Polskę gwałci się nocą
Gdy urzędy pracują w nocy, sytuacja jest nadzwyczajna. Nocne uchwały i odwołania, nocne przysięgi… Palą się światła w dworskich pokojach. Tak się dzieje w czas zamachów stanu, rewolucji, wojny i wielkich kryzysów. Również konstytucję gwałci się nocą. Dziś się ją gwałci, jutro się ją zamorduje. Nie prezes ją pisał i nie prezes musi jej przestrzegać. To głosowanie też będzie nocą…
Bezprawie i Niesprawiedliwość wzięło władzę i raz zdobytej władzy nie odda nigdy – możecie sobie krzyczeć, że CBA rządzi Polską, lecz to nie zawróci nas z drogi! Te słowa Wiesława/Jarosława, i jak tam jeszcze zwą się dyktatorzy, jak ciężkie chmury zawisają nad krajem, przesłaniając słońce wolności. Ale ono wciąż tam gdzieś świeci i gdy przychodzi czas, chmury rozpraszają się, jak gdyby nigdy ich nie było. Na pewno je jeszcze zobaczymy! Za lat kilka lub kilkanaście, ale zobaczymy! Ale jakże szkoda tych lat…
Trwający festiwal pogardy dla prawa, niszczenie zasady nieusuwalności sędziów i niedziałania prawa wstecz, a więc pryncypiów, bez których przestrzegania nie działa trójpodział władzy i podważone są fundamenty państwa prawnego, oznacza zamknięcie ćwierćwiecznego rozdziału historii Polski, w którym z trudnościami, lecz dumnie praktykowaliśmy demokrację konstytucyjną.
Jednakże poniechaliśmy budowania w społeczeństwie głębszej kultury konstytucyjnej, oddaliśmy szkoły pod nadzór Kościoła i pozwoliliśmy, by agora polskiego życia publicznego każdego dnia okadzana była kadzidłami nacjonalizmu i klerykalizmu. No i doczekaliśmy się – oto Polska w rękach nieliczących się z niczym populistów, cynicznie wykorzystujących ludzką łatwowierność, nacjonalistyczne podniety, ksenofobiczne resentymenty i ludową religijność. Mieliśmy 25 lat zachodniej cywilizacji politycznej – jak ten złoty róg w garści. Zgubiliśmy go w lesie. Wracamy do PRL, do II RP… Nasza wina, nasza wina, nasza bardzo wielka wina! Choć i tak możemy sobie pogratulować – w końcu w czasach II RP demokracja przetrwała tylko kilka lat.
Ciężkie czasy dopiero się zaczynają. Możemy się dziś pożegnać z Trybunałem Konstytucyjnym, z niezależnością prokuratury, niezawisłością sądów, z Komisją Nadzoru Finansowego, mediami publicznymi, autonomią wyższych uczelni, równowagą budżetową i innymi atrybutami ustroju liberalnej demokracji. Przejmowanie w zarząd aparatu partyjnego wszystkich pól władzy publicznej potrwa może rok, może dwa. Od dyktatury nie ma już jednak odwrotu. Czas „bycia częścią Zachodu” skończył się nieodwołalnie, tak jak o świcie kończy się piękny sen – i trzeba zmierzyć się z ponurą rzeczywistością dżdżystego poranka.
Upadek polskiej demokracji przychodzi w chwili fatalnej. Wspólnota europejskich demokracji właśnie się rozpada. Europa Wschodnia, głównie z powodu Węgier i Polski, znów oddziela się od Zachodu i znów staje się marchią – obcym i niegościnnym terytorium, zakleszczonym między dwiema potęgami. Zachód podjął przed 25 laty romantyczne wyzwanie zintegrowania tego udręczonego przez historię obszaru imperialnego pogranicza z euroatlantycką wspólnotą wolnego świata. I choć wyglądało to nieźle, skończyło się wielkim rozczarowaniem. I dziś, gdy Unia Europejska chwieje się w posadach, nie można liczyć na to, że rozczarowany nami Zachód otoczy nas opieką. Recydywa nacjonalizmu, cyniczny i wrogi stosunek do Unii Europejskiej oraz odwrót od demokracji w naszej części kontynentu nieuchronnie sprawią, że zagrożona przez terroryzm Europa odetnie się od nas.
Już nie dla nas Europa bez kontroli granicznych, nie dla nas wspólna waluta, nie dla nas otwarty rynek pracy. To wszystko skończy się tak samo szybko, jak nastało. Za kilka lat zapomnimy, że jest jakaś „unia”. W 2020 r. dostaniemy ostatnie obiecane pieniądze i list rozwodowy. Chyba że uda nam się do tego czasu obalić dyktaturę.
Niestety, powrót do demokracji nie będzie łatwy. Wrogom Polski łatwo będzie sterować wydarzeniami tak, aby osłabiająca nas na arenie międzynarodowej i niszcząca od wewnątrz dyktatura utrzymała się jak najdłużej. Takie narzędzia ma w ręku Rosja, która musi niezwykle radować się naszej Wielkiej Dobrej Zmianie. Takie narzędzia mają też terroryści. Zaostrzanie przez Rosję konfliktów z Polską będzie działać impregnująco na władzę Kaczyńskiego, a podobnie też ewentualne zamachy.
Tych ostatnich boję się najbardziej. Gdy poznamy ten lęk, w którym od wielu lat żyją atakowane przez terrorystów społeczeństwa zachodniej Europy, rozpocznie się dla nas nowy etap politycznego dojrzewania. Poczujemy, czym jest wspólnota losu z innymi narodami i czym jest historia, której jesteśmy igraszką. A gdy wojsko i milicje Macierewicza wyjdą na ulice naszych miast, by bronić ojczyzny, odczujemy boleśnie naszą samotność, zaś lęk ściśnie nam gardła.
Ale może wcale tak nie będzie! Może jeszcze nie wszystko stracone, a czarne scenariusze rodzące się w głowach sensatów takich jak ja okażą się mocno przesadzone? Czarno widzę naszą przyszłość, ale zdolny też jestem wyobrazić sobie, że jestem tylko zalęknionym głupcem.