Andrzej Duda może nas jeszcze uratować!
Do Prezydenta Andrzeja Dudy. Szanowny Panie Prezydencie!
Ten list otwarty stanowi gorący apel do Pana o niepodpisywanie fatalnej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Wiem, że więcej nas dzieli, niż łączy, lecz w imię tego, że jednak łączą nas Kraków i Uniwersytet Jagielloński, a nawet przelotna znajomość osobista, proszę, aby poświęcił Pan kilka chwil na przeczytanie tego, co mam do powiedzenia. Jako że napiszę o sprawach, które są niejasne dla wielu ludzi, a przecież bardzo ważne dla życia publicznego w Polsce i dla wizerunku Polski na świecie, niniejszy list do Pana pozwolę sobie opublikować. Mam nadzieję, że nie ma mi Pan tego za złe. Jest to przede wszystkim list do Pana jako prezydenta Polski.
W pierwszej części swego listu powiem kilka słów o stosunkach między Polakami i Żydami w czasie II wojny światowej – parę rzeczy, które są oczywistością dla osób orientujących się w tej tematyce, lecz jednocześnie pozostają nieznane ogółowi. W drugiej części wyjaśnię, dlaczego ustawa, a nawet samo jej procedowanie, przynosi tragiczne konsekwencje dla wizerunku Polski i jej pozycji w świecie. Nie mówiąc już o tym, że konsekwencje nowego prawa będą z pewnością odwrotne do zamierzonych.
Zacznę jednak od uwagi na temat języka. W przedłożonej do podpisu prezydenta nowej ustawie o IPN chodzi w gruncie rzeczy o to, żeby nie wolno było wypowiadać bezkarnie zdań w rodzaju „Polacy pomagali mordować Żydów i wydawali ich Niemcom”. Punktem newralgicznym jest uogólnienie: „Polacy”, niejako „Polacy w ogóle, naród”. Niestety, nie da się wyeliminować z języka takich sformułowań. Gdy polska drużyna wygra mecz, mówimy, że Polacy wygrali, a nie: „grupa Polaków wygrała”. Podobnie gdy grupa Polaków zabijała Żydów uciekających z pacyfikowanego getta gdzieś na wschodzie kraju, to powie się, że Polacy w tej miejscowości pomagali Niemcom mordować Żydów. Skoro takich sytuacji było wiele, to powie się, że „Polacy pomagali Niemcom”.
Każdy wie, że nie wszyscy (cóż, nawet nie wszyscy Niemcy i nie większość Niemców mordowała Żydów…), że nie większość, ale jednak – było to zjawisko częste. A wystarczy, że częste, aby język potoczny dopuszczał taki skrót myślowy. Między innymi dlatego ci Polacy, niestety liczni, którzy krzywdzili Żydów, uczynili też krzywdę całemu narodowi i jego opinii. Ustawą nie da się zmienić zwyczajów językowych – można tylko kneblować usta, zastraszać mówiących prawdę (w tym ofiary i ich dzieci), cenzurować i zmuszać do autocenzury.
Polacy bardzo powoli przygotowują się do przyjęcia prawdy o swojej historii, o jej ciemnych kartach i o tych sprawach najtrudniejszych, gdzie nie ma prostych i jednoznacznych ocen, nieskalanych bohaterów z jednej strony i łajdaków z drugiej. W kwestii polsko-żydowskiej słyszeli wprawdzie o Jedwabnem (o innych podobnych miejscach już nie), lecz poza tym ogół zna przede wszystkim to, co chlubne. Można powiedzieć, że zna tylko jedną stronę medalu, zna tylko połowę prawdy. A kto zna połowę prawdy, ten właściwie nie wie, jak było. Jest w błędzie. Ta druga, niechlubna połowa prawdy jest w Polsce niemalże tabu. Kto wie, może i Pan nie bardzo wie, jak to było?
Oto prawda, którą znają wszyscy Polacy: dzięki polskim bohaterom – na przykład Irenie Sendler i Żegocie – uratowało się bardzo wielu Żydów. Polska była jedynym krajem, gdzie za pomoc w ukrywaniu Żydów płaciło się życiem i wielu to życie za pomoc Żydom oddało. W Yad Vashem najwięcej drzewek mają Sprawiedliwi z Polski. Tak właśnie jest i jako dziecko ocalonych z Zagłady jestem z tego dumny i jestem za to wdzięczny.
Ponadto jednak większość Polaków błędnie sądzi, że generalnie Polacy byli w czasie wojny przychylni i współczujący Żydom. Że w zasadzie robili, co mogli. To nieprawda – Polacy w większości byli Żydom nieprzychylni, a nawet wrodzy, co zresztą bardzo utrudniało ich ukrywanie. Nie jest też prawdą, że „źli Polacy”, szmalcownicy, którzy szantażowali Żydów i wydawali ich Niemcom, to nieliczne jednostki, czarne owce, wedle których nie można sądzić ogółu. Niestety, takich ludzi było bardzo wielu. Tysiące. Owszem, nie znaczy to, że „Polacy w ogólności” są winni, lecz nie wolno mówić, że winnych była garstka, a bohaterów wielu. Bo to jest po prostu kłamstwo.
A czego Polacy nie wiedzą, bo nie mówi się tego w szkole ani na oficjalnych uroczystościach, bo brakuje odwagi i dojrzałości, by stało się to częścią polskiej świadomości historycznej? Przede wszystkim nie znają żadnych liczb. Nie znając ich, nie wiedzą czegoś, co zawstydza najbardziej i czego ukrywaniu nowelizacja ustawy o IPN na pierwszy rzut oka bardzo pomaga (a może odwrotnie?). Nie wiedzą mianowicie, że Polacy zabili bądź wydali Niemcom znacznie więcej Żydów, niż ich uratowali. Uratowali ok. 50 tysięcy, a zabili bądź pomogli zabić co najmniej 100 tysięcy. Te straszne 100 tysięcy to dolna granica szacunków. Skąd te szacunki, skąd ta wiedza? Nie moja – ja tu nic nie znaczę. Wiedzę tę mają badacze i specjaliści, na przykład ci polscy z Centrum Badań nad Zagładą Żydów Polskiej Akademii Nauk.
Jeśli naprawdę chciałby Pan dowiedzieć się, jak to było, proszę spytać tamtejszych profesorów i poprosić o wyjaśnienie, w jaki sposób uczeni doszli do tych ustaleń (bo, przyznam, trudno w coś takiego uwierzyć na słowo). Nie ma sensu pytać, ilu Żydów musieli zabić na przykład Ukraińcy albo Łotysze, aby zasłużyć sobie na miano pomocników Niemców. Nie ma takiej ustalonej liczby. Ale właśnie dlatego nie ma też sensu karać kogoś, kto czuje, że sto tysięcy to dość, aby mówić o pomaganiu. Ja tak nie czuję, ale wielu owszem. Czy mają iść do więzienia za to, że tak, a nie inaczej „szacują” znaczenie słowa „pomagać”? Obawiam się, że parlamentarzyści głosujący za zmianą ustawy o IPN nie zastanowili się nad tym, nie bardzo wiedzą, o czym właściwie mówią, i nie znają żadnych liczb. I pewnie nie chcą ich znać – wystarczy im wewnętrzna pewność, że Polacy jako społeczeństwo byli niewinni. Dlaczego? Bo jakże „nasi” mieliby być winni?! Taka mentalność, taki poziom uczciwości intelektualnej, wrażliwości na złożoność rzeczywistości i otwartości na prawdę cechuje wielu polskich posłów i senatorów. Czy Pan do nich dołączy?
Są też inne rzeczy, które społeczeństwo polskie boi się przyjąć do wiadomości i które ukrywane są przed nimi za fasadą jednostronnego dyskursu o polskim bohaterstwie i polskiej niewinności. Nie wiedzą, że ukrywanie Żydów było tak bardzo trudne i niebezpieczne właśnie dlatego, że trzeba się było obawiać donosów ze strony sąsiadów. Bardzo wielu ukrywających się Żydów nie przeżyło wojny, bo wydali ich sąsiedzi. Również wielu ukrywających – zarówno tych bohaterskich, którzy działali z pobudek czysto moralnych, jak i tych, którzy ukrywali Żydów dla pieniędzy (a było to zajęcie chwalebne) – straciło życie w ten sposób. Zabijali ich Niemcy, zabijali, nierzadko, Polacy. To straszne, wiem. Proszę zapytać specjalistów, czy to prawda i jak często tak bywało. Mnie Pan nie uwierzy – im będzie Pan musiał.
Polacy nie wiedzą również, jak beznadziejna była sytuacja Żydów, którzy uciekli z obozów bądź próbowali się ukryć na terenach wiejskich. Byli praktycznie bez szans. Mogli się spotkać z pomocą – najczęściej spotykali widły, jeśli nie kule. Najczęściej – nie zawsze. Nie wiedzą również, jak potworne rozmiary miał antysemityzm w przedwojennej Polce, a w konsekwencji również w Polsce czasu wojny. I jak strasznie antysemicki był polski Kościół, choć w czasie wojny bardzo wielu Żydów, zwłaszcza dzieci, uratowało się dzięki księżom i zakonnicom. A czy Pan to wie? Pan, otoczony ze wszystkich stron zwolennikami nacjonalistycznej odmiany katolicyzmu? Ale przecież ma Pan także inne osoby wokół siebie… Może ich Pan zapyta? Może weźmie Pan do ręki publikacje katolickie z czasów dwudziestolecia? Choćby pisma wydawane przez o. Kolbego?
Proszę pozwolić, że pokażę złożoność relacji polsko-żydowskich oraz rozmaitość postaw Polaków na przykładzie jednej rodziny – mojej rodziny. Mój ojciec, Stanisław, został wydany Niemcom przez sąsiadów. Trafił na Pawiak, do celi śmierci. Wypuszczono go między innymi dlatego, że jego kolega, etniczny Polak, przyszedł na gestapo, by zapewnić, że Staś jest czystej krwi Polakiem. Był bohaterem. Moich dziadkowie ze strony ojca też przeżyli wojnę – mieli „dobre papiery” i dużo pieniędzy. Ukrywali się najpewniejszym i najbardziej typowym sposobem – płacąc. Spędzili wojnę w Milanówku. Z kolei mama mojej mamy, Anna, też została wydana Niemcom przez sąsiadów – z wiadomym skutkiem. Za to mama, będąca w czasie wojny małą dziewczynką, została ukryta w polskiej rodzinie (we Lwowie), dzięki czemu mogła przetrwać. Była też w mojej dalszej rodzinie gałąź „aryjska”. Mieli w Warszawie mieszkanie, gdzie ukrywali Żydów – dla zarobku. Ale nie tylko, bo jednego młodego, biednego chłopca przechowali, choć nie płacił. Wyrósł potem na znanego polskiego intelektualistę. Tak to się dziwnie wszystko plotło.
To wszystko, o czym mówię, jest w zasadzie Polakom nieznane. Gdyby było inaczej, pewnie ceniono by nas za dojrzałość i otwartość w mierzeniu się z własną historią. Jednak najgorsze, co nas może spotkać, to fama kraju, który używa prawa do kneblowania ust prawdzie, bo nie jest zdolny jej przyjąć w całej rozciągłości i złożoności, a przy tym jest tak naiwny, iż sądzi, że zdoła ją ukryć. Nic bardziej nie zaszkodzi wizerunkowi Polki niż opinia państwa i społeczeństwa niedojrzałego, zakompleksionego, przeświadczonego o swojej apriorycznej zawsze-niewinności.
A przecież i dzisiaj opinia o Polsce nie jest na świecie zbyt przychylna. Uchodzimy za kraj zadufany w sobie, egoistyczny, przekonany o swojej moralnej wyjątkowości i pełen pretensji do świata. To bardzo zła opinia – godna kulturowego zaścianka, którym przecież nie jesteśmy. Jeśli podpisze Pan tę nieszczęsną ustawę, wizerunek naszego kraju jeszcze się pogorszy. A na świecie, także w Izraelu i w USA, nie brakuje takich, którzy tylko na to czekają. Będą mówić „a nie mówiłem!”, „nie mówiłem, że Polacy uważają się zawsze za święte niewiniątka, widzą tylko swoje krzywdy, a nie przyjmują do wiadomości, że sami też bywali krzywdzicielami?”. Tak zwana polityka historyczna, zwłaszcza prowadzona przy pomocy cenzorskich ustaw, prokuratorów i sędziów, właśnie do takich efektów prowadzi.
Gdy zamiast mówić, jak było, mówić uczciwie i szczerze, nie unikając spraw bolesnych i wstydliwych, decydujemy się na przemilczenia, przekłamania, stronniczość i wybielanie win, nie mówiąc już o zastraszaniu i kneblowaniu ust, to skutek jest żałosny. Prawda i tak krąży, lecz my będziemy uchodzić za kłamców, wybielających swoją historię, a nawet gloryfikujących swoich zbrodniarzy. Wiemy sami, jak to jest – gdy patrzymy na „politykę historyczną”, dajmy na to, Ukrainy. Czy będziemy bardziej wrażliwi na krzywdy i chwałę narodu ukraińskiego, gdy Ukraińcy będą nazywać ulice imieniem Bandery? A czy nas będą bardziej szanować, gdy na temat spraw polsko-żydowskich będziemy jak mantrę powtarzać jedynie to, że naszych Sprawiedliwych było najwięcej?
Polska ma wielu nieprzyjaciół. Nastroje antypolskie panują także w Izraelu i w żydowskiej diasporze. Im więcej antysemityzmu i zakłamania u nas, tym więcej niechęci do Polaków tam. I odwrotnie. Od wielu lat staramy się zatrzymać to błędne koło. Jeśli podpisze Pan ustawę, która może być odczytana jako wybielanie polskiej historii i przeszkoda w mówieniu o krzywdach, jakich doznawali Żydzi ze strony Polaków, wszystkie te wysiłki zostaną w jednej chwili zniweczone. A razem z nimi dobre relacje polsko-izraelskie i – być może – polsko-amerykańskie.
Nie możemy zarzucić Izraelczykom, że czynią za mało dla upamiętnienia i uhonorowania wspaniałych Polaków, którzy ratowali Żydów w strasznym czasie Zagłady. To dzięki nim wiemy, kto był bohaterem – Polska czasów PRL nie chciała nic o tym słyszeć. Dziś należy się Izraelczykom uszanowanie ich wrażliwości, ich bólu, ich prawa do mówienia prawdy. A nawet do mówienia – pod wpływem emocji – prawdy zniekształconej przez ten ból. A nawet do stronniczości, która wszak i nam nie jest obca.
Panie Prezydencie, niech Pan znajdzie w sobie odwagę, by zawetować tę katastrofalną – z moralnego, prawnego i politycznego punktu widzenia – ustawę. Jeśli Pan to uczyni, świat to doceni. Docenią to również światli Polacy. Jeśli Pan tego nie uczyni… Strach mi nawet myśleć, co będzie. Proszę.