Do młodych korwinistów raz jeszcze
Najpierw muszę Was przeprosić, że odpowiadam z takim opóźnieniem. Przyczyną jest niebywały zalew wpisów i listów, które otrzymałem. Ponad 800 osób zdecydowało się zareagować. Przyznam, że nie byłem w stanie przeczytać wszystkiego dokładnie. Personalnie odpowiedziałem na kilka listów, a niniejszy wpis jest odpowiedzią „zbiorową”. Nie jestem w stanie uporać się z tym w inny sposób.
Przede wszystkim uderzyło mnie niezrozumienie sensu mojego felietonu i jego celu. Pod tym względem poniosłem całkowitą porażkę. Większość Waszych odpowiedzi to polemiki z rzekomymi moimi poglądami politycznymi i gospodarczymi, polemiki kwalifikujące mnie do mitycznej, wszechobejmującej kategorii „lewaka” oraz powtarzające argumenty JKM i Waszej formacji. Do tego, niestety, w wielu miejscach bezkrytycznie i ze złą wiarą przywołuje się jedno jedyne oskarżenie, jakie pewien człowiek rzucił na Michała Boniego, a nic i nikt go nie potwierdziło, wielu zaś działaczy opozycji z oburzeniem je odrzuciło. To smutne, że tak wielu ludzi tak chętnie słucha i tak kurczowo trzyma się oskarżeń wobec kogoś, kogo po prostu nie lubią. Ale zostawmy to.
Najważniejsze jest wyjaśnienie, że w moim artykule nie zaprezentowałem żadnych poglądów. Nie o spór poglądów w nim chodziło, lecz o postawy – o uczciwość intelektualną, powagę, skromność i wrażliwość. Podając takie czy inne przykłady, chciałem swoim tekstem zwrócić Waszą uwagę na to, że sprawy życia społecznego i gospodarczego nie są proste, i nie dadzą się „ogarnąć” paroma prostymi hasłami w rodzaju „prywatne jest zawsze lepsze od państwowego” albo „każdy sam odpowiada za siebie” czy „podatki to złodziejstwo biurokratów”. Każde takie hasło, jak to hasło, niesie w sobie pewną prawdę, ale jeśli poprzestanie się wyłącznie na nich, rezygnując z uważności i otwartości na złożoność spraw, to garstka uproszczonych, hasłowych prawd zmienia się w arogancki i prostacki absurd. Taki los spotyka umysły napawające się pewnością siebie i rzekomą prostotą „oczywistości”, których nie chcą lub nie potrafią dostrzec „debile” czy „lewacy”. Poczucie wyższości i arogancja nie są dobrymi doradcami tam, gdzie trzeba mądrości. Zadowolony z siebie besserwisser robi z siebie idiotę. Gdy ma 20 lat, to można mu wybaczyć, gdy jest starszy – staje się żałosnym błaznem.
Jak powiedziałem, w swoim artykule nie wyszedłem poza wskazanie problemów, na których odpowiedzi nie są proste i łatwe, w żadnym zaś razie nie zaoferowałem „teorii”, której można by przeciwstawić Waszą „teorię”. Świat idei i wiedzy polityczno-gospodarczej nie składa się ze „zdrowych poglądów nowej prawicy” oraz „wszelkiego lewactwa”. Składa się z kilkunastu co najmniej orientacji ideowych i niezliczonej liczby argumentów i szczegółowych polemik, sięgających nieraz poziomu sporu naukowego. Poglądy polityczne i gospodarcze (ich sprzężenie nazywano w XIX wieku „ekonomią polityczną”) nie dadzą się podzielić na „zdrowe” i „lewactwo”, ale można je uporządkować na pewnych osiach. W kontekście tego, co Was najbardziej interesuje, najważniejsze są dwie takie osie.
Otóż pierwsza z nich obrazuje problem zobowiązań państwa wobec obywateli i redystrybucyjnej (w tym socjalnej) jego funkcji. Oś ta wyznacza skalę akceptowanego interwencjonizmu państwowego, opodatkowania i redystrybucji. Każda formacja jest za taką czy inną formą regulowania gospodarki przez państwo, za jakimiś podatkami i usługami publicznymi, ale różnią się między sobą w tym, jak daleko w ich mniemaniu sięgają zobowiązania i zadania państwa i jakie powinny być podatki.
To nie jest sytuacja zero-jedynkowa, ale właśnie skala czy oś, na której usytuować można wszystkie systemy poglądów i partie. Po lewej stronie mamy socjalistów, którzy chcieliby, aby rząd odpowiadał za niemalże wszystko, a zwłaszcza za to, aby wszyscy obywatele mieli bez względu na swoją pracę i zdolności zabezpieczony byt, leczenie i edukację. Inaczej bowiem nie będą mogli korzystać de facto z wolności, a równość będzie fikcją. Tak myślą socjaliści.
Zdecydowana większość partii sytuuje się gdzieś w środku skali, wyznaczając dość szerokie zadania państwu, także w zakresie spraw socjalnych, a jednocześnie bardzo ostrożnie podchodząc do eskalowania programów socjalnych i redystrybucji z uwagi na to, że wysokie opodatkowanie i przeregulowanie gospodarki tłamsi wolną konkurencję i może doprowadzić do spadku koniunktury i dochodów. Prawdę mówiąc, prawie wszyscy myśliciele polityczni i politycy szukają złotego środka między czystym i żywiołowym kapitalizmem, bez niemalże żadnych zobowiązań państwa wobec obywateli, a socjalizmem, w którym własność prywatna i wolna konkurencja są ledwie tolerowane, podlegając nieustającej kontroli i uciskowi.
Na drugim końcu osi znajdują się poglądy libertariańsko-anarchizujące (czasami zwane prawicowymi, jakkolwiek słowo to ma na ogół inne znaczenie), tzn. redukujące państwo do roli strażnika (w XIX wieku mówiło się „nocnego stróża”). Jeśli ktoś sytuuje się blisko jednego z końców osi (lewego lub prawego), mówi się w języku politologii, że jest „radykałem”.
Generalnie radykalizm jest na bakier z mądrością i odpowiedzialnością, więc zdecydowana większość polityków, chcąc wykazać się roztropnością, radykałami nie jest. I właśnie do tej roztropności Was namawiam. Radykalizm – socjalistyczny czy anarcho-kapitalistyczny, czy jeszcze inny – jest po prostu głupi sam przez się. Dlatego, że jest radykalizmem właśnie.
Bo życie jest złożone. I właśnie o tym opowiadał „List do młodego korwinisty”. Cała jego ironiczna treść służyła pokazaniu, że łatwo szermować radykalnymi hasłami, epatować egoizmem i wszystkich wokół hojnie obrzucać błotem i epitetami (złodzieje, lewacy), a znacznie trudniej zrozumieć świat w jego złożoności, nie mówiąc już o jego naprawianiu. I wcale nie twierdzę przy tym, że najlepszy jest socjalizm. W ogóle do tego się nie odniosłem. Swoją drogą to bynajmniej tak nie jest, że istnieje tylko własność prywatna i pseudowłasność państwowa. Jest mnóstwo form własności, a i własność prywatna (osobista) ma skomplikowany status i moralny, i prawny, żadną miarą niedający się opisać po prostu jako „to jest moje i nikomu nic do tego”.
Co do zaś własności środków produkcji i przedsiębiorstw, to w różnych branżach sprawdzają się różne ich formy. Bynajmniej nie jest tak, że spółki cywilne, a w tym jednoosobowe (ideał własności prywatnej), zawsze mają przewagę. Są różne formy spółek, w tym z udziałem kapitału państwowego lub samorządowego, są różne typy spółdzielni, akcjonariat pracowniczy różnego rodzaju itd. Gospodarka jest bardzo złożona. Nie jest też bynajmniej prawdą, że czym niższe są podatki, tym lepiej prosperuje gospodarka i zamożniejsi są ludzie, nawet jeśli pominąć kwestię wielkich nierówności społecznych, które same w sobie prowadzą do dramatycznych konsekwencji.
Zależność nie jest wcale prosta. Ekonomiści i politycy wszędzie szukają tego „złotego pułapu opodatkowania”, przy którym osiąga się optymalne efekty w postaci silnego i pomocnego obywatelom państwa oraz wolnej, kwitnącej gospodarki. Nie twierdzę, że znam ten złoty pułap i nie zajmuję tutaj żadnego stanowiska. Nie czyniłem też tego w pierwszym tekście. Po prostu pokazuję, że to, co wydaje się może niektórym oczywistością, jest tak naprawdę przedmiotem wielkiej i trudnej debaty. Swoją drogą jej uczestnicy doskonale wiedzą, że politycy mają skłonność do kupowania głosów za pieniądze tych, których złupili wysokimi podatkami i oddają im ich część w postaci wyborczej kiełbasy. Żadna to nowość, tyle że niewiele wnosi do dyskusji nad właściwym sprofilowaniem redystrybucyjnej funkcji państwa w danym kraju. Każde państwo taką funkcję pełni i każde musi odpowiedzieć sobie, jakie są cele i granice jej pełnienia. I bynajmniej w odpowiedzi na to pytanie nie pomoże manichejski podział na „państwa wolnorynkowe” i całą resztę. Ustroje prawa gospodarczego i podatkowego różnych bogatych krajów są bardzo od siebie różne, a różne rozwiązania mają swoje plusy i minusy. Chciałem Was jedynie namówić do myślenia właśnie w takich kategoriach: plusy i minusy, złożoność spraw, różne stanowiska i rozwiązania, różne racje itd. W miejsce: my (uosobienie rozsądku i normalności) kontra reszta świata (lewacy i złodzieje).
A teraz druga oś, obrazująca spektrum poglądów politycznych w zakresie ich stosunku do wolności. I tu istnieją poglądy radykalne.
Jeden z nich mówi, że należy zlikwidować państwo, bo jest ono zawsze i z natury swej opresyjne. Drugi, odwrotnie, zaleca państwo autorytarne, odczytujące „wolę ludu” i kontrolujące wszystkie aspekty życia obywateli, nie pytając ich o zgodę ani zdanie.
Odcinając te wszelkie anarchizmy i dyktatorskie ideologie, mamy duże spektrum cywilizowanych poglądów na wolność i demokrację, a więc na relacje państwa z obywatelami, sposób kształtowana władzy, jej zakres oraz obowiązki państwa w zakresie ochrony wolności obywateli. Czym bardziej dany autor lub polityk nalega, aby państwo poczuwało się do ochrony wolności obywateli za pomocą konstytucyjnych gwarancji swobód osobistych, politycznych i gospodarczych, tym bardziej identyfikowany jest z liberalizmem. Liberalizm bowiem to myślenie i działanie na rzecz wolności – nie tylko gospodarczej, ale także politycznej i obyczajowej.
Spory pomiędzy rozmaitymi formacjami dotyczą najczęściej tego, jak funkcjonować ma demokracja, aby była realna, a nie tylko fasadowa, a także tego, jak pogodzić prawo większości do układania stosunków publicznych zgodnie z jej przekonaniami i tradycjami (siłą rzeczy preferującymi pewne zachowania, a niechętnymi innym zachowaniom, preferowanym z kolei przez pewne mniejszości) z fundamentalną zasadą wolnego społeczeństwa, mówiącą, że wszyscy mają w nim równe prawa i mogą żyć po swojemu, nie doznając dyskryminacji i prześladowań. To naprawdę bardzo trudne sprawy, zwłaszcza w wielokulturowych społeczeństwach.
Łatwo czuć się wolnym, należąc do większości. Wtedy wystarczy, aby rząd nie wtrącał się nam do biznesu. Gorzej, gdy jest się w pozycji słabszej ekonomicznie lub kulturowo. Redukowanie kwestii wolności do sfery gospodarczej jest niemądre, a nazywanie takiego redukcjonizmu liberalizmem jest zwykłym nadużyciem słownym. Jeszcze głupsze jest głoszenie zamiłowania do wolności i jednoczesne pogardzanie demokracją. Nie da się pogodzić wolności człowieka z rządami autorytarnymi, a wolność gospodarcza nie osłodzi nikomu zniewolenia kulturowego i politycznego. A jednak istnieje ważny związek i ważna dyskusja między różnymi formacjami politycznymi dotycząca właśnie relacji między wolnością gospodarczą a innymi obszarami wolności.
Jedni mówią: bez całkowicie liberalnego rynku jesteśmy zniewoleni przez biurokratów. Inni zaś mówią: całkowicie wolny rynek prowadzi do tego, że wielu staje się bogatymi i może korzystać ze swoich swobód, i wybierać, co chcą robić, jednakże wielu innych jest biednych, a bieda wyklucza wolność, gdyż sprawia, że wszystkie siły biedaka idą na podtrzymanie jego egzystencji, zaś brak środków uniemożliwia mu dokonywanie realnych wyborów i w ogóle wszelką wolną aktywność; wolność biednych jest fikcją. To bardzo trudna debata. Nie zajmę w niej stanowiska – chciałbym tylko, żebyście o tej debacie wiedzieli.
Prosiłem Was, abyście odeszli od Janusza Korwin-Mikkego. Myślę, że ostatnie tygodnie wyzwoliły Was od wszelkich złudzeń, więc nie wracam już do tego.
Na koniec nie mogę jednak nie odnieść się do antysemityzmu przebijającego z niektórych Waszych wypowiedzi. Trzymając z Nową Prawicą, bierzecie w pewnym sensie na siebie to, co wyprawiają Wasi publicyści i gazety w rodzaju „Najwyższego Czasu”. Co do tego, że zioną oni paranoiczną nienawiścią do Żydów, którzy urastają w ich oczach do postaci przeraźliwych demonów chcących opanować cały świat albo wampirów wysysających krew z chrześcijańskich żył, to teksty mówią same za siebie. Nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że niektórzy z Was nie widzą w tym nic szczególnie złego. Wielu z Was antysemityzm po prostu nie przeszkadza. I to jest smutne. Znów chciałoby się powiedzieć: poczytajcie trochę o antysemityzmie, jego podłożu i konsekwencjach. Ale raczej nie poczytacie. I to także jest smutne.
Cieszę się, że mój list wywołał liczne reakcje. Odpowiedziałem osobno na kilka z nich, które wydawały mi się najbardziej wnikliwe, a jednocześnie pełne kultury, w tym kultury słowa. Wiem, że to, co napisałem tutaj, nie zadowoli tych, którzy czekali na bardziej osobistą odpowiedź na ich konkretne uwagi. Te uwagi odznaczały się jednak ogromną powtarzalnością i w większości opierały się na nieporozumieniu, które tutaj tak dobitnie staram się wyjaśnić: że mianowicie nie przeciwstawiam Waszym poglądom żadnych innych poglądów, tylko proszę o podjęcie próby bardziej uważanego, mądrego, wolnego od arogancji ukształtowania własnych poglądów. To długi proces.
Zdradzę Wam, że sam, choć tyle już myślę i tyle już czytałem o polityce, mam jeszcze poglądy nie do końca ukształtowane, a w wielu sprawach nie zdobędę się pewnie już nigdy na osobisty osąd. No ale chyba nie trzeba mieć zdania w każdej sprawie. Bywajcie.