Moje 10 książek
Od jakiegoś czasu jestem nagabywany w kwestii 10 najważniejszych książek w moim skromnym życiu. Zastanowiwszy się głęboko, muszę stwierdzić, że najważniejsze były dla mnie te książki, które przeczytałem przed 16. rokiem. Potem jakoś zaczęła mi skóra grubieć i to już było nie to samo…
A więc tak, chronologicznie i z uzasadnieniem:
- Kopciuszek – byłem wstrząśnięty tym, że ojciec pozwala, aby jego druga żona tak podle traktowała jego córkę z pierwszego małżeństwa. Roiłem, że to ze ślepej miłości do drugiej żony.
- Dziewczynka z zapałkami – nie mogłem przeżyć tego, że ojciec posyła dziecko na śmierć na ulicy. Nędza ostateczna i rozpacz? Tego dnia zostałem lewakiem. W ogóle cały Andersen jest traumatyczny.
- Irwin Shaw, „Pogoda dla bogaczy” – z powodu sceny, w której ojciec głównych bohaterów nad ranem, po powrocie z piekarni, gdzie pracował, ordynarny grubas, gwałci swoją filigranową żonę. Zdecydowałem, że jak dorosnę, to nie będę nikogo gwałcił.
- Mario Puzo, „Ojciec chrzestny” – z powodu sceny, w której dziewczyna cierpiąca na wadę anatomiczną pochwy (zbyt obszernej) pierwszy raz doznaje satysfakcji, a to dzięki młodemu gangsterowi imieniem Sony, którego dla odmiany natura wyposażyła w zbyt wielkie przyrodzenie.
- „Don Kichot” Cervantesa – z powodu wszystkiego, co jest tam napisane o miłości, szaleństwie, Hiszpanii, kościele, Żydach, chłopach i szlachcie, przyjaźni, literaturze i życiu w ogóle.
- „W cieniu zakwitających dziewcząt” Prousta – z powodu sceny, w której bohater niewinnie mocując się w parku z piętnastoletnią Gilbertą, doznaje ekstazy; gdy Gilberta powiedziała, że chciałaby się jeszcze trochę mocować, naszemu protagoniście już się nie chciało. Bo w tym cały jest ambaras…
- No właśnie – „Słówka” Boya, a to w szczególności z powodu pani Stefanii, co miała bardzo ładne biodra i każdy od innych pań wolał ją.
- „Baron drzewołaz” Italo Calvino – postanowienie, aby nigdy nie schodzić z drzewa, było dla mnie, na ówczesnym etapie życia, najgłębiej zrozumiałe i bliskie.
- „Czarodziejska Góra” Manna – jako że Madame Chauchat jednak raz oddała się Hansowi, uwierzyłem, że wszystko w życiu jest możliwe.
- „Lalka” Prusa – pożarłszy tę wielką powieść w trzy albo cztery dni, postanowiłem, że nigdy nie zakocham się w głupiej, nieczułej, zepsutej lalce z dobrego domu. Słowa danego sobie dotrzymałem, a Wokulski nadal jest dla mnie personifikacją kondycji porządnego i prawdziwego mężczyzny. Sprawa pozostała jednak w pewnym zawieszeniu z powodu Małgorzaty Braunek w filmie.
Mogłoby być inaczej, ale niech będzie, że tak. Niniejszym rzucam rękawicę literacką naszemu drogiemu Szefowi, ręce, co nas wszystkich karmi, ojcu naszemu sprawiedliwemu, Redaktorowi Baczyńskiemu!