Kaczyński tam, gdzie ZOMO
Ruch Białej Róży nie zamiera. Wręcz przeciwnie. Każdego 10. dnia miesiąca na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i każdego 18. pod Wawelem pisowska szczujnia, depcząca groby ofiar smoleńskich, by lepiej słychać było jej żałosny, monotonny jazgot nienawiści i paranoicznych oszczerstw, napotyka obywatelski opór.
Nie działa już moralny szantaż oparty na „nietykalności modlitwy”. Opinia publiczna już wie, że w obywatelskich protestach spod znaku Białej Róży nie chodzi o przeszkadzanie w modlitwie, lecz o obronę poniewieranej przez obłęd smoleńskiego kłamstwa pamięci zmarłych 10 kwietnia 2010 r. Wczoraj na Krakowskie przyszło wiele znanych osób i tak już zostanie. A Kaczyński nie może się cofnąć i zrezygnować ze swoich comiesięcznych sabatów. Jest ich więźniem i zakładnikiem.
Jakże nienawidzić musi tego złowrogiego obowiązku: każdego miesiąca, rok w rok, przychodzić i wygłaszać tę samą opętańczą ględę, wykrztuszać ten dyskurs nienawiści przed fanatyczną gromadą, zatrutą własną pychą i oszołomioną żądzą uczestniczenia w Wielkiej Sprawie, choćby opartej na paranoicznym i absurdalnym kłamstwie. Jakież to żałosne! Jakiego formatu ludźmi przyszło się otaczać człowiekowi, który czytał historyczne książki, a nawet zrobił doktorat. Żoliborz!
A teraz musi prawić swoje czarne mesjańskie kazanie o „zbliżającej się Prawdzie”, twarzą w twarz z ludźmi stojącymi na moralnej wyżynie obywatelskiej niezgody na łgarstwo, nienawiść i dyktaturę. I tak będzie już zawsze, dopóki pamięć ofiar katastrofy smoleńskiej będzie przez pisowską szczujnię deptana. A czym bardziej Kaczyński pluć będzie w stronę obywateli, ponad tłumem rozhisteryzowanych nienawistników i fanatyków, z czym większą nienawiścią będzie wmawiał im swą własną nienawiść, tym bardziej jego zatruta, cuchnąca ślina nie będzie dolatywać, spadając na głowy wyznawców religii paranoi i nienawiści.
Tak, Kaczyński znalazł się w potrzasku. I w izolacji. Sam z ludźmi, którzy go przerażają. Sam na ulicy i sam w gabinecie, do którego wchodzą tylko bezwzględni, cyniczni karierowicze oraz ograniczeni fanatycy. Ot, taki los dyktatora. Wokół tylko lęk podwładnych, zmieszany z niezdrowym podziwem, fałszywi przyjaciele i jawni zdrajcy, czekający na upadek starego lwa. Tak to zawsze było, jest i będzie. A teraz te dwa dni – 10. i 18. – stały się jego karą i udręką. I tak już zostanie. Nie pomoże policja i represje. Biała róża już nie zwiędnie. Na poniewieranie pamięcią zmarłych w tym społeczeństwie nie będzie zgody. I Kaczyński o tym wie! A jednak cofnąć się nie może. Biedny, samotny człowiek z małą drabinką.
Bo granice zostały przekroczone, a tama niepewności, czym jest w swej istocie ten protest, pękła. Rzeka już popłynęła. Wczoraj, gdy reżim poważył się naruszyć nietykalność i przetrzymywać samego Władysława Frasyniuka, historia Kaczyńskiego zatoczyła koło. Oto stanął tam, gdzie kiedyś stało ZOMO. Znów represjonuje się ludzi sprzeciwiających się reżimowym kłamstwom i dyktaturze. Dzisiejsza Polska, rządzona przez partię i jej sekretarza, bez żadnego szacunku dla zasad ustrojowych demokratycznego państwa prawnego, niewiele już się różni od PRL. Różni się głównie kulturą. Ani Jaruzelski, ani Gierek nie ważyli się przemawiać z taką ideologiczną zaciekłością, z taką nienawiścią, z takim ładunkiem paranoi i ksenofobii, jak czyni to Jarosław Kaczyński. Nawet Gomułka bardziej się pilnował. Właściwie tylko media „religii miłości” mogą jeszcze stanowić dla niego konkurencję. Tam się mówi ostatnio, że broniący Puszczy Białowieskiej przed rzezią są gorsi od nazistów… No, postaraj się lepiej, dobry Jarosławie! Powiedz, że demokraci to… i trzeba z nimi… Miałże byś być gorszy od Rydzyka i jego ludzi? Wszak oni gardzą takimi cieniasami.
Człowiek w potrzasku traci kontakt z rzeczywistością. Człowiek powtarzający od lat te same łgarstwa – zaczyna w nie wierzyć. Słuchając mów Kaczyńskiego, nabrałem przekonania, iż po latach zdołał wełgać w siebie, że Rosjanie z Tuskiem zamordowali jego brata. Zapewne naprawdę uwierzył nawet, że Lech Kaczyński był kimś tak ważnym i niebezpiecznym dla Rosjan, że mieli potrzebę zgładzenia u kresu jego jedynej zapewne kadencji.
Co za odlot! Ba, Kaczyński naprawdę myśli, że my, demokraci, jesteśmy sterowani przez Rosję. Że KOD albo Obywatele RP działają za rosyjskie pieniądze. Czyżby nie wiedział, że Rosja jest przeszczęśliwa, mając pomiędzy sobą i Zachodem taką smętną marchię, odklejoną od potęg Zachodu, zamkniętą w swej paranoi i poczuciu wyższości, skłóconą ze światem i przez świat lekceważoną? Cóż bardziej mogłoby odpowiadać interesom rosyjskim w Polsce niż ten żałosny, nacjonalistyczny i antyzachodni reżim? Jakiegoż lepszego mógłby sobie Putin wymarzyć rządcę dla Polski niż Kaczyński i jakiegoż ministra obrony lepszego niż Macierewicz?
Opluwanie Rosji przy każdej sposobności jest jednym z najbardziej złowrogich aspektów działalności Kaczyńskiego. Rosji jest to na rękę, ale nie znaczy to wcale, że nam to zapomni. Nawet jeśli kiedyś w Rosji nastanie demokracja, oficjalna państwowa wrogość Polski Kaczyńskiego zostanie właściwie oceniona. Naród rosyjski, który mogliśmy mieć po swojej stronie – co nie wyklucza się wcale z opozycją wobec reżimu Putina – powoli się od nas odwraca. Smoleńsk mógł nas zbliżyć, a podzielił. To wielka kulturowa i polityczna strata.
Jakiż to chichot, ba, rechot historii, że Rosjanie bardziej dziś lubią i szanują Niemców niż nas. Doprawdy, trzeba być idiotą, by strzelać z procy do niedźwiedzia. A jednak to właśnie się dzieje. To właśnie robi Kaczyński. Wchodzi na drabinkę z dziecięcą procą na groch i strzela.
Ale to wcale nie jest zabawne, bo Kaczyński nie jest dzieckiem. Nie mamy przed Rosją żadnej osłony. Nie mamy dyplomacji na Wschodzie i nie mamy już przyjaciół na Zachodzie. Gdyby za rok żołnierze rosyjscy weszli sobie pod jakimś pretekstem do Gołdapi, robiąc trochę hałasu, świat pewnie wzruszyłby ramionami. Kilka lat temu stanąłby na krawędzi wojny. Dziś wszystko jest możliwe. A tam, gdzie rządzą paranoicy, tam wszystko możliwe jest w dwójnasób. Przemowy Kaczyńskiego na Krakowskim Przedmieściu przypominają nam tę złowrogą prawdę. Niepewny jest los ojczyzny.