Po co Kaczyńskiemu Kurski?
Machiaweliczny umysł Kaczyńskiego ma swoje meandry, które poczciwcom i naiwniakom takim jak ja trudno śledzić. Kto odpowie na pytanie, dlaczego uczynił szefem TVP Jacka Kurskiego? Oto moja (może naiwna) hipoteza:
– Żeby kompletnie zastraszyć i upokorzyć kadry telewizji, a tych, którzy umoczą się w popieranie diabolicznego prezesa, słynnego w kraju i za granicą mistrza politycznego polowania z nagonką, do dni ostatnich uzależnić od partii. Wszak nikt, kto pokaże się teraz w okienku, nie ma już czego szukać w przyzwoitych mediach po przywróceniu standardów demokracji konstytucyjnej.
– Bo wierzy, że Kurski to istny bies medialny, który wyczaruje poparcie dla PiS z niczego i w każdych okolicznościach, dbając o wysoką temperaturę w kotle konfliktu politycznego, tak miłego sercu Najjaśniejszego Prezesa.
– Żeby niebezpiecznego i nielojalnego człowieka mieć pod kontrolą. Pensja prezesa TVP to wystarczający argument, żeby w razie czego Kurski znów nie „gibnął się” na stronę jakichś rozłamowców.
– Bo trochę musiał: taki był warunek dealu i podziałów fruktów po przejęciu władzy.
– Dla draki: dwóch braci bliźniaków z TVP i GW będzie się naparzać aż miło. Zabawa na całego!
No ale co teraz będzie? Cóż, jeśli Kurski myśli, że będzie miał wolną rękę i pozwolenie na urządzanie hardcorowych pojedynków gladiatorów, w których zawsze zwyciężać będzie „biało-czerwona drużyna”, to bardzo się myli. Ani prezes nie życzy sobie „pewnych gąb” w TV, ani pewne gęby nie życzą sobie występować w cyrku Kaczyńskiego i Kurskiego.
To będzie nudna, kołtuńska, drobnomieszczańska telewizja, jaką niektórzy pamiętają z czasów PRL. Bo rewolucja PiS to zwykła banalna reakcja i restauracja. Gomułkowszczyzna w farsowej aranżacji. Te same androny, które Macierewicz i Pawłowicz wygadują u Rydzyka (posłuchajcie koniecznie!), teraz będzie można oglądać i słuchać na rządowych częstotliwościach. Do tego biskupi, tani kabarecik, kiczowate filmy pseudohistoryczne i seriale. Na wyprodukowanie czegoś na poziomie „07 zgłoś się” albo „Czterdziestolatka” tej telewizji z pewnością nie będzie stać. Lepiej już było.
Upadek i upokorzenie telewizji publicznej zbiega się w czasie z technologiczną agonią wynalazku telewizji. Gdy za kilka lat na Woronicza znów zasiądzie prezes wybrany w ułomnym, niby to niepolitycznym konkursie, TVP będzie niewiele znaczącą firmą, mającą parę procent udziałów w rynku.
Ludziom potrzeba jeszcze dekady, żeby nauczyli się oglądać, co chcą, w sieci. Telewizja będzie już tylko dla takich, którym nie chce się wstać zza „wypoczynku”, żeby nauczyć się obsługi komputera. Dlatego powoli robi się wszystko jedno, kogo taki czy inny dyktator mianuje szefem publicznej telewizji. A „publicznego internetu”, Panie Prezesie, jeszcze niestety nie wynaleziono.
Jeśli czegoś mi naprawdę szkoda, to programu II Polskiego Radia. Czy za chwilę będzie nadawać same msze na zmianę z pieśniami patriotycznymi i dyskusjami prawicowych dziennikarzy o niesłusznie zapomnianych i pomijanych patriotycznych twórcach? Jeśli Kaczyński chce naprawdę uderzyć w inteligencję, to nie telewizją, której prawie nie oglądamy, lecz właśnie niszcząc „dwójkę” – nasz azyl i naszą nadzieję na lepszy świat.
Jeśli poważy się na to, straci ostatnie odruchy pobłażliwej sympatii (bo samotny, bo kot, bo Leszek był fajny, bo coś tam coś tam), jaką jeszcze spotyka się w odniesieniu do Najjaśniejszego Prezesa wśród ludzi wykształconych. Niestety, przeczucia mam w tym względzie jak najgorsze. Trzymałem bowiem w ręku dzieło „Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce” autorstwa nowej prezeski radia Barbary Stanisławczyk. Dyskurs godny zaiste „Rycerza Niepokalanej”.
Ale wy dziennikarze – nie dajcie się! Liczymy na was. Dłużej klasztora niźli przeora!