Psia psia rząd
Cała Platforma, cała ona. Jak to jest, że po tylu latach rządzenia potężna partia, mająca dziesiątki tysięcy członków i nieograniczony niemalże dostęp do „zasobów ludzkich” naszego doświadczonego przez los, acz dzielnego, narodu niezmiennie i uparcie trzyma się mentalności małego miasteczka w Europie wschodniej, gdzie wszystko musi być rodzinne i zaufane, w kręgu najbliższych zamknięte, ciasne, lecz swojskie?
Czy to gmina, powiat czy państwo – najważniejsze, aby być wśród swoich i czuć się bezpiecznie. Bo wokół same wilki w borach. Bo każdy lepszy, z wielkiego świata, to zagrożenie. Swojskość i mierność – oto zasada. Damy sobie radę sami, wśród rodziny i rodziny przyjaciół. Na co nam jacyś tam ważniacy. Lepsi krewniacy. Ciocia, sąsiadka i psiapsiółka – na nich możemy zawsze liczyć.
Sól pożyczą, miejsce w szpitalu powiatowym załatwią, jak babci się pogorszy, kwiatki podleją, jak pojedziemy do Łeby. A jak Pan Bóg zdarzy, że któreś się wysferzy i do Warszawy pójdzie, to swoim pomoże, za sobą pociągnie i za to mu w słoikach peklowanego wieprzka zawieziemy. I swojskiej kiełbasy też.
Tak postępuje człowiek uczciwy – swoich wspiera i nie da zginąć. Tak jest w Łucku i Piatigorsku, Białymstoku i Sukhumi. Najważniejsza jest rodzina. A państwo? To przecież także rodzina, tylko większa. Kochajmy się, wspierajmy się! Oto małomiasteczkowa demokracja. Oto filozofia PSL, PO i wszystkich tych na wpół zmodernizowanych, lecz jeszcze po kolana tkwiących w feudalno-klanowym bagnie prowincjonalnych żywiołów społecznych, tych wszystkich wiejsko-filisterskich „środowisk”, zagnieżdżonych i gospodarzących we wszelkiego rodzaju instytucjach, od parafii i sołectwa, po kurię i ministerstwa. Prowincja górą! Cały świat prowincją stoi!
I co tu się dziwić, że prowincją i Polska stoi? Co tu się dziwić, że nowy rząd znowu powstaje w tym samym małomiasteczkowym trybie – szurum burum pośród cioć, wujków i przyjaciół? Każdemu po trochu, żeby było dobrze, żeby nie narzekał i nie bruździł? Jak spadek po dziadku – ja wezmę telewizor, siostra pralkę, a obejście się sprzeda i pieniądze podzieli. Tak się rządzi Polską.
Prezydent prosił, aby nie dyskredytować rządu, zanim zacznie rządzić. Dać mu zwyczajowe sto dni. W porządku, ale czy mam pominąć milczeniem, że premierka powołuje na najwyższe stanowiska w państwie osoby, których kwalifikacje polegają wyłącznie na tym, że są jej osobistymi przyjaciółmi?
Co ma katechetka do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych? Jak się ma czuć policjant, wiedząc że szefową jego szefów jest osoba nie tylko spoza resortu, lecz kompletnie nieprzygotowana do kierowania sprawami bezpieczeństwa państwa? A w jaki niby to sposób ma ona tymi sprawami kierować, skoro się na tym nie zna i nie ma najmniejszego nawet autorytetu ani w gmachu, ani w terenie?
Terenia, nie bój nic – poradzisz sobie! Od rządzenia masz zastępców, a jak ktoś będzie podskakiwał, to tylko mi powiedz. Tak musiało to wyglądać. A słynny superresort po Bieńkowskiej? Od zarządzania infrastrukturą państwową i gigantycznymi pieniędzmi ma być teraz menadżerka najgorzej funkcjonujących rządowych spółek – Przewozów Regionalnych i PKP? Przecież to, co się działo za wczesnego PO w kolejnictwie, to po prostu rozpacz! Nic to, Marysia da radę. W końcu wydawanie kasy nie jest aż takie trudne – na pewno łatwiejsze niż zarabianie.
A MSZ? Lepiej mieć Schetynę pod ręką, żeby nie podskakiwał, a Sikorski w odstawkę na górną półkę – nie będzie narzekał. Owszem, doświadczony to Schetyna jest, w biznesie i „pracy partyjnej”, nie przeczę. Pewnie nawet coś tam, coś tam w języku obcym. Ale te salony, fraki, dyplomacja, bon ton – co ma do tego Grzegorz Schetyna? Niewiele, ale ważne, że ciocia będzie miała niesfornego kuzynka na oku. W końcu w Europie era Skubiszewskich też się już skończyła.
Czy PO ma krótką ławkę? Ależ skąd! Ma ławę jak z Warszawy do Białegostoku! Tylko rodzinę ma dużą. A rodzina, wiadomo, na pierwszym miejscu. Kiedy, kiedy nareszcie będziemy poważni? Czy ja dożyję czasów, gdy Polska będzie państwem przez duże „P”?