Casus Zelnik
Sprawa prowokacji dziennikarskiej przeciwko Jerzemu Zelnikowi domaga się etycznego komentarza, zwłaszcza w przededniu wielce prawdopodobnej recydywy rządów klerykalnych i autorytarnych.
Wydaje się bowiem, że wstrząsająca wymowa rozmów, które wszyscy słyszeliśmy, jakoś blaknie w obliczu rzekomej kontrowersji, czy wypowiedź była zmanipulowana i jaki właściwie był jej sens (zob. np. http://wyborcza.pl/1,75968,19041688,przeprosic-zelnika.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza). Logika mediów jest taka, że gdy ktoś rzuci hasło „manipulacja” lub zadeklaruje, że miał „coś innego na myśli”, to najbardziej nawet bulwersująca sprawa zaczyna tracić jasne kontury. Tak jest właśnie w przypadku Zelnika, który w medialnej mgle gotów jest zachować twarz. Tym bardziej, że wydaje się całkowicie szczery, gdy wypiera się wszelkiej winy i rzuca oskarżenia i kalumnie na prowadzącego audycję Rock Radia Jakuba Wojewódzkiego. Czy wystarczy nam, że udając mądrość i roztropność, zawiesimy swój sąd, bo przecież „sprawa nie jest jednoznaczna”?
Obawiam się, że wielu tak uczyni. Mam jednakże nadzieję, że w polskim życiu publicznym mogą się mimo wszystko przebić w pewnych okolicznościach względy etyczne, inne niż uprawianie ostentacyjnego oportunizmu. Inaczej mówiąc, mam nadzieję, że znajdzie się dość takich, którzy zdolni będą nazwać łajdactwo łajdactwem, a honorowe konsekwencje tego łajdactwa nie ustaną po tygodniu. Karą bowiem za występek, jakiego dopuścił się Zelnik, jest moralne potępienie i wstyd. Wstydu nie będzie, bo swymi ostatnimi wypowiedziami na temat „manipulacji” oraz Wojewódzkiego udowodnił, że wstydu nie zna (zaiste, bezwstyd jest przednią parodią niewinności). Zostało więc tylko potępienie. Jakoś go nie widzę. Stąd niniejszy artykuł.
Obawiam się, że część osób, które wolą myśleć sobie, że sprawa jest „niejednoznaczna” i być może doszło do manipulacji, nie słuchała wszystkich trzech opublikowanych nagrań: telefonu dziennikarza do Zelnika i dwóch telefonów w drugą stronę. Bardzo więc proszę ewentualnie uzupełnić ten brak: tutaj.
Już po raz drugi Jerzy Zelnik dał się „wkręcić” radiowym satyrykom. Ostatnio w kampanii prezydenckiej. Wtedy było śmiesznie, teraz strasznie. Widocznie słabo uczy się na błędach. Dla uproszczenia umówmy się, że Rock Radio popełniło wobec Zelnika nadużycie, dopuszczając się nieuzasadnionej prowokacji. O granicach dziennikarskiej prowokacji i wszystkich tych programach radiowych i telewizyjnych z „wkręcaniem” trzeba by sobie osobno pomówić. To ważny temat dla etyki mediów. W tym wypadku jednak nie jest najważniejszy dla oceny postępku Zelnika. Wina radia i dziennikarzy nie umniejsza winy Zelnika.
Umniejsza ją natomiast to, że jego działanie było nieskuteczne. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że Zelnik nie dokonał aktu denuncjacji dwóch kolegów (Łukaszewicza i Barcisia), a jedynie próbował takiego czynu, sądząc jednocześnie, że działa realnie i skutecznie. Na swoje szczęście – czyn był bezzskuteczny, bo Zelnik nie rozmawiał z urzędnikiem, lecz z dziennikarzem, który za urzędnika się podawał. Wina Zelnika polega więc zaledwie na próbie denuncjacji. Wbrew pozorom nie jest to mała różnica.
Dwie pierwsze nagrane rozmowy nie pozostawiają wątpliwości, że chodzi represjonowanie aktorów krytycznie wypowiadających się o Andrzeju Dudzie. Dziennikarz bardzo starannie zadbał o to, aby nikt nie mógł mieć wątpliwości, że chodzi właśnie o represje. Wielokrotnie używa zwrotu „czarna lista”, a posłanie aktorów na wcześniejszą emeryturę jest w tym kontekście w sposób oczywisty formą szykany politycznej (znanej dobrze z czasów PRL). Kto by twierdził, że rozmowa nie dotyczyła tego i tylko tego, kogo ukarać za krytykę Dudy, ten po prostu kłamie lub nie rozumie po polsku. W szczególności rozmowa nie dotyczyła zastosowania ewentualnie zmienionej z inicjatywy prezydenta Dudy ustawy o wieku emerytalnym do aktorów. Nie było ani słowa na ten temat. Inna rzecz, że człowiek ze szczętem zakłamany może sobie ex post wmówić wszystko – także i to (tu piję do tłumaczeń Zelnika), że rozmawiał o ustawie emerytalnej, nie zaś o politycznie nieprawomyślnych kolegach. Jest to jednak ewentualność psychologiczna niemająca znaczenia dla moralnej oceny zdarzeń. Co usłyszeliśmy, to usłyszeliśmy.
Dwie pierwsze rozmowy nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Wątpliwości budzi rozmowa trzecia. Jej sens, cel i przesłanie są niejasne. Zelnik zdaje się tłumaczyć, że znanym aktorom nie robi wielkiej zawodowej ani ekonomicznej różnicy, czy mają status emerytów, czy też nie. Grają bowiem do śmierci. Można odczytać intencję Zelnika w ten sposób, że akcja wysyłania na wcześniejszą emeryturę będzie nieskuteczna, bo na inkryminowanych osobach nie zrobi ona wielkiego wrażenia. Czy chodzi o to, że represja nie będzie dotkliwa, czy też była w słowach Zelnika jakaś zakamuflowana próba zreflektowania się wobec denuncjacji zawartych we wcześniejszych rozmowach – trudno orzec. W każdym razie nie doszło do żadnego wycofania się z wcześniejszych słów ani moralnej samokrytyki. Trzecia rozmowa więc – jeśli nawet jej zamiarem było zmniejszenie winy moralnej powstałej w wyniku dwóch pierwszych rozmów – nie osiągnęła zamierzonego skutku.
Abstrahując od sprawy żałosnej naiwności Zelnika, który nie umie odróżnić wygłupiającego się satyryka od urzędnika i najwyraźniej nie ma pojęcia, jak wyglądają rozmowy z osobami telefonującymi z najwyższych urzędów, jedyną odpowiedzią uczciwego człowieka na złożoną mu oburzającą prośbę o podanie nazwisk kolegów krytykujących władzę byłoby oburzenie właśnie. Gdyby Zelnik był człowiekiem przyzwoitym, miałby do wyboru (uwierzywszy, że rozmawia z urzędnikiem) albo z oburzeniem przerwać rozmowę (ewentualnie zapowiadając, że nie zostawi tak tej sprawy), albo starać się wytłumaczyć młodemu człowiekowi, że nie wolno tak postępować, jak on to czyni. Wspominam o tych oczywistościach nie ze względu na ogół moich czytelników, lecz na wypadek, gdyby niniejsze czytał Jerzy Zelnik, który wszak udowodnił, że nie wie, jak się zachować.
Jerzy Zelnik – możemy to stwierdzić bezspornie – dopuścił się podłości, której nie da się w żaden sposób usprawiedliwić. Można by ją jednak łatwo wybaczyć, gdyby okazał szczerą skruchę. Tymczasem zamiast skruchy Zelnik dodał do jednej podłości dwie następne. Dopuścił się mianowicie oszczerstwa, twierdząc, że jego wypowiedzi zostały zmanipulowane (zakładam autentyczność i kompletność ogłoszonych trzech nagrań i wycofam się ze swoich słów oraz przeproszę, gdy okaże się, że są fałszywkami – jestem jednak w tej kwestii dziwnie spokojny), a ponadto dopuścił się ciężkiej obrazy osoby Jakuba Wojewódzkiego, mówiąc: „splunę mu w coś, co on nazywa twarzą”.
Skoro Jerzy Zelnik nie skorzystał z danej mu sposobności, aby się zawstydzić i przeprosić, lecz dalej brnie w niegodziwość, to jako przedstawiciel kręgów, które można umownie nazwać elitami społecznymi, a do których należy również Jerzy Zelnik, muszę mu oświadczyć: odtąd nie należy już pan do naszego świata i nie ma do niego powrotu. A pańska ślina jest dla nas jak deszcz. Z Bogiem.