Mateusz Kijowski i KOD muszą zdać egzamin
Ze smutkiem przyjąłem informację o niewłaściwym sposobie wynagradzania pracy Mateusza Kijowskiego poprzez zlecenia na usługi informatyczne świadczone przez prowadzoną przez niego wraz z żoną firmę na rzecz KOD. Jakkolwiek Mateusz wykonywał część tych prac technicznych samodzielnie, to jednak w dużej części na rzecz internetu KOD pracowali wolontariusze, a wydawanie pieniędzy zebranych do puszek i na konto przez sympatyków KOD na zlecenia dla firmy, której właścicielem jest szef stowarzyszenia, stoi w sprzeczności ze statutem i dobrymi obyczajami przyjętymi w działalności organizacji społecznych. Nie wystarczy mi również wyjaśnienie, że przelana kwota 91 tys. brutto jest „zwrotem kosztów części wykonanej pracy”, a cała sytuacja jest „niefortunna”. Mateusz oczywiście niczego sobie nie przywłaszczył, ale reguły zostały złamane.
Bez wątpienia Mateusz miał prawo do tego, by otrzymywać wynagrodzenie. Jeśli stowarzyszenie nie miało środków na pensję, to powinny się były znaleźć podmioty, które wzięłyby na siebie zatrudnienie Mateusza Kijowskiego jako eksperta lub doradcy, aby mógł w sposób przejrzysty i legalny utrzymać się w okresie, gdy działalność polityczna pochłania cały jego czas.
Zabrakło woli i umiejętności stworzenia właściwego mechanizmu, a potencjalni zleceniodawcy Mateusza mogli mieć powody do obaw, że otwarcie finansując KOD, narażą się władzom. Wybrano jednak bardzo naiwny i niedobry wariant załatwienia sprawy. Zaufanie do lidera KOD zostało podkopane, a sympatycy naszej organizacji nie będą już tak chętnie jak dotychczas wrzucać pieniędzy do puszek. Rozczarowanych jest wielu działaczy i, co gorsza, wielu zwolenników KOD. Wizerunek stowarzyszenia został nadszarpnięty, i to w krytycznym momencie dla walki o demokrację w Polsce. To, co się stało, jest prezentem dla Jarosława Kaczyńskiego i jego rządu.
W tle całej sytuacji mamy jeszcze konflikt w zarządzie KOD, który składa się z siedmiu osób, spośród których pięć praktycznie nie komunikuje się z przewodniczącym, stanowiąc od paru miesięcy „zarząd w zarządzie”. Tak dalej być nie może. Na szczęście wybory, które oczyszczą sytuację, odbędą się już za dwa miesiące, a może – co byłoby chyba wskazane – w terminie przyspieszonym. Powinny były wszak odbyć się już dużo wcześniej, lecz zawinione przez nas samych perturbacje z rejestracją stowarzyszenia spowodowały znaczne opóźnienie kalendarza wyborczego.
Spory ambicjonalne, różnice zdań, a nawet intrygi są codziennością w życiu organizacji społecznych. Zawsze też występują napięcia między przywódcą a silnymi i ambitnymi działaczami. To jest normalne, a nawet zdrowe, o ile tylko konflikty ujęte są w ramy statutowe i toczą się w rytm dyskusji i spotkań, zgodnie z przyjętymi regułami gry. W KOD sprawy zaszły już trochę za daleko – zaczęła się rwać komunikacja, a zarząd stał się niefunkcjonalny.
Jednakże niezależnie od tego, kto tu komu zawinił i jakie były intencje osób, które upubliczniły feralne faktury, Mateusz Kijowski i zarząd nie powinni w tej kryzysowej sytuacji działać w logice wewnętrznego sporu, lecz kierować się dobrem KOD i polskiej demokracji. Taki jest wymóg odpowiedzialności za organizację i za Polskę. W szczególności Mateusz nie powinien myśleć teraz o tym, żeby nie dać satysfakcji swoim wewnętrznym wrogom, pragnącym zmusić go do odejścia, lecz o tym, jak uratować wizerunek KOD i własny. Gdy zrobimy coś złego bądź kontrowersyjnego, to nie waleczność i ambicja powinny brać w nas górę, lecz honor. Honorowe postępowanie Mateusza Kijowskiego ocali nie tylko jego dobre imię i jego karierę polityczną, lecz uratuje cały KOD. Jeśli zaś będziemy się starali sprawę jakoś rozmydlić czy przeczekać, to oddamy pole gangrenie, która zeżre nas od środka i odepchnie od nas znaczną część sympatyków.
Honorowe rozwiązanie to powiedzieć: oddaję się do dyspozycji zarządu, odpowiem na wszystkie pytania komisji rewizyjnej lub innego ciała powołanego do zbadania sprawy, a jeśli koledzy uznają, że do czasu jej wyjaśnienia ktoś inny powinien kierować organizacją, to jestem gotów zawiesić pełnienie przez siebie tej funkcji. Zarząd zaś, dla uniknięcia wszelkich podejrzeń, że ktoś z jego grona chciałby wykorzystać sytuację dla przejęcia władzy w KOD, powinien przychylić się do jakiejś formuły tymczasowego zawieszenia Mateusza Kijowskiego, a jednocześnie zwrócić się do któregoś z wielkich autorytetów wspierających KOD o tymczasową kuratelę.
Jestem przekonany, że taki bieg zdarzeń ocaliłby naszą reputację i pomógł samemu Mateuszowi wyjść z opresji, a także wygrać nadchodzące wybory. Stańmy wszyscy na wysokości zadnia i nie traćmy czasu. Zarząd KOD, w pełnym składzie, powinien zebrać się jak najrychlej, a jego decyzje powinny wzbudzić w nas, członkach, a przede wszystkim w opinii publicznej, szacunek i uznanie. Błędy i kryzysy przytrafiają się wszystkim. Najważniejsze, żeby umieć godnie z nich wychodzić.