ministra. Marne szanse. Biskupi nie lubią Gowina i Opus Dei. Po stokroć wolą wyrachowanych politycznych cwaniaków niż kogoś, kto uwierzył, że jest katolikiem. A Gowin chyba w to uwierzył. Pewnie nie wie jeszcze, że kościół ma na katolików bez sutanny alergię – nie lubi jak ktoś im się wtrąca, mądrzy i w ogóle chce być bardziej papieski od papieża. Z dwojga złego wolą już antyklerykała.
Platforma się sypie, PSL się sypie, koalicja się sypie. Czyżby potrzebne było małe techniczne wsparcie? Od Millera? Kto wie? Byłoby to jednak dość niemądre z jego strony. Bardziej prawdopodobny jest tuskobus, dwudzieste piąte nowe otwarcie i dokuśtykanie do 2015. Trzecia kadencja Tuskowi już niepotrzebna. Ileż można być premierem! Toż to nudy na pudy. Europa czeka. Niech sobie ten cały kram już ten Schetyna weźmie, skoro tak mu zależy. Na myśl o rozgrywce Tusk – Schetyna – Miller – Kwaśniewski zacieram rączki z wielkiej emocji. Ale to dopiero za chwilkę.