A więc Trumpin!
Informacja o dziesięcioprocentowej sondażowej przewadze zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii nad przeciwnikami Brexitu jest wstrząsająca. Głosowanie już za dwa tygodnie.
Kilka dni wcześniej w sercach wyborców zapadają nieodwołalne postanowienia. Na odzyskanie przewagi przez zwolenników Unii jest tylko dziesięć dni. Po jednym procencie na dwa dni. To nierealne. Wielka Brytania prawdopodobnie znajdzie się poza UE. I to częściowo z naszej winy. Gdyby w całej kontynentalnej Europie demonstrowano na ulicach poparcie dla „UK in the EU”, postawa Anglików i Szkotów pewnie byłaby inna. My jednak mieliśmy tysiąc innych spraw. Na wyspie nie czują, że ktoś ich tam, na kontynencie, potrzebuje.
Brexit oznacza rozpad Unii i rozpad samej Wielkiej Brytanii. Unia okaże się „wychodkiem”, do którego można wejść i wyjść. Straci London City i 10 proc. mieszkańców. A Szkoci nabiorą animuszu do oddzielenia się od Anglii, bo będą mieli argument, że jednak chcą do Unii. Strach pomyśleć, co będzie się działo w Ulsterze. Wszak skoro Anglicy sami lubią się oddzielać i nastał czas dziejowych porządków, to czemu by nie scalić Irlandii?
W połączeniu z mentalnym odpadnięciem od Unii Polski, Węgier, a w dużej mierze także Czech i Słowacji, Brexit wymusi na Niemczech, Francji i Beneluksie stworzenie Małej Unii, do której my należeć nie będziemy ani teraz, ani w przyszłości. Raz na zawsze Zachód pozostanie Zachodem, a my raz na zawsze będziemy Wschodem. Marzenie o zachodniej cywilizacji i kulturze politycznej w Polsce weźmie w łeb. Pod pretekstem zamachów czy migracji za kilka lat wrócą granice, a zwłaszcza granica na Odrze.
Zostanie wolny handel, może też częściowo wspólny rynek pracy, ruch bezwizowy, jakieś technokratyczne ujednolicenia. Nikt już jednak nie będzie pytał, czy w Polsce albo na Węgrzech jest jeszcze demokracja. Niemców i Francuzów przestanie to obchodzić. Wystarczy im, że Polacy będą mieli co jeść, w związku z czym nie będą się pchać na Zachód. Osłabione przez populizmy i degradację życia publicznego wschodnioeuropejskie gospodarki zaczną podupadać, co umocni jeszcze nacjonalistycznych i klerykalnych populistów. Liczne Jarki i Antki szczelnym kordonem oddzielać będą Rosję od Europy, a narody „pasa przygranicznego” będą trzymać w impasie i stagnacji. Cała nasza radość zawrze się w tym, że jednak będzie u nas lepiej niż na Ukrainie.
Coraz bardziej prawdopodobne staje się również zwycięstwo Trumpa w USA. Skoro osiąga on taki sukces bez poparcia swojej partii, to co dopiero, gdy Republikanie dojdą do wniosku, że lepiej mieć Trumpa niż nic i zaczną się w pełni angażować w jego kampanię? Zwycięstwo Trumpa oznaczać będzie próbę odbudowy bipolarnego układu Rosja–USA. Trump będzie chętnie rozmawiał z Putinem i z radością podzieli się z nim światem. Będą sobie razem walczyć z „chińskim zagrożeniem”, nie przejmując się takimi drobiazgami jak lokalne interwencje zbrojne jednego z partnerów. Będą sobie bombardować, co im się podoba, na Bliskim Wschodzie, i to nawet do spółki. Na aneksję kolejnego kawałka Ukrainy Ameryka Trumpa nawet nie spojrzy, wobec czego również droga do wcielenia „Pribałtyk” stanie przez Putinem otworem. Polska będzie zaś służyć Putinowi za pożytecznego idiotę do rozwalania Europy. Znów będziemy marchią i przedpolem. W razie jakiejś wojny będzie ją zawsze można rozegrać nad Wisłą. To bardzo wygodne miejsce dla obu stron.
Znów marzenia przegrywają z prozą życia. Znów masa zwycięża z elitami, a postęp i pokój wracają na swoje miejsce – miejsce ideału. Historia po krótkim „końcu” wraca w swoje utarte koryto. Znów jest Zachód i jest Wschód. Znów świat należeć będzie do siły i interesu. Wielki ideał niepodzielonej, demokratycznej i zasobnej Europy na naszych oczach wali się w gruzy, a wraz z nim nadzieja dla świata, że polityka może być inna, a pokój może być czymś więcej niż chwilową równowagą sił i przejściową wspólnotą interesów. Panie, Panowie, witajcie w Erze Trumpina!