Vive la France!
Jeszcze nie wyschły łzy Francuzów po dwóch strasznych aktach terroru – na redakcję Charlie Hebdo ze stycznia 2015 roku oraz zamachach z listopada w teatrze Bataclan i pod Stade de France – a już płyną łzy świeże i nowy krzyk bólu i grozy wznosi się ku niebu Francji.
Znów zginęło kilkadziesiąt osób. Tym razem w Nicei. W dniu Quatorze Juillet, 14 Lipca, święta narodowego Francji, upamiętniającego zburzenie Bastylii i początek Wielkiej Rewolucji Francuskiej. To jest wielkie święto wolności i wolnej republiki – zgodnie i radośnie obchodzone przez Francuzów z prawicy i lewicy, jakże inaczej niż w Polsce. To święto potęgi Francji – nie militarnej, lecz moralnej. Zamachowcy wiedzieli o tym dobrze. Cios przemocy przecinający chwile dumy, radości i zasłużonej beztroski boli i upokarza najmocniej.
Lecz czy Francja da się upokorzyć? Czy spełnią się ponure proroctwa Houellebecqa? Czy rachuby zbrodniarzy i zwyrodnialców z Bliskiego Wschodu, z różnych Daeszy i Al Kaid, okażą się słuszne?
Nie, te proroctwa i rachuby spełnić się nie mogą, a wielka Francja wytrzyma niejeden jeszcze zbrodniczy akt nienawiści. A że do takich aktów nadal będzie dochodzić, dziś trudno mieć już wątpliwości. To jest wojna. Wojna zapiekłych w swej ciemnocie i pysze nieznanych nam z nazwiska szejków, wojna biedoty z umęczonego Iraku, Syrii i Afganistanu, dla której sensem życia okazały się karabin i wiara, że zabijanie prowadzi do zbawienia. Wojna rozmaitej maści watażków, plemiennych wodzów, przywódców klanów i gangsterskich rodzin. Wojna rozproszonych jeszcze i rozmaitych sił zła z naszym światem, który jest zbyt piękny, żeby nie można go było nie nienawidzić, jeśli się do niego nie należy. Oby te siły nie znalazły drogi do połączenia się w jedną potworną nawałę. To jest możliwe, ale też nie jest nieuchronne.
Zachód odsłonił miękkie podbrzusze. Kryzys ekonomiczny, prowadzące do dezorientacji i komunikacyjnego rozbicia społeczeństw rozproszenie mediów na internetowe nisze, wojna w Iraku i Syrii – wszystko to osłabiło nasze społeczeństwa i nasze rządy. Jesteśmy ranni, a nasi wrogowie poczynają sobie coraz śmielej. Ich celem jest wzbudzić w nas lęk i nienawiść, tak abyśmy zaczęli odpowiadać przemocą na doznawaną przemoc, a przez to wciągnęli w szatańską wojnę kolejne zastępy wyznawców islamu. Ta spirala nie może się rozkręcić! Jeśli damy się sprowokować, zamachy i tumulty będą codziennością, a Europa stanie się wielkimi Bałkanami, jeśli nie drugim Bliskim Wschodem.
Ale to nie jest właściwy moment na politykowanie. Drodzy przyjaciele, Francuzi i Francuzki, po raz kolejny musimy przemówić do Was tymi banalnymi, acz szczerymi słowami: jesteśmy z Wami, szczerze Wam współczujemy i uczestniczymy w Waszej żałobie. Obchodzicie nas, martwimy się o Was, ale przede wszystkim wierzymy w Was. Wierzymy, że wielka Francja nigdy się nie załamie – nie zapadnie się w chaos, przemoc i represje. Że pozostanie sobą – wolną, demokratyczną i piękną. Vive la France!