Eutanazja po belgijsku
To nie Holandia, lecz Belgia jest liderem wolnej i legalnej eutanazji. W Holandii eutanazja jest zakazana, lecz tolerowana pod pewnymi warunkami. W Belgii jest dozwolona pod pewnymi warunkami.
Również w Belgii liczba dokonywanych eutanazji oraz aktów samobójczych z asystą lekarską rośnie najbardziej dynamicznie. Niedługo co dziesiąty Belg będzie kończył życie w formule „śmierci na żądanie”. W Holandii popularność eutanazji jest znacznie mniejsza. Ok. 3-3,5 proc. ludzi kończy życie na własne żądanie, z pomocą lekarza. A w Polsce? Nie wiadomo. Nie dorośliśmy jeszcze do tego, żeby to zbadać. W bardziej odpowiedzialnych krajach, gdzie nie udaje się, że jak czegoś nie widać (np. w badaniach), to tego nie ma, socjologowie medycyny szacują liczbę dokonywanych eutanazji i samobójstw z asystą lekarską na 0,5 proc. lub więcej. Tak czy inaczej Belgia jest liderem.
Kilka dni temu belgijski Narodowy Komitet do Spraw Eutanazji podał, że ostatnio po raz pierwszy przeprowadzono procedurę samobójstwa z asystą lekarską u osoby nieletniej. Był nią 17-latek, cierpiący na bolesną i beznadziejną chorobę, której jednak nie ujawniono. W Belgii każda osoba zdolna do świadomego wyrażenia woli może ubiegać się o pomoc w zakończeniu życia. Od dwóch lat, po nowelizacji prawa eutanatycznego, zasada ta stosuje się także do nieletnich, przy czym ich zdolność do posiadania stabilnej woli stwierdzić musi psycholog, a lekarze muszą potwierdzić stan nieuleczalnej choroby i związane z nią nieznośne cierpienia. Na eutanazję lub wspomagane samobójstwo dziecka (nieletniego) muszą się też zgodzić się jego rodzice.
Istotą prawodawstwa eutanatycznego w krajach Beneluxu jest połączenie dwóch wartości: prawa jednostki do pełnej kontroli własnego ciała i własnego życia oraz ścisłej państwowej kontroli zachowań i procedur, które mogą wiązać się z nadużyciami i naruszeniem podstawowych praw. Prawo obywateli do autonomii i stanowienia o sobie jest w zachodniej części Europy stawiane niezwykle wysoko w sferze moralności publicznej. Wolność zajmuje tam pozycję niepomiernie silniejszą niż w krajach o słabych tradycjach liberalnych i demokratycznych. Z perspektywy polskiej, gdzie paternalizm oraz ingerencje przekonań religijnych w prawo stanowione są czymś oczywistym, ten zachodni szacunek dla wolności człowieka i niepodatności państwa na wpływy religii czy ideologii jest czymś niemalże egzotycznym. Trudno nam również pojąć, że państwo rezygnuje z zakazywania zachowań moralnie wątpliwych, wybierając ich ścisłe kontrolowanie. W Polsce bowiem, i w wielu innych krajach o niskiej kulturze etycznej życia publicznego, panuje zasada instytucjonalizacji obłudy: zakazuje się tego, co uważane za złe, umywając ręce i nie bacząc na to, czy zakaz da się w ogóle wyegzekwować i jakie są jego faktyczne konsekwencje. A w przypadku eutanazji konsekwencje są poważne. Dochodzi bowiem do praktycznie niewykrywalnej „dzikiej eutanazji”, ocierającej się o zabójstwo.
Holendrzy i Belgowie kontrolują ponad 90 proc. przypadków eutanazji i wspomaganego samobójstwa. To bardzo dużo. W Polsce kontroli takiej nie ma wcale. Nie mamy pojęcia, jak przedstawiają się w naszym kraju te sprawy, jakkolwiek od czasu do czasu dziennikarze ujawniają przypadki zasmucające i wysoce niepokojące. Na pewno jest jednak lepiej niż w wielu innych krajach, gdzie wciąż jeszcze odzywają się echa pradawnego zwyczaju zabijania osób starych i niedołężnych. I chodzi nie tylko o indiańskich górali, ale na przykład o europejską Sardynię.
Prawna regulacja eutanazji, oddzielająca to, co dozwolone, od tego, co niedozwolone, ma swoje oczywiste zalety w stosunku do martwych zakazów. Mieszkańcy Holandii i Belgii w zdecydowanej większości popierają swoje ustawodawstwo eutanatyczne, podobnie jak belgijscy i holenderscy lekarze. Istniejące tam prawo praktycznie eliminuje takie patologie jak namawianie do eutanazji i samowolne „dobijanie” terminalnie chorych. Ludzie cierpiący mają większe poczucie bezpieczeństwa i kontroli, a sama świadomość, że w razie gdyby nie mogli już znosić swoich cierpień, będą mogli poprosić o pomoc w zakończeniu życia, dodaje im otuchy. Wśród najbardziej zainteresowanych, czyli terminalnie chorych, poparcie dla legalnej bądź tolerowanej eutanazji jest szczególnie wysokie.
Jak pokazuje przykład Belgii, legalizacja eutanazji i wspomaganego samobójstwa prowadzi jednakże do znaczącego wzrostu liczby takich aktów oraz rozszerzania uprawnień do skutecznego żądania eutanazji na kolejne kategorie osób. Zjawisko to, zwane równią pochyłą, występuje zwłaszcza w Belgii, która eutanazję wprost zalegalizowała. W Holandii, gdzie eutanazja jest tylko tolerowana (wyłączona z karalności pod pewnymi warunkami), równi pochyłej prawie nie ma. Dlatego sądzę, że model holenderski jest lepszy niż belgijski. Prawo belgijskie czyni bowiem z eutanazji i wspomaganego samobójstwa „normalną rzecz”, jedno z uprawnień obywatela. Wydaje mi się roztropniejsze utrzymanie statusu samobójstwa, eutanazji i samobójstwa wspomaganego jako zachowania nadzwyczajnego i związanego z dramatycznymi okolicznościami. Gdyby przyjęło się, że co do zasady „żyję, ile chcę”, to również nasz stosunek do życia innego człowieka uległby modyfikacji – zapewne po jakimś czasie przestalibyśmy chronić je i walczyć o nie z taką determinacją jak teraz. Tymczasem ta pewność, że w razie zagrożenia bezwzględnie pomagamy sobie w ratowaniu i utrzymaniu życia, stanowi jeden z najmocniejszych filarów porządku społecznego.
Niepokoi mnie szczególnie rozszerzenie prawa do skutecznego domagania się eutanazji bądź asysty medycznej przy samobójstwie na dzieci. W Holandii domagać się eutanazji mogą już dwunastolatki. W Belgii, teoretycznie, nawet młodsze dzieci. Nie mam żadnych wątpliwości, że siedemnastolatek może bardzo dobrze wiedzieć, czego chce. Ale jak będzie z piętnastolatkiem, czternastolatkiem? Zbliżamy się do jakiegoś półmroku niepewności i niejasności, gdzie psychologowie będą musieli podejmować arbitralne decyzje: jest zdolny (zdolna) do wyrażania woli czy nie. Martwi mnie to. Wolałbym, aby zastosowano margines bezpieczeństwa, stawiając na przykład granicę 16 lat, ogólnie przyjętą w medycynie, gdy chodzi o pełną autonomię pacjenta.
Z drugiej strony musimy pamiętać, w jakim położeniu są osoby, których jedynym pragnieniem jest umrzeć. Ich cierpienie jest tak dojmujące i potworne, a wola śmierci tak potężna, że oferowanie im leków przeciwbólowych i zwiększonej troski zamiast tego, czego pragną naprawdę, zakrawa z ich punktu widzenia na szyderstwo. To są rzeczy dla nas, zdrowych, niemal niewyobrażalne. Dlatego o tych sprawach powinniśmy mówić z najdalej idącą powściągliwością. Możemy wszak próbować sobie wyobrazić szalone poczucie krzywdy i rozgoryczenia udręczonego bólem i niemocą nastolatka, który dowiaduje się, że odmówiono mu spełnienia jedynego jego marzenia, marzenia o śmierci, podczas gdy ktoś inny otrzymał wspaniałą wiadomość, że już niedługo umrze… Pozostaje mu tylko bojkot leczenia, bunt i półśrodek, którym jest sedacja, czyli śpiączka farmakologiczna, wyłączająca (czy do końca?) świadomość i odczuwanie bólu.
W sprawach ostatecznych nie ma dobrych rozwiązań.