Sędzia z duralexu
Bezduszny sąd wsadził do więzienia niedorozwiniętego Radka, gdzie, jak można było przewidzieć, był okrutnie dręczony i molestowany przez osadzonych tam kryminalistów. Trzeba było prezydenta RP, żeby 25-latka o umyśle przedszkolaka wypuścić z tego piekła.
Jak to w ogóle jest możliwe, że zapadają takie wyroki i są wykonywane? Bo zapadają i są wykonywane nie od dziś. I nie każda ofiara okrucieństwa sądu ma tyle szczęścia, co Radek. W więzieniach siedzą setki ludzi, którym potrzebna jest opieka, terapia (może i w ośrodkach zamkniętych), a nie odsiadka. Na kuratelę i terapię nie ma jednak pieniędzy, więc zostaje więzienie. Tylko co potem? Potem będzie pewnie kolejny wyrok.
No więc, jak to możliwe? Bezradność i brak pieniędzy swoje robią. Ale w ten sposób nie da się wytłumaczyć tego osobliwego sędziowskiego okrucieństwa, które tak nas przeraża. Czy to po prostu poczucie wszechwładzy i bezkarność czynią prokuratorów, a potem i sędziów okrutnikami? Bywa pewnie i tak. Przypuszczam wszelako, że w znacznej większości przypadków nie chodzi o zdeprawowanie wynikłe z nadmiaru władzy i niedostatku kontroli, lecz ze zwykłego niedouczenia. Stawiam hipotezę taką oto, że wielu sędziów w naszym kraju sądzi w oparciu o naiwną, płytką i nieodpowiedzialną koncepcję prawa. Wzruszeni i zbudowani wielką zasadą jurysprudencji (jedyną powszechnie znaną w wersji łacińskiej – co świadczy o jej szczególnej atrakcyjności) dura lex, sed lex, widzą w surowości, a nawet bezwzględności w stosowaniu prawa niemalże istotę sprawiedliwości. A więc: niedorozwinięty czy całkiem rozwinięty, jak ukradł, to ukradł. A jak ukradł i był choćby częściowo poczytalny, to musi zapaść wyrok. Twarde prawo, ale prawo! I tak sobie jeszcze taki sędzia myśli: ech, nie rozumieją mnie te ludziska; ale właśnie taka jest moja misja, by czasem wbrew opinii publicznej i potocznemu, emocjonalnemu pojmowaniu sprawiedliwości, stosować prawo, zgodnie z jego literą i duchem. Litera mówi zaś „do więzienia za kradzież roweru!”, a duch się przymila, do spółki z „doktryną”: „przestępstwo musi być ukarane nieuchronnie, nawet wbrew opinii ludu – nie sam lud bowiem sądzi, lecz zawodowy sędzia, w imieniu rzeczpospolitej i w oparciu o kodeks”.
Otóż sędzia, dla którego filozofia prawa kończy się na „duralexie”, jest zacofany i etycznie niedojrzały. Zacofany, bo to w starożytności egzaltowano się czymś, co można nazwać absolutyzmem metafizycznym, który wyraża się na przykład w bezwzględnym obowiązku wykonania rozkazu czy właśnie w fatalizmie wyroku sądowego, który przeto może i powinien być częścią „losu”, ujawniającą się przed skazanym za pośrednictwem twardych i uroczystych słów sędziego. A niedojrzały etycznie, bo nie rozumie, że wykonywanie prawa nie może prowadzić do tego, że złe staje się jeszcze gorsze albo że zła w świecie przybywa, zamiast ubywać. Z każdego wyroku sędzia musi się umieć wytłumaczyć, a w tym również odpowiedzieć na pytanie cui bono?, a więc: dla czyjego dobra? Kto odnosi korzyść z wsadzenia do pierdla biednego Radka, który całą swoją dziecięcą istotą uosabia niezdolność do ponoszenia odpowiedzialności za czyny bezprawne, a więc po prostu niewinność? Czy odwet na nim da satysfakcję pokrzywdzonym w wyniku kradzieży? Czy represja zastosowana wobec Radka i dotkliwość kary czegoś go nauczy albo odstraszy innych? A może sprawi, że Radek będzie mógł w poczuciu, że zapłacił za swoje winy, rozpocząć nowe życie, wolne od konfliktu z prawem? Przecież nie. Żaden z tych celów nie zostanie osiągnięty.
Ale sędzia – żeby się w tym wszystkim wyznać i uniknąć błędu sędziowskiej hiperpoprawności – musiałby być lepiej uczony. Na studiach i w trakcie aplikacji. Być może to kiepski system kształcenia prawników oraz niska dyscyplina pracy dydaktycznej wielu profesorów prawa leżą u podstaw tego, że kultura prawna znacznej części prokuratorów i sędziów jest poniżej oczekiwań. W rezultacie trafiają do sądu niezliczone sprawy, które nigdy tam nie powinny trafić i zapadają liczne wyroki, które nigdy nie powinny zapaść. A że na sprawiedliwość w wyższej instancji czeka się bardzo długo, skutki prawniczej niesprawiedliwości bywają już nieodwracalne.