A czy Ty już byłeś w Portugalii?
Tłumy swoich wiernych fanów informuję, że nie było mnie przez osiem dni, gdyż bawiłem na wakacjach. W Portugalii zresztą. Oto i relacja z tej egzotycznej jak na mnie podróży. Choć raz już niby tam byłem, ale tylko w Lizbonie i okolicach. Teraz wszak jestem już stary Portugalczyk i z miną znawcy mogę Wam to i owo zdradzić i doradzić.
„Portugalczyku, jak nóż bezlitosny naciąłeś dziewcząt, jak róż w kraju sosny..”. Owszem, Portugalczycy, zresztą płci obojga, są ładni, choć dosyć niscy. Nie wiem, czy by tak nacięli w kraju sosny, ale polski blond hydraulik miałby bodaj spore szanse w kraju oleandrów i oliwek. Musi tylko umieć zagadać – najlepiej po francusku, choć od biedy po angielsku też ujdzie. Ale do rzeczy.
Portugalia jest piękna, tania i porządna. Gości nie za wielu (głównie Francuzi), szosy prawie puste (może dlatego, że dość drogie), wszędzie można przenocować za 40-60 euro. Nie ma tłoku, pośpiechu, przepychanek i nawoływań. No, istny raj turysty. Faliste, chłodne morze (na północy), ludne miasta, urocze, ciche wioski, zielone góry, malownicze rzeki, zabytki wszelkich stylów, frenetyczno-melancholijna muzyka fado, owoce morza, świetne koleje i autostrady. Dobre jedzenie (dorsze) i dobre wino (vinho verde). Czysto, schludnie, uczciwie. Pełna kultura. Żadnego pijaństwa, ryków, rechotów, dudnienia chamską muzyką, śmiecenia, nagabywania i naciągania. Bezpiecznie, miło, normalnie.
A bilet do Lizbony można wyhaczyć już za 800-900 zł. Warto. Jak w porównaniu z Grecją i resztą południa? Cóż, najbardziej rzucająca się w oczy cecha Portugalii to zwyczaj wykładania domów z zewnątrz (ale czasem i od środka) płytkami malowanej (głównie) na niebiesko ceramiki (azulejos). Wyobraźcie sobie kościół cały na niebiesko! A takich jest tam pełno. Uwielbiam Grecję i Włochy, ale teraz Portugalię również. Absolutnie porównywalne wakacje.
Lizbona to piękne, bardzo rozległe miasto u ujścia wielkiej rzeki Tag do Atlantyku. Wspaniałe morsko-miejskie widoki z murów zamku, strome ulice, po których jeżdżą małe żółte tramwaje, eleganckie place i aleje, piękne nabrzeża, plątanina uliczek poarabskiej dzielnicy Alfama, oszałamiający od środka i od zewnątrz kościół i klasztor Hieronimitów w dzielnicy Belem. Wszędzie wokół egzotyczni ludzie, atmosfera kolonii i metropolii jednocześnie. Czuje się, że to okno na Afrykę i Brazylię. Ale i Azjatów mnóstwo.
Warto spędzić tam dwa upojne dni, a potem wybrać się na odległe od niespełna godzinę jazdy wspaniałe klify Cabo da Roca – najbardziej na zachód wysunięty przylądek Eurazji – do Sintry, pełnej zadziwiających zamczysk, na nieodległe plaże wokół miasteczka Cascais. Plaże w Portugalii są zresztą o tyle szczególne, że nie trzeba tam wykupywać żadnych parasoli i łóżek, bo w tym szczęśliwym kraju od czasu rozstania z dyktaturą spod znaku „my, wielki Naród i nasz święty Kościół”, a więc od czterdziestu lat panuje socjalizm i „walory przyrodnicze” są dla wszystkich i za darmo.
Wynajęliśmy sobie z córką za bardzo dobrą cenę małego mercedesa na lotnisku w Lizbonie i pojechaliśmy do Porto – 300 km na północ od Lizbony. Zahaczyliśmy o Coimbrę z jej wspaniałym średniowiecznym uniwersytetem. Portugalia uformowała się w owej epoce scholastycznej właśnie w Porto (port) i okolicach – stąd też nazwa państwa. Porto i odległe od niego o ok. 100 km Lamego to kolebka tego kraju, a jednocześnie najstarszy zorganizowany region produkcji wina. Oczywiście chodzi o wino porto, które jest od stuleci towarem eksportowym, głównie w kierunku Anglii, z którą to Portugalia powiązana jest zaskakującymi i tajemniczymi więzami.
Nie będę się tu rozpisywał za bardzo, ale Porto słusznie uchodzi za jedno z najpiękniejszych miast Europy w kategorii „dość duże”. Półtoramilionowe porządne, zamożne miasto, rozciągnięte nad rzeką Douro u jej ujścia do oceanu, leży na wzgórzach i temu właśnie zawdzięcza swą niezwykłą malowniczość. Widok starego miasta pnącego się po wzgórzach, z kolorowymi kamienicami i wieżami kościołów – z przeciwległego brzegu Douro – słusznie uchodzi za jedną z najpiękniejszych panoram miejskich Europy (zobacz niżej). Poza tym Porto to eleganckie place, wspaniałe zabytki, muzea i w ogóle wszystko, co duże miasto mieć powinno. A do tego plaże, nadmorskie i nadrzeczne promenady, fantastyczne dzieła współczesnej architektury (zwłaszcza Dom Muzyki) i kawa, jakiej nigdzie nie piłem na świecie.
Z Porto płynie się stateczkiem lub jedzie samochodem na wschód, w rejon winnic, czyli w dolinę rzeki Douro. Całodniowa wycieczka po górskich winnicach, miasteczkach i wioskach jest naprawdę urocza. Wiemy, bo pojechaliśmy naszym mercem kawał na wschód. A innego dnia – kawał na północ. Do hiszpańskiego Santiago de Compostela i na wybrzeże, w okolice miasta Vigo. Katedra w Santiago (dwie godziny jazdy z Porto) to rzeczywiście coś fantastycznego, a w kąpielowej miejscowości Baiona w Hiszpanii była zatoka z zupełnie ciepłą wodą!
To tylko osiem dni, a wróciłem odmieniony, wyluzowany, opalony i w ogóle. I lżejszy o parę tysięcy złotych. No dobra, ja wiem, że to nic takiego – pojechać do Portugalii. Ale ja tak pięknie i prosto opowiadam o swoich podróżach, że nawet gdy jest to tylko Portugalia, w której był każdy głupi, to jednak miło się czyta. Prawda? A więc drodzy miłośnicy Południa – Para Portugal – do Portugalii! Bo Portugal vai ganhar – Portugalia wymiata!
PS A na deser posłuchajcie Marii Rodriguez – divy Portugalii – w słynnej pieśni fado na cześć fado:
I jeszcze pocztóweczka z Porto:
A swoich komentatorów i komentatorki przepraszam za brak moderacji – mój telefon sięgnął bruku i odmówił współpracy.