Kaczyński molestuje nasze dzieci!
Kościół siedzi cicho i jedzie daleko. Wystarczy, że rząd robi „hałas”. Tylko Jarosław Kaczyński wie, jakie jeszcze frukty szykowane są dla Watykanu w zamian za polityczne poparcie.
Owszem, takie „deale” miała każda partia rządząca, ale przynajmniej cel bywał szlachetny – jak wtedy, gdy trzeba było kupić zgodę Watykanu i jego ludzi przy Wiśle na wejście Polski do Unii Europejskiej. Nie usprawiedliwia to upadlającego Rzeczpospolitą Polską „konkordatu” ani wielu innych feudalnych przywilejów, lecz przynajmniej można zrozumieć, że kolejne polskie rządy działały pod (prawdziwą lub częściowo wyimaginowaną) presją chciwych biskupów.
Teraz sytuacja jest inna – dziś chodzi już wyłącznie o władzę. Rządząca partia nie jest już wyłącznie przebiegle i tchórzliwie oportunistyczna w stosunku do rzymskiej potęgi, poprzebieranej w polskie szatki, jak to bywało wcześniej. Tym razem mamy do czynienia z realnym sojuszem, a nie tylko transakcją polityczno-biznesową zawartą na zapleczu nielegalnego kasyna. PiS jest po prostu partią kościelną, jakkolwiek nie mamy żadnych wątpliwości co do uczuć, jakie żywią do siebie wzajemnie Jarosław Kaczyński i kościelni baronowie.
W polityce jednak uczucia są sprawą drugorzędną. Kościół już nie raz zakładał w różnych krajach swoje oficjalne partie i wprowadzał księży do parlamentów. Nie wychodził na tym dobrze i dlatego, nauczony doświadczeniem, stara się w poszczególnych krajach, gdzie się zainstalował, „oswajać” sobie jakieś silne i pozbawione większych skrupułów partie oraz ich szefów. W ten sposób uzyskuje więcej władzy, niż biorąc udział w polityce bezpośrednio. W Polsce ma PiS i Kaczyńskiego. I będzie się tego trzymać, dopóki tamci mają władzę.
W ostatnim czasie klerykalizacja kraju poczyniła niebagatelne postępy. Za chwilę, na żądanie Kościoła, w niedzielę zamknięte będą duże sklepy. W przekonaniu biskupów powinno to zatrzymać ludzi w kościele i skłonić do dawania więcej na tacę. Że niby z nudów, jak nie można do galerii, to ostatecznie pójdzie się do kościoła na mszę. A tam się coś rzuci, i to więcej niż w dniu, w którym już parę stówek poszło na zakupy. Proste? Proste jak „modlisz się – umierasz – idziesz do raju”.
Zobaczymy – mam nadzieję, że przekombinowali i w końcu tak się nie stanie (do raju też mi niespieszno – za dużo tam będzie modłów). Polacy lubią chodzić w niedzielę do galerii handlowych – tym razem Kościół realnie i konkretnie zaatakował ich wolność i zwyczaje. Wątpię, aby społeczeństwo przyjęło to pokornie. Sądzę wręcz, że ukarze Kościół mniejszą frekwencją i chudszą tacą. Za ubytki zapłacimy zresztą wszyscy – z budżetu państwa.
Zamknięcie sklepów w niedzielę jest symbolicznym zwycięstwem Kościoła, który forsuje swoją ideologię za pomocą przymusu prawnego, gdzie tylko może, używając do tego świeckich pretekstów i posłusznego sobie aparatu partyjno-państwowego. Jednak zakaz handlu jest przynajmniej legalny (choć nie jest legalny – bo sprzeczny z konkordatem – nacisk Kościoła w tej kwestii). Tymczasem ostatnio rząd ogłosił zamiar dopuszczenia katechetów do rad pedagogicznych szkół i przedszkoli. Oznacza to, że w niedługim czasie – gdy tylko zakończy się proces „konsultacji” i minister edukacji wyda planowane rozporządzenie – katecheci, w tym księża i zakonnicy/zakonnice, będą pełnić funkcję wychowawców klas w szkołach. Rozporządzenie to będzie jawnym pogwałceniem konstytucyjnych praw związanych z wolnością religijną i neutralnością światopoglądową państwa. Oto jak minister tłumaczy przepis mający dopuścić katechetów do funkcji wychowawców:
Zmiana zaproponowana w § 7. w ust. 1. umożliwi powierzenie przez dyrektora szkoły obowiązków wychowawcy klasy nauczycielowi religii, wchodzącemu w skład rady pedagogicznej. W dotychczasowym stanie prawnym nie było to możliwe. Przepis, uniemożliwiający powierzenie obowiązków wychowawcy klasy nauczycielowi religii, został wprowadzony w 1992 roku, kiedy to nauczycielami religii w szkołach w zdecydowanej większości byli księża i siostry zakonne. Obecnie, zwłaszcza w większych miejscowościach i miastach, religii uczą także świeccy katecheci, często zatrudnieni w szkole także jako nauczyciele innych przedmiotów. Na potrzebę zmiany przepisu w tym zakresie wielokrotnie wskazywali przedstawiciele Kościołów i innych związków wyznaniowych prowadzących nauczanie religii w szkołach.
To istne kuriozum. Minister widzi jakiś problem w tym, aby wychowawcami byli księża, ale puszcza do nas oko, że może tych księży nie będzie zbyt wielu, bo najczęściej katechetami-wychowawcami będą osoby świeckie. Otóż, Pani Minister, żyjemy w państwie neutralnym światopoglądowo i religijnie, gwarantującym każdemu obywatelowi wolność wyznania i wolność niewyznawania religii. To są nasze podstawowe konstytucyjne prawa, domagające się aktywnej ochrony przez instytucje publiczne oraz ustawy.
Wolność religijna oznacza m.in. wolność od indoktrynacji religijnej. Nawet gdyby tylko jeden imam, rabin albo ksiądz został wychowawcą w publicznej szkole, oznaczałoby to przymus religijny, sankcjonowany przez państwo. Zwłaszcza zaś dotyczy to księży, którzy podlegają biskupom, podlegającym z kolei kurii rzymskiej i jej doktrynalnym nakazom. Są to bowiem osoby instytucjonalnie i prawnie (w zakresie prawa kanonicznego) zobowiązane do tego, aby wszędzie i na każdym stanowisku upowszechniać wiarę katolicką.
Jako wychowawcy naszych dzieci, zobowiązani polskim prawem do powstrzymywania się od wychowywania ich w duchu katolickim, znajdą się w konflikcie interesów, którego rozwiązanie będzie jedno – mając do wyboru lojalność wobec polskiej konstytucji lub lojalność wobec Watykanu i biskupów, wybiorą bez wahania to drugie. Będą nadużywać swojej funkcji do wywierania na dzieci wychowawczego wpływu, zgodnego z (wysoce nieetycznymi zresztą) poglądami Watykanu.
I pani minister wie to doskonale. Wie, że jej rozporządzenie pogwałci prawo dzieci i rodziców niechętnych katolicyzmowi do niebycia molestowanymi tą religią i jej moralistycznym przekazem. Wie, ale nic jej to nie obchodzi. Dla ludzi PiS prawa obywatelskie i konstytucja są niczym w zestawieniu z autorytetem Kościoła i potęgą władzy. Pani Zalewska zapewne nie jest nawet zdolna myśleć w kategoriach praw konstytucyjnych i zapewne nie wierzy, że ktoś w ogóle może traktować poważnie takie rzeczy. Po prostu nie przeszkadza jej, że księża i katecheci będą urabiać na katolicką modłę dzieci z niekatolickich rodzin. Nie widzi w tym nic złego, bo przecież to taka piękna religia jest…
Znam wiele piękniejszych religii i wiele instytucji religijnych mniej, a nawet dramatycznie mniej obciążonych zbrodniczą przeszłością i przestępczą współczesnością. Gdybym był wierzący, z pewnością nie przystałbym do Kościoła rzymskiego – po prostu bałbym się Boga i jego gniewu.
Ale to nie ma nic do rzeczy – nawet gdyby Kościół katolicki był instytucją godną szacunku, nie usprawiedliwiałoby to przymusu religijnego w szkołach, który w Polsce ma rozmiary katastrofalne. PiS rozmiary tej katastrofy właśnie powiększa. Ale się przeliczy – i Kościół rzymski w Polsce, i jego partia. Indoktrynowani i molestowani średniowieczną ideologią młodzi ludzie, gdy tylko wyrwą się z łap „ewangelizatorów”, uciekają od Kościoła gdzie pieprz rośnie. Bo im wolno i mają dokąd!
Jeszcze dekada albo dwie i zobaczymy w miejsce Polski watykańskiej Polskę polską – uwolnioną od ciemnoty, resentymentu, ksenofobii, homofobii, mizoginii i tego całego zgorszenia, które każdego dnia jak smog na nowo przenika całe życie naszego kraju. Z bożą pomocą to się kiedyś skończy!