Kaczyński nas jednoczy!
Bawiąc ostatnio na zaproszenie KOD w Londynie, po raz pierwszy w życiu odczułem wdzięczność dla Jarosława Kaczyńskiego. Recydywa PRL, w wersji narodowo-katolickiej, z paranoją smoleńską w tle, zmobilizowała tysiące wykształconych Polaków do politycznej aktywności. Dzieje się tak nie tylko w kraju, lecz również pośród Polonii.
Inteligencja, zagubiona i rozproszona w emigranckiej masie, nie miała dotąd sposobu ani powodu, aby się odnaleźć i poznać. Potrzeba działania w obliczu politycznej zapaści w kraju stworzyła tym ludziom sposobność, aby się wreszcie spotkać. W Londynie, a zapewne także w innych wielkich stolicach, mieszkają tysiące świetnie wykształconych, inteligentnych i mądrych Polaków. Kilkanaścioro spośród nich poznałem przed paroma dniami – lecz oni też znają się od niedawna.
Teraz nie tylko wspólnie organizują protesty przeciwko reżimowi PiS, lecz przestają ze sobą towarzysko, a nawet się przyjaźnią. Zyskali nowych znajomych i przyjaciół w swojej sferze, czyli pośród ludzi czytających i myślących, a przez to ich życie stało się lepsze. To niewątpliwie dobra zmiana. I ja za tę zmianę serdecznie Jarosławowi Kaczyńskiemu dziękuję. Także osobiście, boć i ja poznałem kilka mądrych i miłych osób.
Swoją drogą widząc tam, za granicą, tych wszystkich mądrych i aktywnych społecznie ludzi, będących nierzadko naprawdę świetnymi specjalistami w swoich dziedzinach, a więc tę, jak to się mówiło za komuny, „inteligencję pracującą”, odczuwam smutek i niepokój. Jakże nasz kraj został wydrenowany! Ileż uciekło nam głów! Na całe szczęście teraz wielu spośród tych ludzi chce pomagać nam, którzyśmy zostali, wspierając tę naszą niemrawą i samotną walkę o powrót demokracji i elementarnych standardów państwa prawa.
Zresztą w kraju proces jednoczenia inteligencji postępuje również. Tysiące ludzi należących do intelektualnej i etycznej elity społeczeństwa miało okazję poznać się i nawiązać współpracę. Tak jak to bywało za czasów korowskiej opozycji w PRL. I w kraju, i za granicą powoli zbiera się aktywistyczny kapitał, który może stać się zarzewiem dla odnowienia rozproszonych i zadeptanych przez skojarzone siły merkantylizmu i reakcji środowisk opiniotwórczych. Być może za kilka lat polska klasa polityczna odzyska zaplecze społeczne i wsparcie ze strony najbardziej wykształconej i oświeconej warstwy społeczeństwa. Jakość życia politycznego w Polsce, a więc i dobrostan kraju, w dużym stopniu zależy od powiedzenia tego procesu.
Sukces jest możliwy jednakże tylko pod warunkiem, że przynajmniej kilkaset osób spośród tych najlepszych zaryzykuje i zamiast oddawać się mędrkującemu izolacjonizmowi i praktykować oportunizm, włączy się aktywnie w politykę. Już tak niewielka grupa ludzi może wiele zmienić. Bo jeden mądry liczy się na scenie politycznej za tysiąc przeciętnych. Raz, w 1989 r., elity kulturalne przejęły władzę w Polsce, zakładając fundamenty demokracji, podkopywane dziś przez populistyczną kontrrewolucję. Na powtórzenie tego cudu nie ma co liczyć, lecz nadal możemy mieć nadzieję, że zawodowi politycy ulegną wpływowi mądrych ludzi, jeśli ci zechcą się politycznie zaktywizować. Ale to wymaga pokonania wstrętu do polityki oraz odrobiny odwagi.
Dzięki Kaczyńskiemu coraz więcej ludzi tę odwagę ma. Na Krakowskim Przedmieściu i pod Wawelem, a także w wielu innych miejscach – w przestrzeni fizycznej i internetowej – spotyka się coraz więcej ludzi z najwyższym cenzusem kulturowym. Asymetria moralna i kulturalna pomiędzy ludźmi reżimu a ludźmi aktywnymi w jego zwalczaniu jest coraz wyrazistsza. Tym bardziej zresztą czymś zawstydzającym i żenującym jest kolaborowanie z PiS kilkuset ludzi z naukowymi stopniami, pretendującymi do przynależności do warstw inteligenckich. Ale to już ich sprawa. Tak jak naszą sprawą jest, z kim będziemy się bawić, a z komu tylko skinienie głową.
Polska inteligencja za granicą zastanawia się, jak może nam pomóc. Odpowiedź jest prosta. Róbcie rzeczy małe i spektakularne, gdy tylko ludzie reżimu pokażą się w Waszych krajach i miastach. Gotujcie im godne powitanie i sprawiajcie, aby media interesowały się bardziej Waszymi dowcipnymi protestami niż groteskowymi wypowiedziami Dudy, Szydło czy Waszczykowskiego. Zachód musi się dowiedzieć, że Polska nie kończy się na groteskowo niewdzięcznych, pyszałkowatych i kompletnie nieprofesjonalnych politycznych pajacach. Gniew i rozżalenie Zachodu w stosunku do polskiego rządu nie może przenosić się na całe społeczeństwo.
Niełatwo tego uniknąć, ale można ograniczać i minimalizować skutki tej wizerunkowej i politycznej katastrofy. Ponadto Polacy na Zachodzie, tak jak zawsze, gdy Polska była w opresji, powinni wspierać opozycję finansowo. Z reżimem, tak jak za komuny, walczy zaledwie kilka tysięcy osób. Każda z nich wydaje na ten cel swoje prywatne środki. Są to jednakże tylko grosze. Cała opozycja w Polsce nie dysponuje większymi środkami niż jeden sklepikarz. Takie jest to nasze słynne umiłowanie wolności. Liczy się każdy grosz!
Ponadto mieszkając w pięknych miastach Zachodu, możecie pokazać skromnym działaczkom i działaczom w Polski, że widzicie i doceniacie ich zaangażowanie. Nie musicie wspierać Frasyniuka – on sobie poradzi. Ale jeśli możecie dodać otuchy zwykłym ludziom, ciąganym na policję i nękanym przez pisowskich hejterów, to róbcie to koniecznie. Niech reżim widzi, że każdy, jeśli poważy się prześladować zwykłych ludzi, niegodzących się na niszczenie państwa przez Kaczyńskich, Ziobrów, Macierewiczów i Szyszków, to będzie się musiał zmierzyć z opinią publiczną na Zachodzie i z zachodnimi politykami.
Trzymajmy się i działajmy – każdy na swoją miarę. Tchórzliwi i leniwi niechaj robią cokolwiek, a heroiny i herosi – wszystko! Jak mówi nasze stare, ubeckie powiedzenie: od każdego wedle jego możliwości!