Dialog polsko-żydowski? Skończmy z tą dziecinadą
Pytanie o sens słynnego „dialogu polsko-żydowskiego” zadałem sobie na wieść o przyznaniu Humanitarnej Nagrody im. Jana Karskiego przez związany z Kongresem Polonii Amerykańskiej Komitet Dialogu Polsko-Żydowskiego ikonicznej antysemitce Ewie Kurek, słynącej ze swej tezy o dobrej zabawie w autonomicznych gettach żydowskich na tle ponurej rzeczywistości poza ich murami.
Nagroda miała być wręczona 18 kwietnia w konsulacie generalnym RP w Nowym Jorku. Laur ma otrzymać również nasz konsul generalny w tym mieście Maciej Golubiewski. Jeśli doszłoby do tego, że w polskiej placówce dyplomatycznej polski dyplomata przyjąłby nagrodę w towarzystwie agresywnej antysemitki, byłaby to najsławniejsza polska nagroda – przynajmniej jeśli chodzi o jej nagłośnienie w Izraelu. Dla polskiej dyplomacji i samego Golubiewskiego wydarzenie to oznaczać zaś będzie ostateczną utratę zdolności honorowej. O łagodzeniu napięcia w stosunkach polsko-izraelskich i polsko-żydowskich, powstałego po uchwaleniu przez Sejm obrzydliwej ustawy o IPN, w takich warunkach nie może być nawet mowy. Izrael ma swoich ludzi i notuje takie rzeczy.
Widząc, jak polscy żydożercy co rusz wycierają sobie gęby Sprawiedliwymi, a w tej liczbie Janem Karskim, dochodzę do wniosku, że nie ma o czym gadać z tą władzą i jej społecznym zapleczem. Niech sobie tkwią w swoich kompleksach, uprzedzeniach i ignorancji. Niech patrzą w lustro i widzą swoje uśmiechnięte gęby wcale-nie-antysemitów. Co nas właściwie oni obchodzą? Czy jesteśmy w stanie zmusić ich do czytania książek o Zagładzie i stosunkach polsko-żydowskich podczas wojny, przed jej wybuchem i po jej zakończeniu? Nie ma na to szans. Poza opowieściami o tym, jak Polacy ratowali Żydów, nic ich nie interesuje i niczego nie chcą słyszeć. Dlaczego mamy się tak dla nich i za nich starać? Czy to jest nas, ludzi kulturalnych, interes, żeby jakieś nieuki i parweniusze zaczęli coś rozumieć? To ich sprawa i ich strata, skoro są głupi i zakłamani.
Nie ma sensu spotykać się z tymi ludźmi i „dialogować”. Bo tak naprawdę nie ma żadnego „dialogu” polsko-żydowskiego ani „chrześcijańsko-żydowskiego” i nie ma żadnego powodu nadal do niego nawoływać. Byli i są ludzie dobrej woli, jak ks. Stanisław Musiał czy prof. Stanisław Krajewski, ale w sumie nic im się nie udało. Od wielu lat trąbi się o tym, ale nigdy w życiu nie widziałem żadnego dialogu – za to tysiące razy słyszałem gadaninę „o potrzebie dialogu”.
Ta rytualna i żałosna gadanina zastępuje sam dialog, który jest niemożliwy i zbędny. O czym mamy rozmawiać? Czy Jezus był Mesjaszem? Czy Maryja była dziewicą? Czy w Jedwabnem Polacy spalili 600 Żydów, czy może tylko 200? Przecież to wszystko jest zupełnie żenujące i pozbawione sensu. Nigdy nie słyszałem o żadnych uzgodnieniach stanowisk, jakie miałyby być następstwem jakichkolwiek polsko-żydowskich czy chrześcijańsko-żydowskich rozmów. Nie spotkałem też żadnego rabina ani księdza, który sugerowałby możliwość zmiany swoich przekonań religijnych w wyniku „dialogu”. Łatwo za to usłyszeć rabinów mówiących, że „Polacy byli gorsi od Niemców”, oraz księży mówiących, że Żydzi zafundowali sobie Holokaust za swoje pieniądze. I żadne imprezy pod szyldem „dialogu” niczego nie zmienią pod tym względem. Choćby „dni judaizmu” w kościele było 365 w roku – niczego to nie zmieni, bo jaki Żyd jest, każdy widzi. I jaki katolik – to samo.
Nie zawsze warto rozmawiać. A już zwłaszcza z durniami i nieukami, którzy nie dość, że nie czytają książek, to nawet nie wiedzą, że powinni. Proponuję zakończyć poronione pseudodialogi i iść na wódkę. Najlepiej koszerną. Z Polmosu.