Ziobro i jego sumienie
Nie wiem, jak tam jest z sumieniem ministra Zbigniewa Ziobry, ale znając jego świetnie samopoczucie po takich akcjach jak spreparowana „afera gruntowa”, jak publiczne pomawianie dr. Garlickiego o uśmiercanie pacjentów, jak gołosłowne zapowiadanie (do spółki z p. Kurskim) ogłoszenia strasznych wieści o malwersacjach w polskiej transplantologii, jak degradowanie niepisowskich prokuratorów i wiele, wiele innych – mogę przypuszczać, że jest to sumienie ze stali i granitu.
Nic go nie wzruszy. Pozazdrościć. Zbyś ma zawsze rację i cokolwiek zrobi, to jest dobre, bo przecież od urodzenia jest dobrym i grzecznym chłopcem. A moralność wyssał z mlekiem matki i nie musi się więcej nią przejmować. Po prostu nosi ją w sercu. Jaka szkoda, że nie wszyscy tak mają, a przeto muszą się męczyć ze swymi rozterkami, cierpią, gdy kogoś pomówią, przepraszają, gdy skrzywdzą, brzydzą się prowokacją i manipulacją. I tak dalej. No ale oni nie są grzecznymi chłopcami.
Ciekawe wszak, iż człowiek o stalowym sumieniu, którym bez wątpienia jest min. Zbigniew Ziobro, tak bardzo troszczy się o sumienia miękkie, na przykład sumienia drukarzy odmawiających druku materiałów na temat działalności organizacji LGBT albo sumienia chuliganów smarujących napisy na pomnikach nagrobnych. No ale skoro jest już taki troskliwy i posługuje się wyświechtanym terminem „klauzula sumienia”, to może warto wyjaśnić mu, co te terminy – „sumienie” i „klauzula sumienia” – właściwie znaczą i jak należy je w prawie i państwie stosować.
Może zacznę od tego, że z całą pewnością nie można co do zasady uchylać się od obowiązków wynikających z prawa bądź zawartych umów, powołując się na sprzeciw sumienia. Taki sprzeciw zasługuje na respekt tylko w wyjątkowych sytuacjach. Gdyby było inaczej, każdy mógłby sobie bimbać, tłumacząc się, że sumienie mu tego czy tamtego uczynić nie pozwala. Sprzedawca w sklepie nie sprzedałby piwa p. Ziobrze, bo sumienie nie pozwala mu rozpijać narodu, a piekarz nie sprzedałby mu chleba, bo sumienie nie pozwala mu „karmić pisiorów” i rób, co chcesz. To nonsens. Sam sprzeciw sumienia nie wystarczy. Musi być jeszcze coś.
Druga sprawa, na którą chciałbym na wstępie zwrócić uwagę p. Ziobry, zresztą absolwenta UJ, to kwestia dobrej bądź złej woli w posługiwaniu się argumentem z „prawa do postępowania zgodnie z własnym sumieniem”. Otóż takiego prawa w ogóle nie ma i nie sposób posługiwać się tym argumentem w dobrej wierze. Nie ma takiego prawa, bo byłoby sprzeczne wewnętrznie, oznaczając „prawo do nierespektowania prawa”. Nie można zaś powoływać się na nie w dobrej wierze dlatego, że nie jest możliwe wiarygodne publicznie, skuteczne oświadczenie, iż zamierza się stosować to „prawo” czy „zasadę” w sposób bezstronny i powszechny.
Tłumacząc to na ludzki, chodzi o to, że p. Ziobro ujmując się za prawem do działania w zgodzie z własnym sumieniem zwolenników PiS i jego narodowo-katolickiej ideologii (która swoją drogą budzi mój osobisty najgłębszy sprzeciw i sumienia, i rozumu), nie posiada zdolności przekonania opinii publicznej, iż z tą samą gorliwością będzie bronił analogicznego prawa przeciwników PiS. Nie uwierzymy, że poparłby urzędnika odmawiającego wykonania polecenia min. Ziobry, drukarza odmawiającego druku materiałów propagandowych PiS czy Kościoła katolickiego albo kogoś, kto nasmarowałby na grobie Lecha Kaczyńskiego słowa, dajmy na to, „beznadziejny prezydent”. Choćby bił się w piersi przed kamerami, że jest w tej materii bezstronny (a jakoś nawet i tego wyobrazić sobie nie mogę), to i tak nawet dziecko by mu nie uwierzyło.
Powołując się na „klauzulę sumienia”, min. Ziobro nie wie, że nie oznacza ona (pomimo zewnętrznego podobieństwa) ani żadnego uprawnienia, ani nawet wyłączenia karalności (kontratypu). Nie wie też, że zasadę prawa można stosować wyłącznie w dobrej wierze, w sposób bezstronny, analogiczny i wykluczający bezprawną dyskryminację, których to warunków nie da się dochować, jeśli interpretuje się „klauzulę sumienia” jako rodzaj uprawnienia. Nie wie, bo są to sprawy trudne i abstrakcyjne, a jemu chodzi wszak o sprawę prostą, to znaczy – żeby katolicy i pisowcy mogli sobie robić, co chcą, o ile jest to zgodne z linią PiS i Kościoła. Chodzi więc wyłącznie o pisowców i katolików spod działania ograniczeń nakładanych na obywateli przez prawo powszechne, pod płaszczykiem rzekomo powszechnego prawa obywateli do ochrony ich „sumień”.
Nie, nie o sumienia wszystkich obywateli i ich ochronę chodzi min. Ziobrze, lecz o ochronę „swoich” i ich postępków, czyli sumień przypadkiem ukształtowanych akurat tak, jak życzą sobie tego katoliccy biskupi i ich partyjne ramię, spersonifikowane w osobie Zbigniewa Ziobry – urzędowego Sumienia Narodu. Chodzi o „dyspensę” i specjalne, ochronne traktowanie tych, którzy postępują w sposób jawnie spójny z ideologią partii rządzącej i organizacji religijnej, z którą ta dzieli się władzą.
Nie sądzę przy tym, aby min. Ziobro miał tego rodzaju kulturę prawną, która pozwalałby mu dostrzec w faworyzowaniu jedynie słusznie wierzących za pomocą triku z „klauzulą sumienia” cokolwiek złego. Dla niego bowiem w sformułowaniu „jedynie słusznie” nie ma elementu krytycznego, lecz jedynie czysta deskrypcja – on naprawdę myśli, że należy do „jedynie słusznie wierzących” i wiedzących przeto zawsze, co jest dobre, a co złe. Sądzi też, jak wskazują jego liczne wypowiedzi, że uważa za rzecz prostą i oczywistą, że to, co jest złe (a co w sposób oczywisty jest znane min. Ziobrze), powinno być zawsze ścigane i karane. Taka moralność szeryfia, jeśli wolno użyć takiego neologizmu, nie przewiduje czegoś takiego jak bezstronność, równe traktowanie itp., nie mówiąc już o wdawaniu się w takie prawnicze subtelności, jak rozliczne warunki penalizacji rozmaitych zachowań i praktyk, oprócz samej ich naganności w oczach ministra. W moralności szeryfiej są w tylko swoi (dobrzy) i nieswoi (źli). A najlepszy jest oczywiście sam szeryf.
Mimo tych nader trudnych warunków intelektualnych i psychologicznych, zanim nieomylne sumienie min. Ziobry nakaże mu wsadzić mnie do ciupy w drodze wykonania telefonu do odpowiedniego prokuratora, gdzie to może być kłopot z pisaniem bloga, podejmę, rzutem na taśmę, próbę wyjaśnienia natchnionemu szafarzowi mej wolności, czym jest sumienie i „klauzula sumienia”. Oczywiście będzie to wyjaśnienie doktrynalne, a więc należące do dziedziny jurysprudencji, nie zaś prawnicze w dosłownym sensie, gdyż pan Ziobro może sobie w tym zakresie robić z prawem, co chce, i wszelkie bzdury do niego powpisywać, jeśli tylko Prezes pozwoli. Za to nie odpowiadam. Zajmuję się tu wyłącznie materią pojęć prawnych i etycznych.
No więc tak. Powiedzieliśmy już sobie, że klauzula sumienia nie jest żadnym „uprawnieniem do niewykonywania prawa”. Nie jest zwolnieniem, dyspensą, wyłączeniem karalności ani żadnym innym kontratypem. Wszystko to byłoby niemożliwe do stosowania. Jest klauzula, zgodnie ze swoją nazwą, odstąpieniem, czyli zamknięciem pewnej drogi działania. W pewnych ściśle określonych okolicznościach, w sytuacjach wyjątkowych i po spełnieniu surowych warunków może dojść do tego, że niepodjęcie jakichś działań wynikających z zobowiązań prawnych lub umownych nie spotka się z przewidzianą prawem represją.
Inaczej mówiąc, klauzula zabezpiecza sprawcę czynu zabronionego lub zaniechania obowiązku wynikającego z prawa bądź umowy przed przewidzianymi prawem konsekwencjami – pod pewnymi warunkami. Rzecz jasna, warunki, które muszą zostać spełnione, aby klauzula była skuteczna, muszą mieć cechy obiektywne. Nie może to być wyłącznie wola ani inna podstawa czysto subiektywna. W przeciwnym razie każdy mógłby wypowiedzieć posłuszeństwo prawu, które mu nie odpowiada. Skoro więc klauzula musi mieć podłoże obiektywne, to tym samym musi być w określonym działaniu, od którego się powstrzymujemy bądź na które się poważamy, coś nieuchronnego, imperatywnego, koniecznego. Inaczej mówiąc, osoba dopuszczająca się czynu zabronionego lub bezprawnego zaniechania musi działać pod nieodpartą presją.
No i tu dochodzimy do owego tajemniczego pojęcia sumienia. Otóż słowo to oznacza w etyce coś w rodzaju przekładni ideałów na życie, czyli zdolność do stosowania ogólnych norm moralnych w konkretnych przypadkach. Zdolność ta na tyle silnie sprzężona jest z silnymi emocjami i całą psychologiczną mechaniką działania ludzkiego, że jawi się nam najczęściej w postaci jakiegoś silnego „poczucia” bądź przekonania. Zdarza się, że musimy coś uczynić bądź nie możemy czegoś uczynić, „bo nie” – bo mamy tak silną blokadę psychiczną w związku z naszymi przekonaniami moralnymi, wychowaniem i właśnie sumieniem, że pomimo świadomości, że mamy obowiązek to uczynić, to nie jesteśmy w stanie.
Wtedy mówimy „bardzo przepraszam, ja tego zrobić nie mogę” albo „zróbcie ze mną, co chcecie, trudno, ale ja musiałam tak postąpić”. I właśnie takich przypadków dotyczy klauzula sumienia. Osoba, która się do niej odwołuje, musi mieć świadomość, że obciąża ją pewna ułomność, musi zdawać sobie sprawę, że narusza normalny porządek prawem usankcjonowanego działania i powinna z tego powodu okazywać co najmniej zawstydzenie. Wyobrażanie sobie, że „mam prawo postępować, jak uważam za stosowne”, a więc stawianie się ponad prawem, a swoich przekonań moralnych ponad jego literą, jest objawem pychy moralnej, nihilizmu i bezczelności, które zasługują na potępienie. Niestety, nierozumienie przez p. Ziobrę i jego licznych akolitów sensu klauzuli sumienia prowadzi do tego, że całe rzesze obywateli zaczynają sobie wyobrażać, że ich przeświadczenia mogą stanąć ponad prawem i że mogą sobie robić, co tylko im własne przekonania i sumienie dyktuje. To groteskowe roszczenie i skrajny, egocentryczny subiektywizm wyrażają kompletny brak świadomości moralnej i prawnej. Obawiam się, że dość powszechny i nieomijający gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości.
Jakie trzeba więc spełnić warunki, aby wykazać, że w działaniu (lub zaniechaniu) bezprawnym, acz zasługującym na tolerowanie, zachodzą przymuszające do niego okoliczności, a nie tylko pycha i samowola?
Po pierwsze, osoba korzystająca z dobrodziejstwa (to ważne słowo!) klauzuli sumienia powinna zamanifestować rozumienie swojego położenia i jego konfliktu z prawem (lub materią umowy, np. umowy o pracę), lojalnie uprzedzając zainteresowane podmioty o moralnych i psychicznych ograniczeniach, jakim podlega. I tak na przykład przyjmując się do pracy w sklepie sprzedającym alkohol, wróg alkoholu musi zapytać, czy może dostać stanowisko pozwalające mu uniknąć sprzedawania takich produktów. Lekarz wybierający specjalizację ginekologii bądź zatrudniający się na stanowisku ginekologia musi upewnić się, czy można ten zawód wykonywać, jeśli jest się moralnie i psychicznie (obiektywnie!) niezdolnym do przeprowadzania legalnych terminacji ciąży. Jeśli już jednak dojdzie do tego, że osoba, której dotyczą przeszkody, dostrzegane przez jakiś przepis prawa mający charakter klauzuli sumienia, znajdzie się w konflikcie sumienia, musi ona w sposób jednoznaczny pokazać, że rozumie, iż jej własne przekonania nie stoją ponad prawem i że jest w stanie w największym możliwym stopniu zminimalizować skutki swojego bezprawnego działania (lub zaniechania), tak aby osoby, której te działania dotyczą, poniosły jak najmniejsze szkody i mogły w największym możliwym stopniu nadal korzystać z przysługujących im praw i świadczeń.
I tak na przykład ginekolog odmawiający kobiecie przeprowadzenia aborcji, do której ma prawo, musi wskazać jej inną drogę uzyskania należnego jej świadczenia. Jeśli tego nie uczyni, pokaże tym samym, iż wyobraża sobie, że „mu wolno”, że może postawić siebie i swoje przekonania ponad prawem. Na wszelki wypadek nasza najsławniejsza klauzula sumienia, czyli art. 39 ustawy o zawodzie lekarza, wprost o tym przypomina.
Różne są klauzule sumienia i w różnych dziedzinach występują, wcale nie tylko w medycynie. Zwykle uwarunkowane są kulturowo i odnoszą się nie tyle do silnych przekonań moralnych, ile do przekonań religijnych. Jeśli jakiś amisz w USA zamiast wezwać karetkę, zawiezie chorego do szpitala powozem konnym, to może uniknąć odpowiedzialności za nieudzielenie pomocy. Nie można jednak powiedzieć w sądzie ni z tego, ni z owego: „a ja jestem amiszem”. To musi być wiarygodne, potwierdzone realiami życia i biografią tej osoby. Ci, którym „więcej wolno”, bo mają pewne ograniczenia, a więc korzystający z pewnych przywilejów, muszą mieć do nich wiarygodny tytuł.
Najbardziej znanym w świecie przykładem klauzuli sumienia jest prawo eutanatyczne w Holandii. Eutanazja jest w Holandii zakazana i ścigana przez prawo. Jeśli jednak lekarz wykona ją z powodów moralnych, w poczuciu, że nie może pozwolić na to, aby błagający o eutanazję i cierpiący męki pacjenci byli jej pozbawieni, prokurator odstąpi od ścigania, mimo że prawodawca uznał eutanazję za naganną i bezprawną. Lekarz taki musi jednak spełnić mnóstwo warunków, a przede wszystkim sumiennie i dokładnie zawiadomić władze o popełnionym przez siebie bezprawnym czynie. Gdyby uśmiercił pacjenta i powiedział: „mnie sumienie tak kazało i proszę się do tego nie wtrącać, bo każdy ma prawo postępować według własnego sumienia”, to poszedłby siedzieć.
No właśnie, panie ministrze Ziobro – z całego tego wywodu może zechce Pan zapamiętać choć to jedno: to nie ja ani moje osobiste przekonania moralne decydują o tym, co jest dozwolone (i bezkarne), a co nie. Kto myśli, że jego przekonania stoją ponad normą prawa, kto przypisuje sobie prawo do kierowania się swoimi osobistymi przekonaniami i ignorowania prawa, ten wykazuje się brakiem elementarnej świadomości moralnej i prawnej.
Moralność dlatego właśnie obowiązuje, że nie jest sferą wyłącznie naszych osobistych przekonań, choćby najsilniejszych, lecz sferą norm publicznych, które wyrażają się w sposób bardziej autorytatywny (na przykład w prawie) niż tylko subiektywny „głos mojego sumienia”. Osoba o wrażliwym sumieniu przeżywa wyrzuty sumienia, gdy jej osobiste przekonania wchodzą w spór z jej obowiązkami. Osoba bez sumienia myśli, że nie bacząc na prawo, wolno jej postępować, jak uważa, bądź tak, jak uważają jej moralni przewodnicy.
Właśnie takie osoby traktują klauzulę sumienia jako przysługujące im uprawnienie, a nie szczególny przywilej, jaki otrzymują od mądrego prawodawcy z powodu ograniczeń, jakim podlegają. Jako minister powinien Pan stać na straży prawa i jego moralnych podstaw, odrzucając wszelką arogancję, samowolę i pychę, wyrażającą się w subiektywistycznym i woluntarystycznym podejściu do litery prawa. Ale Pan nie stoi.