Duch nie zstąpił, Janie Pawle
Prawie bez echa minęła 10. rocznica śmierci Jana Pawła II. Oficjalnie dlatego, że Kościół zamierza bardziej promować datę kanonizacji, którą uważa za ważniejszą. Zobaczymy.
Na moje oko przyczyny więcej niż skromnego jubileuszu są zgoła inne. Po pierwsze – nie ma kasy. Po drugie – nie ma wsparcia ani zachęty z Watykanu, który mało się obecnie polskim papieżem interesuje i ekscytuje. A po trzecie – polski kościół jest tak rozbity i niedecyzyjny, że nie stać go na żadną bardziej skoordynowaną akcję. A kto wie, czy i nie po czwarte… sam może mieć już dość 37-letniego kultu Karola Wojtyły. Zresztą media też machnęły ręką, bo papież już oglądalności nie podnosi.
„Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”. Polska padła na twarz przez tym powiedzeniem Jana Pawła II z roku 1979, wygłoszonym na koniec przemówienia o dziejach Polski i jej chrześcijańskim rodowodzie. Najbardziej nawet nieuczony rodak zna ten zwrot. Ma on wyrażać najwyższą mądrość papieża, jego bohaterski profetyzm i przywództwo. Patos i piękno tej apostrofy mają konweniować z jej wieszczą siłą oraz potęgą papieskiej świętości. Prorocze wezwanie nie mogło nie zostać usłuchane. Wszak jednoczy się w nim dziejowa konieczność boskiego zrządzenia z profetycznym geniuszem narodu, ucieleśnionym w osobie Wielkiego Polaka.
Tyle to wie każdy. Tylko jakoś zabrakło odwagi na rzecz najprostszą, czyli wyjaśnienie, czego te słowa dotyczą, jaką wyrażają nadzieję i postulat. Bo gdy zapytać przeciętnego Polaka, co te słowa znaczą, to co najmniej będzie się wahał, a pewnie w ogóle nie będzie wiedział. Lecz co tam! Czy słowa muszą coś znaczyć? Czy nie wystarczy, że brzmią? Smuci mnie ten dogmatyczno-bezmyślny stosunek do słowa. Tym bardziej że ci, którzy wzbraniają się przez prostą czynnością egzegezy nieco poetycznego wyrażenia, gotowi są mieć za złe komuś innemu, kto chciałby to uczynić. Ale ja to uczynię. I powiem: sprawdzam.
Otóż słynne słowa bynajmniej nie znaczą: „Niech Bóg wyzwoli Polskę od kumuny”, a jeśli znaczą, to tylko ubocznie. Mają bowiem te słowa treść wznioślejszą i cele wyższe, wobec których upadek komuny jest tylko narzędziem. Duch Święty nie zajmuje się wszak wyłącznie polityką. Jego moc odmieniania i odnawiania ma sens religijny i zbawczy. Cóż więc miał ów duch uczynić? Czy może zaprowadzić w Polsce wielopartyjną demokrację? Nic na to nie wskazuje – nie jest to ukochany, delikatnie mówiąc, motyw tzw. katolickiej nauki społecznej. A może w owej wyzwolonej Polsce miała zapanować równość wyznań, wolność ekspresji, łącznie z krytyką kościoła i katolicyzmu? Obawiam się, że nie są to priorytety Ducha Świętego ani papieża.
O cóż więc chodzi, jeśli nie o wolną, demokratyczną Polskę? Przecież to chyba jasne: o Polskę katolicką. Ten papież chciał, żeby Polska była krajem, w którym kościół katolicki ma status uprzywilejowany, a prawo stanowi się w zgodzie z „prawem naturalnym”, tak jak interpretuje je ów kościół – a więc w praktyce w zgodzie z doktryną katolicką. Ten papież nie chciał wolnej Polski, jeśli wolność oznacza suwerenność w stosunku do każdej obcej władzy, w tym władzy biskupa Rzymu. Ten papież podpisał konkordat, w którego preambule napisano niemalże wprost, że zawiera się go w hołdzie jego osobie…
Z każdym rokiem oddalamy się od czasów, w których istnienie reliktów stosunków feudalnych i średniowiecznego porządku politycznego wydawało się naturalną konsekwencją tysiącletniego panowania Watykanu w Europie. Coś, co konserwatyści mogli parę dekad temu tłumaczyć jako znak więzi z przeszłością, żywe świadectwo ciągłości dziejów, stało się dziś żałosnym i irytującym anachronizmem.
Jak na razie Duch nie zstąpił i nie zanosi się na to, żeby się do nas wybierał. Swoją drogą ciekawe, jakim biskupem byłby dziś Karol Wojtyła, gdyby nie został papieżem i dożył naszych czasów? Czy trzymałby z Muszyńskim i Rysiem, czy może z Michalikiem i Hoserem? Czy zadawałby się z Rydzykiem? Terlikowski czy Wiśniewski? „Tygodnik Powszechny” czy „Nasz Dziennik”? Wtrącałby się w wewnętrzne sprawy Polski, jak regulacja zapłodnienia in vitro albo edukacja seksualna w szkole? Miałby sztamę z Kaczyńskim i Macierewiczem? A może jednak z Komorowskim? Może z nikim? A co pisałaby o nim Fronda? Że pseudobiskup, co się bez ustanku do Żydów przymila?
Tyle pytań, a zamiast odpowiedzi jeno domysły. Nic tu nie wydaje się oczywiste. W każdym razie w polskim piekle i Wojtyła by sobie nos osmalił.