Piotr Wawrzyk ministrem arogancji
W dobie największego po 1989 roku kryzysu dyplomatycznego między Polską i… całą resztą Zachodu (bo chodzi nie tylko o Izrael i USA) wiceministrem spraw zagranicznych został właśnie dr hab. Piotr Wawrzyk, adiunkt w Instytucie Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Będzie odpowiadał za kwestie traktatowe i prawne. Oto więc nasze sprawy na arenie międzynarodowej znajdą się w rękach prawicowego radykała, którego publiczne wypowiedzi stanowią jawne wyzwanie dla kultury dyplomatycznej i wartości, jakimi kieruje się wspólnota demokratycznego świata w kształtowaniu pokojowych i przyjaznych stosunków między państwami i narodami.
Jeśli dr Wawrzyk będzie przemawiał do naszych partnerów takim językiem, jakiego używał w studiu TVN24 Bis w sierpniu zeszłego roku w rozmowie poświęconej zamachowi w Barcelonie, możemy być pewni, że Polska zostanie w polityce międzynarodowej zaklasyfikowana do kategorii niedojrzałych i niebezpiecznych państw awanturniczych.
Piotr Wawrzyk publicznie głosi wojnę cywilizacji Zachodu z islamem i domaga się stosowania „środków wojennych” w walce z terroryzmem. To, że chce karania śmiercią za udział w zamachach, może jeszcze dałoby się jakoś obronić. Stanowi to przynajmniej kwestię do dyskusji. Lecz Wawrzyk chce ponadto odbierania obywatelstwa za samo tylko podejrzenie o związek z organizacjami terrorystycznymi oraz odbierania obywatelstwa i deportacji rodzin terrorystów. To zupełnie niesłychane – wiceministrem spraw zagranicznych europejskiego kraju będzie osoba nawołująca do ekspulsji osób, którym nie udowodniono żadnej winy i których jedyną „winą” jest pokrewieństwo z przestępcą.
Dr Wawrzyk otwarcie bronił przy tym idei stosowania odpowiedzialności zbiorowej, tłumacząc to podobną postawą Państwa Islamskiego (ładne ma wzory do naśladowania!). Trudno o boleśniejsze ugodzenie w pryncypia i wartości polityki międzynarodowej opartej na zasadach praworządności i respekcie dla praw człowieka.
Nie mogę sobie wyobrazić, w jaki sposób z takimi poglądami można w ogóle funkcjonować w dyplomacji. Każdy rozmówca ministra Wawrzyka będzie uprzedzony, z kim ma do czynienia. W dossier nowego dygnitarza naszego państwa znajdzie się też informacja o plagiacie oraz dziwnych zachowaniach na Twitterze. Skuteczność takiego urzędnika, nie mówiąc już o kwestii wizerunku i honoru naszej dyplomacji, będzie zaiste godna pozazdroszczenia.
Wzywanie do stosowania odpowiedzialności zbiorowej w walce z terroryzmem tak wzburzyło znanego historyka i europeistę prof. Włodzimierza Borodzieja z UW, że napisał w tej sprawie list otwarty do rektora, którego konsekwencją był rektorski „wytyk”. Nie sądzę, aby prof. Bartodziej wybrał najlepszą drogę dla wyrażenia swojego oburzenia, niemniej co do meritum z pewnością ma rację. Nawoływanie do represji wobec osób, którym nie udowodniono winy, jest drastycznym naruszeniem obyczaju nie tylko akademickiego, lecz również ogólnospołecznego. Mamy wolność i każdemu, nawet doktorowi habilitowanemu, wolno wygadywać głupstwa. Lecz jeśli głupstwa, i to agresywne głupstwa, wygaduje wiceszef dyplomacji, staje się to groźne dla reputacji państwa i domaga się reakcji.
Tylko czy nasza reputacja – w obliczu łamania konstytucji przez parlament i prezydenta, podporzadkowania sądownictwa kontroli partyjnej oraz cenzorskiej noweli ustawy o IPN – w ogóle jeszcze istnieje? Może znaleźliśmy się już w takim punkcie, w którym jest w zasadzie wszystko jedno, kto jest tam w Warszawie ministrem? Nie wiem.
Za to wiem – a gorzka to wiedza – że Kaczyński i jego ludzie, bawiąc się w kotka i myszkę ze wspólnotą międzynarodową i odcinając Polskę od świata, niszczą naszą reputację i przynoszą nam wstyd. Nie sądzę, aby rozmieli sens i konsekwencje swoich działań. Zapewne kieruje nimi jakaś mieszanina prostactwa, arogancji i ignorancji. Całą ich mądrością jest cynizm i „agonizm” – manichejskie widzenie świata przez pryzmat swojskości i wrogości. Myślą, że te wszystkie „wartości” i cała ta „sfera symboliczna” Zachodu to tylko mowa-trawa, rytualne zaklęcia i gra pozorów. Bo przecież tak naprawdę liczą się jedynie „interesy” i realna siła!
Gdyby tak było w istocie, z pewnością nie byłoby nas w Unii Europejskiej. Za to minister Wawrzyk, wzorzec pisowskiego intelektualizmu, znakomicie nadaje się do tego, aby nas stamtąd wyprowadzić.