Kaczyńskiemu krzyżyk na drogę…
Zgodnie z przewidywaniami buldogi wyskoczyły spod dywanu, gryzą się zażarcie i bez skrępowania. Nie będą już słuchać swego pana, bo wiedzą, że zanim je kopnie, one wbiją mu kły w łydkę.
Przeto pan tylko biega wokół nich i śmiesznie wymachuje rączkami. Ziobro, Duda, Morawicki, Szydło już tylko udają, że bawią się w „Stary niedźwiedź mocno śpi”. Stary może się tylko obudzić i znowu zdrzemnąć. To już traci znaczenie. Teraz się gra w „Kółko graniaste, czterokanciaste”. A za tym kółkiem jeszcze Macierewicz, Gowin, Rydzyk, Kukiz… Wszyscy czekają, aż się kółko za cztery grosze połamie.
W PiS zaczęła się bezpardonowa walka o mięcho wyborcze, którego będzie mniej, niż się spodziewali. Sondaże spadają i będą spadać. Rajdy CBA i pokazówki mogą to zatrzymać na moment, ale kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie – za chwilę rozkręci się afera spółki Srebrna i Kaczyński Tower, odsłonią się brzydkie deale reprywatyzacyjne, może nawet powróci Telegraf, może i sprawa udziału ludzi Kamińskiego w aferze taśmowej.
Jak media poczują, że PiS słabnie, z miłą chęcią odpalą te akcje, a stare kotlety wrzucą do mikrofali. Premie dla rządu, grandy z Polską Fundacją Narodową, jachciki i rauciki, kuzyni prezesa na stanowiskach, drenowanie spółek skarbu państwa na potrzeby partyjne i wiele innych tego rodzaju aferek – to więcej niż jakieś tam abstrakcyjne zamachy na „porządek konstytucyjny”. Bo władza może być bezczelna i łamać wszelkie zasady, byleby trzymała się tej jednej: kraść mniej niż poprzednicy.
A tymczasem lud już nie ma pewności, czy „tuski” kradły więcej, czy „kaczory”. I ta niepewność pod sklepami i przy wódce w małych miasteczkach i na wsiach jest dla PiS zgubna. Raz rozbudzona, nie zostanie już ukojona. Zaufania ludu nie da się odzyskać. Tak jak nie da się utrzymać wdzięczności za 500 plus, tym bardziej że ludzie nie cierpią być wdzięczni. Jak im się powie, że obalenie PiS nie odbierze im tych pieniędzy, to się chętnie przerzucą na „kto da więcej”.
Poza tym doszło na wieś, że Kaczyński się awanturuje z Europą, a to może zaszkodzić dopłatom do szanownych areałów. Lepiej więc wybrać jakichś spokojniejszych, co lepiej liczyć umią. I już by oddali temu komuś swe serca, gdyby tylko się pojawił. PiS ma już tylko dwa atuty: światową koniunkturę gospodarczą i słabość opozycji. Jednak do wyborów 2019 może się to zmienić.
Za chwilę im się rypnie. Bo w polityce działa zasada pochyłego drzewa: pochylisz się za bardzo, to zaraz ci wskakują na plecy. To się dzieje nagle. A tymczasem nie udało im się „zrepolonizować”, czyli podporządkować sobie mediów. Nie panują w internecie, nie kontrolują większości sędziów, nie kontrolują nawet znacznej części prokuratorów. Wielu urzędników myśli już o świecie po PiS i woli się zabezpieczyć, przyjąć postawę oportunistyczno-wyczekującą. A niektórzy nawet chcieliby sobie wyrobić reputację opozycjonistów.
Zatrzymało się PiS-owi w pół drogi, a wrogowie dyszą żądzą zemsty. Ich gorący oddech owiewa bycze karki politycznych parweniuszy, małych karierowiczów i sprzedawczyków, których niezliczone zastępy partia rozstawiła po kraju. A w narodzie złość coraz większa. I coraz większa odwaga, bo PiS cofa się „na z góry upatrzone pozycje” dosłownie na wszystkich frontach. Hasłem sezonu staje się „Kuria mać!”. Któż by się tego spodziewał?! Dosłownie świat się wali i Sodomka z Gomorką.
W PiS postępuje proces destrukcji – od góry do dołu. Nikt tam już nie wierzy, że Kaczyński niczym Mojżesz przeprowadzi całą partyjną hordę przez morze wyborów do ziemi obiecanej drugiej kadencji, gdzie znów każdy otrzyma nadania – wedle rangi, wieku i posłuszeństwa. To już nie działa. Kaczyński stracił kontrolę, choruje, nie rozumie sytuacji, która całkiem go przerasta. Zwykłe rozgrywanie ludzi kijem i marchewką wedle zasady, że każdy pilnuje wyłącznie swego interesu i każdego można przekupić, po prostu już nie wystarczy. Ani Unii, ani USA nie da się „dogadać” poprzez jakiś wulgarny „deal”, ani narodu i Kościoła nie ma już czym kupić. Pieniądze rozdane, godność zwrócona, a dziobki ciągle rozwarte.
Tak w narodzie i kościele, jak w samej partii. Nikt już nie wierzy, że stary dyktator ma wór z prezentami i rózgę. Wór pustawy, a rózga połamana. Pozbycie się Macierewicza i Szyszki, a więc de facto zerwanie układu z Rydzykiem, kosztowało Kaczyńskiego utratę połowy aktywów. Macierewicz, zapewne nadal dobrze obstawiony prze tych samych zagranicznych przyjaciół, poleruje sztylet i segreguje kwity. Rydzyk tylko czeka na kogoś młodszego, kto na dłużej go zabezpieczy i będzie na tyle mierny i lękliwy, że można nim łatwo manipulować. I Ziobro dobry, i Duda. Biskupi też nie będą się już przejmować schorowanym 70-latkiem. Co mógł im dać, to dał. Teraz trzeba poszukać nowego kandydata do zbawienia, któremu miękną nogi, gdy go biskup po plecach poklepie. Zawsze tacy byli i będą. Jeszcze tak nie było, żeby nie było. Dłużej klasztora niźli przeora. Nie będzie Kaczyńskiego, to będzie inny.
Kaczyński narzeka, że mu Duda zrobił psikusa z wetami. Czyżby stracił wyczucie i przyznaje się do porażki? Co gorsza, wziął na siebie wyskok Szydło. Durny i nie do obrony. Czyżby nie rozumiał, że się podkłada? To nieprawda, że Kaczyński ma instynkt i myśli trzy kroki do przodu. Nawet w PiS już w to nie wierzą. Działa ad hoc, kierując się odruchami idiosynkrazji i podpowiedziami zauszników i piarowców. Mit nieomylnego wodza nieodwołanie się posypał.
Liczba i skala porażek PiS w ostatnim czasie jest zdumiewająca. Kompletny wypad z polityki międzynarodowej z powodu ustawy o IPN, totalna kompromitacja na odcinku smoleńsko-pomnikowo-miesięcznicowym, na szyi aborcyjna pętla i otwarty konflikt z fundamentalistami we własnym obozie oraz z kobietami, zabrane niedziele, klęska programu mieszkaniowego – by wymienić te najważniejsze.
I niemal w każdym przypadku rejterada. I nie wiadomo, co dalej. Unia nie da sobie zamydlić oczu byle jakimi poprawkami do ustaw niszczących niezawisłość sądownictwa, biskupi już się nie cofną i będą przypierać słabnącego Kaczyńskiego do muru, a Rosjanie nie podarują Kaczyńskiemu „dowodów na zamach”, bo też już nie stawiają na tego konia. I nawet Morawiecki zawiódł. Miał być piarowy hit, a wyszedł prawicowy „oszołom”, wygadujący bzdury o Holokauście i kładący kwiaty na grobach faszystów.
Kaczyński ma pewnie nadzieję, że przez lato ludzie zapomną, a do tego czasu wynajdzie się dla nich jakiś prezent albo zrobi jakiś inny „sukces”. Może Unia nie uruchomi procedury ze słynnego artykułu 7? Może coś się zdąży wybudować albo rozdać? Ale nic z tego. Z poparciem tak jest, że jak już zacznie spadać, to spada. A Tusk tylko czeka, przyczajony, żeby zadać cios. Zostanie podkręcanie ordynacji wyborczej i awantury. Ale to za mało, żeby z jesiennych wyborów samorządowych wyjść z tarczą. Dobre czasy posła Kaczyńskiego już się skończyły. Nie będzie spoglądał z nowego gabinetu na setnym piętrze Kaczyński Tower na swój odzyskany kraj i naród. Nie będzie emerytowanym zbawcą narodu, lecz emerytowanym politycznym bankrutem.