Boję się Andrzeja Dudy
Prezydent Duda wygłosił dziś w Otwocku przerażające przemówienie. Nie wiem, czy sam wierzy w bzdury, które wygadywał i czy zdaje sobie sprawę, jak wysoce niestosowne z dyplomatycznego punktu widzenia i szkodliwe dla interesów Polski były jego słowa.
Mam nadzieję, że służby prezydenckie przeczytają ten wpis i zastanowią się, czy nie poradzić prezydentowi, aby zmienił niszczącą wizerunek Polski retorykę. Tak nie wolno – proszę o opamiętanie!
Ale do rzeczy. Oto Andrzej Duda jednoznacznie wskazał na sfałszowanie zeszłorocznych wyborów samorządowych, twierdząc w dodatku, że „wszyscy o tym wiedzą”. Prowokacyjnie pyta, gdzie były wtedy „wszystkie Komisje Weneckie? Gdzie była Komisja Europejska?”.
Otóż prezydentowi nie wolno bez żadnych dowodów stwierdzać, że sfałszowano wybory w jego kraju. To absurdalne i żenujące. Oświadczenia prezydenta mają moc stanowiska państwa – czy odtąd RP uważa swoje samorządy za nieprawomocnie wybrane? Natomiast co do instytucji międzynarodowych, to mogą one interweniować wyłącznie w wypadku powzięcia umotywowanych podejrzeń, iż doszło do poważnych nieprawidłowości w funkcjonowaniu procedur demokratycznych. Zaskakująco dobry wynik jednej z partii sam w sobie nie może być pobudką do żadnej interwencji tego rodzaju. Gdyby takową się stał, byłaby to bezprawna ingerencja w sprawy wewnętrzne Polski. Obrażając publicznie Komisję Wenecką (której opinia nie mogła być inna, o czym Duda doskonale wie, tak jak wie, że łamie prawo, nie zaprzysięgając legalnie wybranych sędziów) oraz Komisję Europejską, prezydent RP stawia się w rzędzie arogantów, których świat polityki i dyplomacji musi po prostu tolerować i przeczekać – przestaje zaś być partnerem.
Następnie usłyszeliśmy, że w Polsce „to my jesteśmy ludźmi pierwszej kategorii”. Nie wiem, jakie „my”, lecz z pewnością jeśli istnieje powód do wyróżniania ludzi pierwszej kategorii, to mocą tego samego kryterium definiuje się również ludzi kategorii drugiej. Pytam więc: kto należy do „drugiej kategorii”? I to już nie „Polaków” (jak był łaskaw wyrazić się naczelnik Kaczyński), lecz „ludzi”! Czy prezydent Duda jest rasistą, czy tylko bezmyślnie jątrzy, robiąc aluzje do żałosnej wypowiedzi Kaczyńskiego, o której dla dobra PiS należałoby milczeć aż po grób? A może po prostu z nawyku podlizuje się swojemu szefowi?
Prezydent powiedział też, że „mamy prawo decydować, kto jest dla nas gościem, a kto jest dla nas wrogiem”. Jak dotąd w doktrynie państwowej RP nie występowała kategoria wroga. Rad bym się dowiedział, kto jest dla Polski wrogiem? Ostatnio były nim NRF oraz NATO, Izrael i USA. Ale coś koło połowy lat 80. jakoś to się zmieniło. Czyżbym coś przegapił? Tylko że to wcale nie jest śmieszne. Gdy o „wrogach” mówi zwykły polityk, to nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Gdy mówi prezydent państwa – znaczy to, że jego państwo faktycznie uważa, że ma wrogów. Pytam więc – jakich? Wyznawców Mahometa? Syryjczyków? Amerykańską Akademię Filmową? Rosję? Żydów? Cyklistów? Panie w futrach z norek?
Prezydent po raz kolejny podniósł argument na rzecz tezy, że demokracja ma się dobrze. Argument to tyleż idiotyczny, co złowrogi: oto dowodem na kwitnąca demokrację jest fakt, że KOD organizuje swoje demonstracje. Pomijając już prowokacyjny absurd tezy, że masowe demonstracje przeciwko łamaniu zasad demokracji są dowodem, że nie są one łamane, wypowiedzi Szydło, Dudy i innych podwładnych Kaczyńskiego najwyraźniej wskazują, że oni na poważnie wyobrażają sobie, iż demokracja zagrożona jest dopiero wtedy, gdy demonstrantów się pałuje. Wszystko, co jest „poniżej pałowania”, jest więc w porządku. Otóż byłoby dobrze, gdyby prezydent RP wiedział, że demokracja to coś więcej niż prawo do demonstrowania. Ale ten prezydent chyba naprawdę tego nie wie. Tak po prostu – ma taki deficyt i już.
Na koniec usłyszeliśmy o „pseudoeuropejskiej poprawności politycznej, wiodącej do staczania się cywilizacyjnego”. Jeśli głowa europejskiego państwa ma tyle kultury, co goście z FOX TV i tak jak oni wyobraża sobie, że poprawność polityczna to jakiś kaganiec wolności słowa, bo nie można mówić „czarnuch” albo publicznie krytykować zachowania takiej czy innej mniejszości narodowej, to znaczy, że kompletnie odstaje od elit społecznych cywilizowanego świata. Te elity dbają o język wypowiedzi publicznych, tworząc normy poprawności politycznej dyskursu publicznego właśnie po to, by wszystko dało się powiedzieć w sposób zrozumiały, a jednocześnie nieobraźliwy.
Także to, że problem uchodźców jest problemem kulturowym i niesie z sobą różne zagrożenia, ale i to, że Polska nie spełnia oczekiwań odnośnie do solidarnego ponoszenia ciężarów związanych z napływem migrantów, a prezydent Polski swoim postępowaniem budzi wątpliwości odnośnie do właściwego rozumienia przepisów konstytucji RP. Oj da się, da się powiedzieć politycznie poprawnie całe mnóstwo rzeczy, i to takich, których funkcjonariusze PiS nawet w przy wódce nie śmieliby dotknąć. To strasznie smutne, że doktor prawa UJ i prezydent RP nie wie, co znaczy zwrot „poprawność polityczna” i powtarza głupstwa i pomówienia rodem z magla.
Magiel jest zresztą ulubionym miejscem kształtowania się dyskursu politycznego PiS. W imieniu Komitetu Oborny Demokracji pragnę złożyć niniejszym serdeczne podziękowanie na ręce Pana Prezydenta, a zwłaszcza Pana Naczelnika, za wszystkie absurdalne kalumnie, potwarze i oszczerstwa, którymi zarzucają nas każdego dnia, zohydzając samych siebie w oczach społeczeństwa i przysparzając nam całych rzesz zwolenników. Słowa Pana Naczelnika na temat KOD: „Deptali wszystko, co w naszej kulturze jest święte – oto oni się dzisiaj organizują” przynoszą nam zaszczyt. Tak jak żołnierzom AK przynosiły zaszczyt słowa stalinistów, iż są „zaplutymi karłami reakcji”, a prawicowej inteligencji, że są „pogrobowcami sanacji”. Dziękujemy i prosimy o więcej!
Ale tak na serio. Ja się was boję. Nie dlatego, że możecie mnie wsadzić. Ja po porostu boję się ludzi nieprzemakalnych, owładniętych obsesją, kompleksami i chorobliwym poczuciem wyższości, nieznających świata, a uważających się za sprytnych i obytych, niedouczonych, a pouczających wszystkich wokół, miotających bez żadnej kontroli szyderstwa i kalumnie, nieznających wstydu ani granic, zachłannych i bezczelnych, upojonych władzą, nieodróżniających prawdy od własnych urojeń, uprzedzeń i ideologicznych dogmatów. Boję się, bo z takimi ludźmi nie ma kontaktu, nie ma rozmowy.
Tacy ludzie, pyszałkowaci i narcystyczni, a jednocześnie zakompleksieni i niedojrzali – zamykają się we własnym gronie, odtwarzając w kółko rytuały własnej chwały i wspierając się wzajemnie w pielęgnowaniu niezachwianej własnej racji i gaszeniu wszelkich wątpliwości, jakie mogłyby się rodzić w ich głowach i sumieniach. Sumienia zaś najchętniej oddają w pacht swojemu naczelnikowi – niechaj nimi rządzi, bo żołnierz jest od tego, by wykonywać rozkazy, a nie od dyskutowania. Tak, ja się was boję, panowie Kaczyński, Dudo, Macierewiczu, Ziobro… Ja się was boję, ale się was nie ulęknę.