500% pedofilskiej normy!
Przyszła ostatnio moda w Kościele katolickim na msze pokutne za pedofilię. Dotarła nawet nad Wisłę, bo i tutaj, w Krakowie, odbyła się takowa uroczystość. Można by powiedzieć, że jest to krok we właściwym kierunku, gdyby spełniono kilka elementarnych warunków pozwalających człowiekowi dobrej woli powziąć hipotezę, że owe msze odprawiane są w dobrej wierze. Tych warunków jednakże nie tylko nie spełniono, lecz w dodatku wykorzystano ową niby to pokutną mszę do powielania kłamstw i oszczerstw. Oto co powiedział kard. Dziwsz.
„Nie wolno nam pocieszać się tym, iż procent księży winnych wykorzystania seksualnego dzieci i młodzieży nie jest wyższy od tego w innych, podobnych kategoriach zawodowych”. A więc znów to samo przewrotne kłamstwo! Na świecie jest niespełna pół miliona księży i setki procesów o pedofilię, zakończonych skazaniem – i to tylko w ostatnich kilku latach. W samej kurii rzymskiej toczy się takich procesów ponad 200! W jakiejż to kategorii zawodowej, purpuracie, masz podobny „procent”? Kogo zamierzasz zohydzić swoją insynuacją? Może nauczycieli? A może rolników? Albo taksówkarzy?
Nawet w Polsce jeden na tysiąc księży ma wyrok za pedofilię! To tak jakby w Warszawie mieszkało 2000 pedofilów z wyrokami! Swoją drogą, co to są „podobne kategorie zawodowe” do księdza? Bardzo jestem ciekaw… Czy może jeden na tysiąc mnichów buddyjskich jest pedofilem? A może jedne na tysiąc aktorów? Albo iluzjonistów? Może przypomnę: z szeroko publikowanych przez agencje kościelne danych MSWiA wynika, że w Polsce ca. 1 na 5000 dorosłych obywateli w ciągu ostatnich 10 lat miał wyrok za nadużycie seksualne wobec dziecka (łączenie ok. 6000 osób). W przypadku księży (27 wyroków) jedno skazanie przypada na 1000 osób. A więc księża wyrabiają 500% normy!!! Tak, tak, kardynale. Tylko jeden na 5000 Polaków został w ciągu minionej dekady skazany za czyn pedofilski i aż jeden na 1000 polskich księży otrzymał taki wyrok. Czytasz to samo, co ja i wiesz o tym tak samo dobrze, jak ja. „Pięć razy częściej! Pięć razy częściej!”. Powinniście sobie to zdanie, biskupi, przypiąć do baldachimów, aby patrzeć na nie, ilekroć rano otworzycie oczy.
Gdyby Kościół chciał choćby udać dobrą wolę w kwestii pedofilii, przede wszystkim uczyniłby ją przestępstwem. Tymczasem prawo watykańskie nie przewiduje więzienia za pedofilię i nigdy żaden obywatel Watykanu na pedofilię nie siedział w watykańskim więzieniu. Siedzi sobie za to na złotych poduszkach w Watykanie niejaki bp. W., polski obywatel, na którego polska prokuratura ma mocne dowody, ale rzekomo zaprzyjaźniona z Polską Stolica Apostolska ani myśli go wydać. Dostał obywatelstwo watykańskie i stosowny „immunitet dyplomatyczny”, a z tym państwem umowy o ekstradycji nie mamy. Zresztą i to by nie pomogło, bo pedofilia w Kościele nie jest przestępstwem, a jedynie przewinieniem niewielkiego kalibru. Można za nią co najwyżej wylecieć z roboty. Nie pierwszy to i zapewne nie ostatni pedofil zażywający wywczasu pod opiekuńczymi skrzydłami papieży.
Elementarny cywilizowany standard prawny to pierwszy warunek, jaki PR kościelny musiałby spełnić, aby przekonać świat, że Kościół chce się zmienić i zapłacić za swoje winy. Drugi warunek to pełna współpraca z wymiarem sprawiedliwości w wykryciu i osądzeniu już popełnionych przestępstw (zgłoszenie nieznanych jeszcze władzom przypadków, udostępnienie archiwów, solidne zeznania przed organami śledczymi) oraz podobna współpraca w przyszłości, odnośnie do przestępstw, które zostaną kiedyś popełnione. Opór przed tym oczywistym wymogiem etycznym (dowiaduję się o zbrodni – dzwonię na policję) jest w Polsce i wielu krajach tak wielki dlatego, że zgodnie ze swoją teologiczno-polityczną doktryną, Kościół uważa państwa świeckie za „państwa ziemskie” (bo oni to są „państwo Boże”), niemalże „szatańskie”.
Uznanie władzy takiego tworu-potworu nad katolickim kapłanem byłoby strasznym poniżeniem. Ksiądz w łapach profana?! Jakiegoś pogańskiego Rzymianina?! Nadprzyrodzona suwerenność Kościoła stanowi o tym, że tylko on może sądzić swoich duchownych. Oto i średniowieczna pycha obnażona. A może się mylę? No, czekam na jakieś księżowskie wytłumaczenie, dlaczego biskupi nie mają w świetle prawa kanonicznego obowiązku wydawania księży w ręce świeckiej sprawiedliwości. Nawet teraz, gdy podstawieni pod ścianą papieże niby już to nakazują, wcale się tak nie dzieje. Ilu pedofili wydali polskim prokuratorom polscy biskupi? Żadnego. Za to chętnie kablują do Rzymu. Bo tam jest ukierunkowana ich lojalność – tam dla nich jest państwo; nie w Warszawie. Do niedawna jeszcze składali przysięgi na wierność Rzeczypospolitej. Dzisiaj już i tego nie ma (może dobrze, bo po co sobie z gęby robić cholewę).
Trzeci warunek to odwołanie kłamstw. Kłamstwa, że pedofilii w Kościele nie ma więcej, niż gdzie indziej. Kłamstwa, że Kościół od lat ją zwalcza. Za te kłamstwa, takie jak to dzisiejsze kard. Dziwisza, trzeba przeprosić solennie i odrębnie.
Czwarty warunek: wzięcie na siebie obowiązku zadośćuczynienia ofiarom. Kościół powinien zadeklarować pełną współpracę z organizacjami reprezentującymi interesy ofiar księży-pedofili i zachęcać ofiary do zgłaszania roszczeń. Ofiary trzeba też odrębnie przeprosić za cyniczną i szyderczą „propozycję”, że w ramach zadośćuczynienia Kościół zorganizuje dla nich pomoc psychologiczną. Dawno nie widziano w przestrzeni publicznej czegoś równie odrażającego, jak ta obleśna zachęta winowajcy wobec swojej ofiary.
Piąty i najważniejszy warunek: przyznanie się do odpowiedzialności instytucjonalnej i finansowej za gigantyczną skalę pedofilii w Kościele, jej zorganizowany charakter i systemowe jej tuszowanie przez długie dziesięciolecia, na całym świecie. Kościół w każdym kraju ma moralny obowiązek utworzyć fundusz na poczet zabezpieczenia roszczeń ofiar i hojnie nim dysponować, nie czekając na wyroki.
Wypowiedzi hierarchów kościelnych, odżegnujących się od odpowiedzialności Kościoła i „prywatyzujących” winę duchownych, którzy to mieliby ponosić jedynie osobistą karną i cywilną odpowiedzialność, są przejawem skrajnego cynizmu i moralnej anomii. Żaden z biskupów mówiących te okropne rzeczy nie ma najmniejszej nawet wątpliwości co do tego, że księża pedofile popełniają swoje czyny wykorzystując fakt, że są księżmi i związaną z tym przewagę psychiczną nad swoimi ofiarami.
W zdecydowanej większości przypadków dopuszczają się swych lubieżnych czynów w czasie wykonywania swych obowiązków zawodowych (biorąc je sobie za pretekst i okazję), a bardzo często w pomieszczeniach kościelnych. Ponadto księża ci z zasady byli „kryci” przez swoich zwierzchników, którzy nie powiadamiając policji albo prokuratury stawali się ich wspólnikami. Znów: za wypieranie się winy i umywanie rąk Kościół także musi przeprosić solennie i osobno. Podobnie jak za gadanie bredni, że prawo polskie nie przewiduje odszkodowań od instytucji za czyny jej pracowników. Co was to obchodzi? Ważne, że wypłaty odszkodowań prawo wam nie zabrania! Więc skoro nakazuje je wam elementarne poczucie moralności (a także PR – gdybyście chcieli poprzestać na tylko na udawaniu), to po prostu płaćcie!
Ile lat od spełnienia tych warunków i ustanowienia takich zmian musiałoby upłynąć, aby zmyć hańbę stuleci pedofilskich zbrodni? Wiele lat. Wiele lat, podczas których udzielanie komukolwiek moralnych pouczeń byłoby kpiną i zelżywością dla ofiar. W myśl etyki katolickiej takie oczyszczenie byłoby możliwe tylko pod warunkiem długotrwałej pokuty, zadośćuczynienia i żałowania grzechów – aż do wybaczenia przez Boga i ofiary. Jeśli tak się nie stanie, wszelkie msze pokutne i inne „przeprosiny” będą tylko obłudnym mydleniem oczu i pretekstem, by cynicznie rzucać w twarz ofiarom: „no, czego jeszcze chcecie, przecież już was przeprosiliśmy!”. Otóż kasy, Misiu, kasy chcą ofiary. Za przepraszam nic się nie kupuje. Nawet w sklepiku z dewocjonaliami. Czego jak czego, ale strzelistych aktów moralnych od was akurat ofiary księży pedofilów ani się spodziewają, ani potrzebują. Wystarczy, jak zapłacicie. A to boli, co nie?