Modlitwa o nawrócenie Dudy
Panie Boże, spraw, aby prezydent Andrzej Duda wyzwolił się z partyjnych kajdan, zrozumiał swoje powinności i powrócił na drogę prawa, stając się strażnikiem konstytucji i praworządności w kraju. Amen. Oto modlitwa dobrego, wyrozumiałego Polaka. A takich są miliony.
Opinia publiczna jest jak dziecko – wybaczy wszystko, jeśli delikwent okaże skruchę i się zmieni. Przykładów jest wiele – Radosław Sikorski, Roman Giertych, Michał Kamiński… Czy to się nam podoba, czy nie, prezydent Duda, mimo całej swej mierności i kaskadowej kompromitacji, jak najbardziej ma szansę skorzystać z niebywałej wprost łaskawości i niepamiętliwości Polaków. Wystarczy, żeby się nawrócił – wszystko zostanie mu zaraz zapomniane, a nawet i pamięć po sobie może pozostawić neutralną, niezjadliwą.
Andrzej Duda w ciągu dwóch lat wielokrotnie otwarcie łamał prawo i kpił z konstytucji. Ułaskawił Kamińskiego, podpisał ustawy paraliżujące Trybunał Konstytucyjny i wiele innych skrajnie antydemokratycznych ustaw, w tym tę niedawną – o ustroju sądów powszechnych. Stał się zakładnikiem swoich czynów i Jarosława Kaczyńskiego, który je na nim wymógł. W dodatku nieustannie kompromitował się opowiadaniem narodowo-populistycznych banialuk i nagradzaniem różnego rodzaju odznaczeniami wiernych akolitów PiS, aczkolwiek żenująco niezasługujących na przyznane im wyróżnienia. Zdarzyło mu się jednak trochę postawić swoim pryncypałom i zawetować dwie wiadome ustawy. Morze atramentu wylano już na okoliczność interpretacji tego niespodziewanego wydarzenia. Sprawa nie jest, moim zdaniem, godna aż takiej „skrutynizacji”, więc nie będę się nad nią rozwodził.
Veto Andrzeja Dudy zadziałało niemalże jak usprawiedliwienie dla złożonego przez niego podpisu pod ustawą oddającą decyzje personalne w sądownictwie niższych szczebli w ręce prokuratora generalnego. Ustawa jest groteskowa (prokurator mianujący sędziów na stanowiska…), ale sentymentalną opinię publiczną obeszło to mało. Ważne, że coś zawetował – zrobił, co mógł; widocznie nie mógł więcej. Może się teraz zmieni?
Andrzej Duda może się zmienić, ale tylko pod jednym warunkiem: że nie będzie działał w sposób uprawdopodobniający pozostanie na drugą kadencję. Jeśli wejdzie w logikę walki o reelekcję, ma do wyboru albo korzyć się przez PiS, albo grać na rozłam w partii, budując w niej własną frakcję. Oba warianty mogą sprawić, że zostanie wystawiony w wyborach w 2020 roku i ktoś za jego kampanię zapłaci. Niewielkie ma jednak szanse na sukces. Utrwali za to swój wizerunek lizusa i prawicowego populisty, ścigającego się na bogoojczyźniane tromtadracje z Kaczyńskim i Macierewiczem.
Ma jednak Andrzej Duda jeszcze jeden wybór: zapomnieć o drugiej kadencji i odzyskać wolność. Gdyby podjął wewnętrzną decyzję, że będzie walczył o zachowanie twarzy, a nie o reelekcję, mógłby zacząć naprawdę cieszyć się swoją prezydenturą, która obecnie jest fikcyjna i „notarialna”, a przecież może jeszcze stać się politycznie doniosła. To zależy tylko od niego. Wprawdzie PiS może mieć na Dudę jakieś haki, bo chyba bez haków Kaczyński nie wskazałby go jako kandydata na urząd prezydenta (choć i to nie jest wykluczone – szanse były wszak więcej niż nikłe), niemniej jednak nie mogą to być sprawy poważne, porównywalne z dramatyczną sytuacją prawną Dudy jako człowieka, który wielokrotnie złamał konstytucję.
Tymczasem gdyby Andrzej Duda nagle stał się tej konstytucji obrońcą, pewnie łatwo by mu dawne grzechy zapomniano. Dlatego namawiałbym go – i namawiam innych, żeby go też namawiali – do całkowitej wolty. Zamiast służyć starzejącemu się i słabnącemu Kaczyńskiemu, skoro i tak pokłócił się z Ziobrą i Macierewiczem, niech zacznie służyć porządkowi prawnemu w Polsce i ochronie swobód oraz wolności konstytucyjnych Polaków. A my, Polacy, gremialnie wtedy zakrzykniemy „Duda! Nic się nie stało!”, mając na myśli fatalną przeszłość i wyrażając jednocześnie nadzieję na znacznie lepszą przyszłość tej prezydentury.
A kto wie, może wielka wewnętrzna przemiana Andrzeja Dudy i odcięcie pępowiny łączącej go z wstecznickim narodowo-katolickim betonem, sprawi, że w ciągu paru lat powstanie nie-pisowska siła polityczna, która mimo wszystko zechce go wystawić w wyborach?