Nie dajmy się!
„Unieszkodliwienie” Trybunału Konstytucyjnego przez brygady polityczne Jarosława Kaczyńskiego symbolicznie kończy 25-letni okres przemian demokratycznych w Polsce. Rezultaty zamachu na fundamenty demokratycznego państwa prawa będą dramatyczne i długofalowe.
Nawet jeśli za rok lub cztery lata Polska znów będzie miała rząd respektujący reguły ustroju wolności, powtórne przyjęcie do rodziny cywilizacji Zachodu zajmie nam znacznie więcej czasu. Zachodni politycy będą długo pamiętać, że w Polsce wystarczą jedne wybory, aby dać „całą wstecz”. Społeczeństwa zaś zapamiętają na wiele wiele lat bezwzględne polskie (nie tylko rządowe) „nie” dla przyjmowania uchodźców. Inaczej też będą odtąd patrzeć na miliony polskich emigrantów i uchodźców mieszkających we wszystkich krajach Europy.
Formalnie nadal należymy do Unii Europejskiej. Ale Unia jest nami rozczarowana. Prestiż i znaczenie Polski w kręgach politycznych Unii spadły niemal do zera. Europa odetnie się od nas granicą, a po wypłaceniu wszystkich obiecanych kwot nie będzie się już nami zajmować. Czego zaś nie zniszczy w relacjach z Unią PiS, to dokończy Putin. Znów będziemy „przedmurzem”. To samo dotyczy USA.
Operetkowe zajazdy na biura NATO i podważanie świętej dla Amerykanów zasady sądowej kontroli administracji dyskwalifikuje Polskę w oczach demokratycznych polityków USA. Możemy zapomnieć o prestiżowym szczycie NATO w Warszawie w 2016 roku. Chyba nie wyobrażamy sobie Macierewicza goszczącego wraz z prezydentem Dudą prezydenta Obamę i przemawiającego w jego obecności? Od dziś jesteśmy dla USA już nie partnerem, lecz „pomniejszym kłopotem”.
Jarosław Kaczyński nie zna zagranicy, nie zna języków. Ma od polityki zagranicznej „swoich ludzi”. Tylko że ci ludzie nic nie znaczą na Zachodzie i nikt ich nie będzie traktował poważanie. Dla każdego polityka Zachodu jasne jest, że Polską rządzi jedna osoba. Warto rozmawiać tylko z nią, a skoro to jest niemożliwe, bo osoba ta jest tylko posłem i w dodatku nie lubi się z nikim spotykać, to po prostu żadnych poważnych relacji nie będzie. Zostaje jedynie dyplomacja niższego szczebla i codzienne, mozolne załatwianie drobiazgów. Oczywiście pod warunkiem, że PiS nie wymiecie całej kadry MSZ i nie zastąpi ich partyjnym „koleżeństwem”.
Za chwilę stracimy media publiczne, służbę cywilną i niezależność prokuratury. Każdy zaś, kto sprzeciwia się władzy, będzie musiał założyć, że jest inwigilowany. Partia wrośnie swoimi mackami w każdą ważniejszą instytucję i każdy większy biznes. Ktokolwiek zajmuje jakieś wyższe stanowisko, będzie prędzej czy później zobowiązany wykazać się pokorą i posłuszeństwem. Jeśli tego nie uczyni, zostanie usunięty.
Ten scenariusz może się do końca nie sprawdzić, niemniej jednak już dziś jest faktem, że ludzie czują się zastraszeni i nie mają za grosz zaufania do demokratyzmu i praworządności władzy, nawet jeśli ją popierają. Zasada samoograniczenia rządu, będąca najgłębszym fundamentem nowoczesnego państwa prawnego, nie tylko nie jest przez PiS respektowana, lecz bodajże w ogóle nie jest temu środowisku znana. Ludzie to czują i będą się zachowywać wobec władzy lękliwie i oportunistycznie. Na szczęście nie wszyscy.
Co możemy począć? Możemy i musimy każdego dnia bronić swoich „interesów”, czyli demokracji, praworządności, transparencji władzy, wolnych mediów, praw i wolności konstytucyjnych, świeckości, równości… Tylko godny, demokratyczny, pokojowy opór, wytrwały i konsekwentny, może powstrzymać bądź opóźnić proces demontażu polskiej demokracji. I tylko w tym oporze można upatrywać nadziei na ocalenie resztek prestiżu Polski na świecie. Niechaj Zachód wie, że nie cała Polska to PiS i że nie wszyscy tutaj są „tacy”. Nie dajmy się!